Bracia zamienili mieszkanie w melinę. Lokal spłacają siostry
Siostry Elżbieta Biernat i Karolina Kurek ze Złotoryi spłacają zadłużone mieszkanie odziedziczone po matce. Lokal zajęli ich bracia zamieniając go w melinę. Ponieważ nie płacą, odcięto im wodę i prąd. - Pracuję po godzinach, w niedziele i nic z tego nie mam – mówi spłacająca zadłużenie pani Elżbieta.
Pani Elżbieta Biernat i Karolina Kurek mieszkają na stałe w Złotoryi. Kobiety wychowywały się bez matki, która oddawała je po urodzeniu ich babci.
Matka zmarła w 2007 roku, pani Elżbieta na stałe mieszkała i pracowała wówczas za granicą. Dwóch braci i siostra żyli w Polsce. Kobieta nie wiedziała, że jej rodzeństwo przyjęło spadek solidarnie bez jej obecności podczas rozprawy. Dziś to ona i siostra spłacają długi po matce, bo bracia nie pracują, piją i za mieszkanie nie płacą.
- Mieszkanie wygląda tragicznie. Jest zdemolowane, ostatnio spalili kuchnię. Cała instalacja elektryczna, wszystko jest popalone. Nie ma okien, po prostu bród, smród i ubóstwo – ocenia Karolina Kurek.
Podobnego zdania są sąsiedzi braci, którzy dostarczyli nam nagrania z alkoholowych libacji w mieszkaniu.
Czworo dzieci w rodzinie zastępczej. Matka walczy o ich powrót
- Nie płacą za mieszkanie. Tam nie ma światła, wody bieżącej, jest tylko butla gazowa.
A długu jest 68 tysięcy zł – mówi Elżbieta Biernat.
Karolina Kurek również spłaca dług. Kobieta pracuje na trzy czwarte etatu. - Mam 1200 zł na rękę. Po zajęciu przez komornika zostaje mi koło tysiąca. Premie, na przykład świąteczne, to wszystko zabiera komornik – tłumaczy.
Rozwiązaniem problemów pani Elżbiety i jej siostry byłaby eksmisja braci i licytacja mieszkania. Ale jak czytamy w oświadczeniu przesłanym nam przez komornika, w związku z pandemią koronawirusa organizacja wszystkich licytacji jest zawieszona do odwołania.
Jak się okazuje, problemy z braćmi ma nie tylko pani Elżbieta. Inni mieszkańcy bloku podkreślają, że próby eksmisji rodziny miały miejsce już kilkanaście lat temu. W tym czasie mężczyźni doprowadzili lokal do ruiny, trzy razy wzniecili pożary.
Ciężko poparzony syn i zrujnowane mieszkanie. Rodzina w potrzebie
- My jesteśmy cały czas na bombie. Już trzy razy były te pożary. Raz była straż. Później tej pani mąż zabrał butlę z gazem. Wygraliśmy sprawę w sądzie i mieli ich usunąć. Komornik wystawił mieszkanie pierwszy raz na licytację, przyszedł koronawirus i po licytacji. Żebyśmy 30 lat nie mogli się ich pozbyć... – mówią mieszkańcy.
Tylko jeden z braci zgodził się na krótką rozmowę z nami. Przyznał, że nie pracuje i nie ma za co spłacać zadłużenia.
Elżbieta Biernat mówi, że bracia nie chcą pomocy. - Siostra wzięła brata do siebie, to uciekł i powiedział, że jemu takie życie się podoba – opowiada.