System przeciążony pandemią. Nie żyje 77-latka
Chora na nerki 77-letnia pani Józefa trafiła do szpitala z powodu problemów z sercem. Kobiecie zrobiono test na koronawirusa. Wyszedł niejednoznacznie, dlatego 77-latkę odesłano do domu. Czekając na ponowny test, kobieta nie mogła być dializowana. Jej stan zdrowia zaczął się pogarszać. Kiedy w końcu trafiła do szpitala, okazało się, że na pomoc jest za późno.
74-letni pan Henryk i 77-letnia pani Józefa pobrali się prawie czterdzieści lat temu. Mieszkali w Jaworznie na Śląsku. W życiu układało im się pomyślnie.
- Bardzo dobrzy ludzie. Nie myśleli tylko o sobie, ale też o innych, przede wszystkim o ludziach biedniejszych - mówi sąsiadka małżeństwa, pani Danuta.
Pani Józefa kilka lat temu zaczęła chorować. Miała problemy z nerką, trzy razy w tygodniu była dializowana. Wkrótce u kobiety pojawiły się też kłopoty z sercem. Pani Józefa musiała mieć wykonaną koronografię w klinice w Chrzanowie. Niestety z powodu pandemii czekała kilka miesięcy. Zabieg kilkukrotnie odwoływano. W końcu 2 listopada pani Józefa została przyjęta do kliniki.
Zanim sąsiadka, która przywiozła panią Józefę do szpitala, zdążyła wrócić do domu, odebrała telefon ze szpitala, że trzeba zabrać pacjentkę z powrotem do domu.
Zmarła trzy dni po wyjściu ze szpitala
Okazało się, że pani Józefa miała niejednoznaczny wynik testu na koronawirusa.
- Zrobili wymaz, z jednej dziurki nosa wyszedł ujemny, a z drugiej dodatni - mówi Henryk Kępka, mąż pani Józefy.
Pani Józefa wróciła do domu i czekała na powtórny test na koronawirusa. Kobieta w tym czasie nie mogła być dializowana, dlatego stan jej zdrowia zaczął się pogarszać.
- Nie chcieli jej przyjąć na dializy. Miał przyjechać do niej sanepid i zrobić test na Covi-19, ale nie przyjechał - relacjonuje sąsiadka.
Na pobranie wymazu nikt nie przyjechał przez kilka dni. Pan Henryk w końcu wezwał do żony pogotowie ratunkowe. Karetka zabrała panią Józefę do szpitala w Jaworznie, jednak kilka godzin czekała pod szpitalem.
- Czy miejsca szukali, czy jak? Ciężko jest mi powiedzieć. Jak można tyle godzin stać? - zastanawia się pan Henryk, mąż kobiety.
"Mogły zdarzać się sytuacje, w których pacjenci musieli oczekiwać na przyjęcie do Szpitala w karetce, ale miało to miejsce wyjątkowo i to jedynie w przypadkach, kiedy na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie było wolnych miejsc" - wyjaśniła dyrekcja Szpitala Wielospecjalistycznego w Jaworznie.
Niebezpieczne autobusy na Podkarpaciu. 15-latka potrącona na pasach
Po kilku godzinach oczekiwania pod szpitalem w Jaworznie, panią Józefę przewieziono do szpitala covidowego w Katowicach. Niestety wszystko działo się zbyt późno. 7 listopada pani Józefa zmarła.
Pan Henryk bardzo przeżył śmierć żony.
- Jak dowiedział się o śmierci, to spał ze zdjęciem żony. To było bardzo zgodne małżeństwo - relacjonuje sąsiadka, pani Danuta.
- Brakuje mi żony, nie ma z kim porozmawiać, nie ma nic - mówi mąż kobiety.
Kto jest winny zaistniałej sytuacji: lekarze czy system?
- W obecnej sytuacji, czyli zagrożenia covidem, niektóre placówki medyczne są ograniczone w działaniach leczniczych i w tym wypadku jest to problem systemowy. Jeśli system jest przeciążony, to tak naprawdę odpowiedzialność odgórna spada na państwo - tłumaczy Przemysław Ligęzowski, radca prawny.
- Jest smutek, bo dobrą żonę miałem - mówi pan Henryk. Jego zdaniem gdyby nie pandemia i funkcjonowanie systemu służby zdrowia, jego żona żyłaby nadal.