Wycieczka odwołana, emeryci bez pieniędzy
Dla wielu z nich miała to być wycieczka marzeń, pierwsza podróż samolotem. Pięćdziesięciu seniorów z Płocka miało lecieć na tygodniową wycieczkę do Czarnogóry. Podróż nie doszła do skutku z powodu pandemii koronawirusa, a emerytom do dziś nie zwrócono pieniędzy. Firma od miesięcy nie odpowiada na listy, maile i nie odbiera telefonów.
Pani Marianna Gudzowska ma 66 lat. Mieszka w Płocku. Siedem lat temu jej mąż zmarł na raka. Kobieta mimo samotności próbuje żyć normalnie. Rok temu koleżanka namówiła ją na tygodniową wycieczkę do Czarnogóry. Cena była dobra, 1600 zł za tydzień pobytu we wrześniu tego roku. Biuro podróży rekomendował miejscowy oddział partii emerytów.
Drogowy absurd. Małe ekrany przy obwodnicy, większe przy drodze gminnej
- Chciałam pojechać do Czarnogóry, żeby sobie przypomnieć. Byliśmy tam raz z rodziną maluchem. Córka miała 7 lat wtedy – opowiada pani Marianna.
Na wycieczkę miało jechać w sumie pięćdziesięciu seniorów. Spotykamy się z częścią z nich w siedzibie partii emerytów w Płocku. To stąd seniorzy się znają i tu dowiedzieli się o wycieczce.
- Miał być przelot i pobyt. Z mężem zapłaciliśmy 3300 zł – opowiada pani Ewa.
- Z tym biurem było bardzo dobrze. Byłem i w Truskawcu, i na innych wyjazdach. Organizacja prawie wzorowa – mówi inny klient pan Janusz.
Kłopoty zaczęły się, kiedy klienci zaczęli rezygnować z wycieczki. Pani Marianna zrobiła to w lutym tego roku z powodów zdrowotnych. Dostała wtedy oficjalne pismo z biura, że w ciągu 21 dni otrzyma zwrot pieniędzy na konto. Inni seniorzy odwoływali pobyt z powodu pandemii. Cierpliwie czekali na zwrot pieniędzy w ciągu 180 dni zgodnie z ustawą covidową. Niestety, czekają do dziś. Biuro podróży milczy.
- Ja sobie wyliczyłam, że do 16 marca powinnam otrzymać pieniądze. Wyjątkowo nas źle traktują – uważa pani Marianna.
- Ponad 3 tysiące złotych to jest duża kwota dla emeryta – podkreśla pan Ewa.
Seks-party z europosłem w Brukseli. Dawid Manzheley poszukiwany w Polsce
Pani Marianna zadzwoniła do firmy po wyjaśnienia:
- Chciałam się dowiedzieć, kiedy dostanę zwrot pieniędzy za Czarnogórę.
- Mogę pani podać numer telefonu do koleżanki.
- Nikt tego telefonu nie podnosi, bo ja dzwoniłam przed chwilą.
- Ale do mnie pani dzwoni po raz pierwszy, prawda?
- Tak, bo wyszperałam ten numer.
- Nie mam pojęcia, na jakim etapie jest państwa sprawa. Ja się zajmuję pielgrzymkami.
- Czy wy w ogóle reagujecie na pisma klientów? Ja wysłałam piąte już pismo.
Jedziemy zatem do Prudnika na Śląsku, gdzie znajduje się główna siedziba firmy, jak wynika z dokumentów, które przedstawiła nam pani Marianna. Tam jednak czeka nas niemiła niespodzianka… biuro firmy jest zamknięte. Wygląda na opuszczone od dawna.
- Tu nikogo nie ma i bardzo rzadko ktoś bywa. Tylko korespondencja przychodzi… Przez chwilę był kontakt podany tu, ale teraz nic – słyszymy na miejscu.
Jedziemy do pobliskiej Nysy pod adres znaleziony na stronie firmy. Tam ma mieścić się centrum operacyjne biura. Z prezesem udaje się nam porozmawiać telefonicznie. Krzysztof R. obiecał, że spotka się z nami. Potem się wycofał.
Zmarła trzy dni po wyjściu ze szpitala
- Rzeczywiście dwie panie znaleźliśmy, które w lutym składały nam rezygnacje i dzisiaj prosiłem księgową, żeby zrobiła przelew, żeby panie miały pieniądze na koncie – powiedział prezes Krzysztof R.
Reporterka: Ale czy to musiało się skończyć aż telewizją? Ta pani napisała do państwa pięć pism.
Krzysztof R.: Sprawa jest z mojej strony załatwiona.
- A co z innymi osobami, które nie uczestniczyły w wycieczce?
- Złożyliśmy wniosek do Funduszu Turystycznego zgodnie z procedurami.
"Boję się każdego dnia". Nie jest w stanie obronić się przed mężem
- Żebym nawet miała pieniądze i tylko jedno biuro, żeby z nimi pojechać, to nie pojadę, na pewno, absolutnie - podsumowuje Marianna Gudzowska.