Drzew doglądają… jadąc samochodem. Gdy runęło, nie ma winnych

Patryk Chrząszcz spod Sierpca na Mazowszu walczy o odszkodowanie za zniszczony samochód ciężarowy, na który spadło drzewo. Lasy Państwowe nie poczuwają się do odpowiedzialności, twierdząc, że dokonują przeglądu stanu drzew. Mężczyzna oddał sprawę do sądu, gdzie okazało się, że leśnicy kontrolują stan lasu… jadąc samochodem.

Pan Patryk Chrząszcz ma 43 lata, mieszka we wsi Podlesie w województwie mazowieckim. Jeszcze do niedawna prowadził firmę, która zajmowała się obsługą techniczną imprez. Trzy lata temu, gdy jechał na kolejne zlecenie, zdarzył się wypadek, który odmienił jego życie.

- Jechaliśmy do klienta na zlecenie. Był to normalny dzień, delikatna mżawka, nie było żadnych porywistych wiatrów, dzień jak co dzień po prostu. Drzewo przewróciło się w trakcie naszej jazdy bezpośrednio na kontener niszcząc dach, wybijając szybę, praktycznie uziemiając ten samochód na miejscu – opowiada.

Pola poszatkowane przez obwodnice. Rolnicy mówią: nie

Pan Patryk wyszedł z wypadku cało, ale samochód został zniszczony. Ponieważ drzewo rosło na terenie należącym do Nadleśnictwa Jedwabno na Mazurach, to do tej instytucji nasz bohater wystąpił o odszkodowanie. Leśnicy jednak odmówili wypłacenia pieniędzy.

- Nadleśnictwo Jedwabno tłumaczyło się tym, że dokonuje corocznego przeglądu drzewostanu, taki przegląd był dokonany w marcu, w roku, w którym doszło do zdarzenia, no i nie mają sobie nic do zarzucenia – mówi pan Patryk.

Mężczyzna domaga się blisko 25 tys. zł odszkodowania. Sprawa trafiła do sądu.

- Sąd przesłuchał zarówno strony postępowania, jak i świadków wnioskowanych przez strony, i na wniosek pozwanego dopuścił dowód z opinii biegłego-dendrologa – informuje Olgierd Dąbrowski- Żegalski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie.

Według pana Patryka opinia powołanego biegłego była dla niego przychylna i obciążała leśników. Sąd jednak uznał ją za niewystarczającą i powołano kolejnego biegłego, który nie dopatrzył się uchybień ze strony Lasów Państwowych. Jak udało nam się ustalić, biegły sam jest emerytowanym leśnikiem i pracował w tym samym regionie, w którym działają oskarżeni urzędnicy.

- W 2000 roku zostałem pracownikiem regionalnej dyrekcji i tam zajmowałem się m.in. skargami. Jestem leśnikiem i rozpatrywałem skargi na leśników. Nie miałem żadnych problemów, żeby ktoś podważał moje ustalenia – mówi nam biegły.

- To sąd powołuje osobę w charakterze biegłego i to sąd ocenia, czy mamy do czynienia z okolicznościami takimi, które wyłączają daną osobę z bycia biegłym w danej sprawie z uwagi na ewentualny konflikt interesów – tłumaczy Olgierd Dąbrowski- Żegalski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie.

Przez 23 lata był zmuszany do niewolniczej pracy

- Podczas postępowania sądowego zapytałem leśniczego, w jaki sposób dokonuje się tego przeglądu drzewostanu. A leśniczy zeznaje nam, co mnie bardzo zszokowało, że dokonuje się przeglądu drzewostanu z poziomu jadącego samochodu, jako kierowca, przy prędkości 20-40 km na godzinę – opowiada pan Patryk.

Zabieramy na przejażdżkę z podobną prędkością Aldonę Fenyk, dendrolog z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

- Jestem w stanie tylko ocenić, czy kondycja zdrowotna drzew, czyli ulistnienie jest odpowiednie w stosunku do innych drzew. Więc tylko połowicznie jestem w stanie określić ogólny wygląd drzewa. Absolutnie nie jestem w stanie określić, czy jest zdrowe i czy nie zagraża bezpieczeństwu – przyznaje.

Drzewo złamane, samochody uszkodzone, ale winnych brak

- Na hektar rośnie 300 do 500, 600 drzew. I teraz, jak jest tyle hektarów, to jak ma postąpić leśniczy, który ma do obejrzenia kilkanaście tysięcy drzew?  Jak on ma obejrzeć każde drzewo oddzielnie? – odpowiada biegły.

Patryk Chrząszcz zamknął działalność gospodarczą, tłumaczy, że nie było go stać, by pokryć koszty naprawy. Obecnie nie pracuje ze względu na ciężką chorobę jest na rencie. Nasz bohater liczy na to, że sprawiedliwość zwycięży i Lasy Państwowe wypłacą należne mu odszkodowanie. Ale, jak mówi, nawet wygranie tej sprawy nie przywróci wszystkiego, co stracił w wyniku wypadku i niekompetencji urzędników. Termin kolejnej rozprawy sąd wyznaczył na 30 września.

- Na pewno nie odbuduję za te pieniądze życia, czasu utraconego i kilku lat nerwów – podsumowuje.

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX