Wyremontowali i chcą wykupić mieszkania. Gmina odmawia
Mieszkańcy kamienicy przy al. 1 Maja w Łodzi od lat proszą gminę o wykup mieszkań komunalnych. Pierwsze wnioski składali już w 2004 roku, kolejne m.in. w 2011, 2016 i 2019 roku. - Oni stwarzają jeden powód, ja go eliminuję i pojawia się następny. Teraz od kilku lat to już nawet żadnych odpowiedzi nie otrzymuję – stwierdził jeden z mieszkańców.
W kamienicy mieszka ponad 30 rodzin. Są tam lokale własnościowe i komunalne - należące do gminy. Odkąd wspólnota mieszkaniowa zaczęła dbać o budynek, ten zdecydowanie zyskał na wyglądzie. Kamienicę ocieplono i pomalowano. Zadbano o podwórko, zamontowano monitoring.
Mieszkanie chciałby wykupić m.in. Włodzimierz Wysocki.
- Dużo pieniążków w nie włożyłem. Kafelki, podłogi, jakieś okna wymieniłem na plastikowe. Spółdzielnia nie chciała mi nawet zwrócić pieniędzy za te okna, choć wcześniejsze nadawały się wyłącznie do wymiany – opowiadał.
Mieszkańcy uważają, że odkąd odnowiono kamienicę, zaczęły się kłopoty z urzędnikami. Lokatorzy od lat bezskutecznie starają się o wykup mieszkań. Pan Włodzimierz pierwszy wniosek złożył jeszcze w 2004 roku. Wnioski jego i reszty lokatorów trafiały do urzędu też w 2011, 2016 i 2019 roku.
Nieczystości spływają na jej działkę. Od lat
- Było kilka powodów odmowy: że korytarzyki wspólne mamy, że trzy rodziny mieszkają w jednym korytarzyku, który przylega dopiero do klatki schodowej i jest jedna ubikacja. Tłumaczono nam, że jedna osoba wykupi, a dwie nie wykupią, to my złośliwie im będziemy zabraniać chodzić. Przecież nikt nikomu by tutaj nie bronił chodzić do ubikacji – powiedział Włodzimierz Wysocki.
Pani Beata Ruzga pokazała nam korytarze łączące mieszkania, które dla miasta są przeszkodą w umożliwieniu wykupu.
- Ten problem miał zostać rozwiązany, po to była robiona inwentaryzacja, czyli pomiar wszystkich powierzchni: powierzchni mieszkań, powierzchni korytarzy, które po tej inwentaryzacji miały być wyodrębnione, oddzielone od mieszkań. Na dzień przed wizytą u notariusza miasto odwołało, twierdziło, że nie przyjdzie i nie podpisze aktu notarialnego. Wróciliśmy do punktu wyjścia – wspominała Beata Ruzga.
- Było dużo takich różnych pierdółek: że nie ma ubikacji, że nie ma liczników wody. Ja to wszystko już mam. Oni stwarzają jeden powód, ja go eliminuję. No i pojawia się następny. Teraz od kilku lat to już nawet żadnych odpowiedzi nie otrzymuję – stwierdził Włodzimierz Wysocki.
- Klatka jest zdewastowana, wymaga remontu. Gdyby ludzie mieli własne mieszkania, toby inaczej dbali o to, bo wiedzieliby, że mają w co inwestować i o co dbać. A jak są cały czas najemcami, to jest to takie właściwie niczyje – dodała Beata Ruzga.
Mieszkania po rodzicach nie dostaną. Urzędnik daje i zabiera
Próbowaliśmy umówić się na rozmowę z przedstawicielami gminy, ale ci nie zdecydowali się na spotkanie. W zamian przesłali oświadczenie. Zdaniem urzędników za opóźnienia winę ponosi prywatny administrator budynku, bo nie przeprowadził ponownej inwentaryzacji lokali, o którą wnioskowała gmina. I zdaniem jej przedstawicieli, to właśnie administrator odwołał umówione spotkanie z notariuszem.
- My nie możemy negować praw właściciela, jakim jest gmina, do robienia ze swoim zasobem tego, co uważa za stosowne – skomentowała właścicielka firmy administrującej budynkiem.
- Może za chwilę znajdzie się jakiś wnuczek babci, której tam w testamencie siostra zapisała te udziały. Być może coś takiego jest na rzeczy, ponieważ nie da się tego logicznie wytłumaczyć – podsumowała Beata Ruzga.