Komis sprzedał auto - właścicielowi oddał jedną czwartą ceny
Mariusz Pawlak wstawił do komisu samochodowego w Chodzieży Land Rovera wartego ponad 200 tys. zł. Auto sprzedano ponad rok temu, ale mężczyzna dostał jedynie 45 tys. zł. I za nic nie może wywalczyć reszty pieniędzy. - Wszystkie organy poruszyłem: komornik, sąd, prokuratura i się nic nie dzieje – mówi.
Pan Mariusz wstawił auto do komisu wiosną 2019 roku. Po 3 miesiącach dostał wiadomość, iż znalazł się chętny na zakup auta.
- We wrześniu dostałem telefon, że jest klient, jakiś doktor z Bydgoszczy, wpłaci im 45 tys. zł zaliczki, którą od razu mi przekażą, a że doktor wyjeżdża gdzieś na trzy miesiące, to resztę sfinalizujemy później. Było to podejrzane, zacząłem dzwonić, ale bezskutecznie. Pan w ogóle się nie poczuwał do jakiejkolwiek rozmowy, do niczego. Wymyślał rzeczy, nie odbierał telefonu, nie oddzwaniał – opowiada pan Mariusz.
Mężczyzna otrzymał 45 tys. zł, mimo że upominał się o swoje pieniądze.
– W ogóle nie chciał rozmawiać ze mną na temat pieniędzy. Na dzień dobry udawał, że mnie nie zna, musiałem mu przypomnieć się, kim jestem. A później, że teraz jest problem w firmie, że odda w późniejszym czasie. W SMS-ach też miałem, że w grudniu się rozliczymy, bo klient zgłosił reklamację. Fakturę dostaliśmy od niego dopiero, jak ubezpieczenie się kończyło i trzeba było wyrejestrować samochód. Wcześniej żadnych dokumentów nie wysyłał. Jak przysłał fakturę, to dowiedziałem się, że tam przelew (na pełną kwotę za samochód – red) był od razu zrobiony, przy kupnie samochodu – mówi Mariusz Pawlak.
System przeciążony pandemią. Nie żyje 77-latka
Na nic zdawały się kolejne wizyty pana Mariusza w komisie. Właściciel nie reagował na prośby, wezwania ani nawet na sądowy nakaz zapłaty, a w końcu ogłosił upadłość. Sprawa trafiła do prokuratury.
- On jest tak przygotowany do zbywania klienta, schodzenia z tematu, że ja się czułem jak dzieciak, jak wychodziłem. Pojechałem i nic mi to nie wniosło, że tam byłem. Adwokat pisał wezwania, później była sprawa w sądzie o zapłatę. Oczywiście z tego tytułu ten pan nic nie zrobił. To poszło do komornika. Chyba bezskutecznie. Zostało jeszcze zgłoszone do prokuratury. Przez ponad rok nie dostaliśmy z niej żadnego pisma nawet o wszczęciu postępowania… zero odzewu. Trzy miesiące temu dzwoniłem do prokuratury, to dostałem informację, że sprawa jest rozwojowa, że jest bardzo dużo poszkodowanych – twierdzi pan Mariusz.
Mimo wielu pokrzywdzonych, postępowania prokuratorskiego oraz ogłoszonej upadłości, właściciel komisu w dalszym ciągu prowadzi swój interes. Pan Mariusz stracił już nadzieję na odzyskanie pieniędzy.
- Z tego, co się dowiedziałem od ludzi, którzy z tego miasta są i znają tę osobę, to on tak oszukuje już kilka lat, a może i kilkanaście, i jest bezkarny – mówi pan Mariusz.
Nowy słup zniszczył stary dom. Emeryci walczą z urzędniczą machiną
To fragment rozmowy w komisie samochodowym:
Reporter: Kiedy odda pan 150 tys. zł?
Właściciel komisu: Ale proszę pana, powoli. Jest poważny kryzys gospodarczy na tym świecie i jest lawina upadłości i bardzo dużo ludzi ma problemy.
Reporter: Jak zamierza pan załatwić tę sprawę?
Właściciel komisu: Proszę pana, tym wszystkim zajmuje się syndyk.
Reporter: I to jest pańska odpowiedź? Czyli nie zamierza pan z tym człowiekiem się dogadać, przeprosić?
Handlarz: Oczywiście jak najbardziej pana przepraszam w imieniu spółki za to, że jest pan klientem niezadowolonym.
Pan Mariusz: Proszę pana, niezadowolony klient to wyjeżdża z porysowanym błotnikiem, a nie oszukany na 150 tys. zł.