Odebrali pieniądze na chorą Kingę. Pomogła Interwencja
Urzędnicy z Gdańska odebrali świadczenia, w tym 500+, matce samotnie wychowującej 7-letnią, niepełnosprawną córkę z zaawansowaną cukrzycą. Stało się tak, bo były mąż pani Anny wystąpił o zasiłki na córkę za granicą, choć pozbawiony jest władzy rodzicielskiej. Gdy nagłośniliśmy sprawę, świadczenia przywrócono, a losem Kingi zainteresował się Rzecznik Praw Dziecka.
42-letnia pani Anna z Pruszcza Gdańskiego jeszcze kilka tygodni temu była zrozpaczona. Z powodu urzędniczych przepisów walczyła o przetrwanie.
Rodzinę odwiedziliśmy z kamerą kilka tygodni temu. Pani Anna wychowuje Kingę sama. Osiem lat temu wyszła za mąż, ale małżeństwo nie trwało długo. Ojciec porzucił rodzinę, kiedy Kinga miała zaledwie miesiąc. Pięć lat temu pani Anna rozwiodła się.
Co spotkało panią Irenę? Rodzina kontra dom opieki
- On już miał kolejne dziecko w drodze, dlatego złożyłam sprawę do sądu – opowiadała kilka tygodni temu pani Anna.
To nie koniec rodzinnych kłopotów. Dwa lata temu z dnia na dzień okazało się, że Kinga ma zaawansowaną cukrzycę.
- Kinga już miała kwasicę ketonową (groźne powikłanie cukrzy – red.), będącą zagrożeniem życia. Pan doktor powiedział, że nie wiadomo, co by było jutro, mogłaby zapaść w śpiączkę i się nie obudzić – opowiadała pani Anna.
Dziecko wymaga stałej opieki. Pani Anna otrzymywała świadczenie rodzinne, 500+, a także pieniądze z tytułu opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym. Jednak okazało się, że nagle wszystkie świadczenia wstrzymano.
- Mój umysł tego nie ogarnia, że samotnej matce z dzieckiem niepełnosprawnym można odebrać wszystkie pieniądze – skomentowała pani Izabela, matka innego dziecka chorego na cukrzycę.
- Insulina się kiedyś skończy, wiadomo, że nie jest tak droga, ale jak się nie ma ani grosza… - rozpaczała pani Anna.
Sąsiad zalał ich drzwi betonem! Walczą trzy lata
Świadczenia wstrzymano, bo do Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku wpłynęła informacja, że o pieniądze na dziecko zaczął ubiegać się ojciec Kingi, który jest za granicą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mężczyzna od kilku lat pozbawiony jest władzy rodzicielskiej, nie płaci alimentów i nie interesuje się rodziną.
- Wszelkie dokumenty wypisuję, tłumaczę, zawożę, wysyłam. Próbowałam tłumaczyć sobie na wszelkie sposoby, może pan wojewoda nie czyta tego, co podpisuje? – zastanawiała się pani Anna.
Po naszej interwencji sprawa nabrała tempa. Pomorski Urząd Wojewódzki cofnął decyzję o wstrzymaniu wypłaty świadczeń.
- Uważam, że to była wielka ignorancja, bo ja informowałam urząd wojewódzki, wysyłałam pisma, gdy oni tylko wzywali mnie o jakiekolwiek wyjaśnienia, ja niezwłocznie w ciągu paru dni, tak jak oni wyznaczali, wysyłałam do nich pisma. Najwidoczniej po prostu nikt ich nie czytał – komentuje pani Anna.
Złość rolników. Tracą ziemię pod rządowe inwestycje
Po emisji naszego reportażu losem rodziny zainteresował się także Rzecznik Praw Dziecka.
- Panie z pomocy społecznej mówiły, że Rzecznik Praw Dziecka poprosił, by przyszły i zobaczyły, co się u nas dzieje, czy niczego Kindze nie brakuje. Dostałyśmy od nich taką jednorazową pomoc, żebyśmy miały po prostu na potrzeby codzienne. Wszystko dobrze się skończyło – mówi pani Anna.
- Myślę, że gdyby nie Telewizja, to dalej by to nie ruszyło, to polskie realia, niestety. Trzeba się cieszyć, bo jest dużo ludzi, którzy nam pomagali, zgłosiły się „mamy cukrzycowe”, które przysłały nam wkłucia, prezenty dla Kingi, jakieś ciuszki. Chciałam podziękować państwu , że przyjechaliście, mojej Monice (przyjaciółce – red.), która napisała maila do Interwencji. Ona sama ma dziecko z cukrzycą i wie, z czym to się je. Jest super, bardzo dziękuję – dodała pani Anna.