Dzień przed kremacją ustaliła, że jej brat… żyje
Dorota Mulawka z Jeleniej Góry dowiedziała się, że jej bezdomny brat zmarł w szpitalu w Krakowie. Dzień przed kremacją zwłok kobieta skontaktowała się z siostrą przyjaciela jej brata, a ta ustaliła, że mężczyzna ma się dobrze! Powód pomyłki wciąż jest ustalany. Pan Zbigniew oficjalnie nie żyje, przez co np. nie przyjmie go żaden szpital. A „powrót do życia” zajmie wiele miesięcy.
24 listopada Dorota Mulawka z Jeleniej Góry otrzymała wiadomość o śmierci brata Zbigniewa Alencynowicza. Mężczyzna od lat żył na ulicy, więc ta informacja wydała się być prawdopodobna.
Budowlaniec znika z zaliczkami za domy
- 24 listopada pracownica MOPS-u w Jeleniej Górze, pracownik socjalny, około południa przyszła z wiadomością, że brat nie żyje. Dostaliśmy informację, że brat został przywieziony do V Szpitala Wojskowego w Krakowie. Podjęto reanimację, ale niestety nie udało się go uratować. Nie poproszono nas o identyfikację, ponieważ pacjent miał Covid-19. Stwierdziłyśmy z mamą, że będziemy sprowadzać zwłoki brata do Jeleniej Góry. Była zlecona kremacja – opowiada pani Dorota.
- Ojciec był osobą karaną. Pomyślałam, że skoro jest znany policji, to jednak na pewno wiedzą, że to on – mówi córka Zbigniewa Alencynowicza.
Informację o śmierci Zbigniewa Alencynowicza rodzina otrzymała we wtorek. W sobotę miało dojść do skremowania zwłok mężczyzny. Jednak jeszcze w piątek jego siostra, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, skontaktowała się z mieszkającą w Krakowie córką przyjaciela pana Zbigniewa.
Zabójstwo 20-latki. Tropem zbrodni w Pabianicach
- Tknęło mnie coś po prostu. Weszłam w piątek wieczorem na profil mojego brata na facebooku, ubolewałam nad jego losem. Miał jeden, jedyny wpis, gdzie widniało wyłącznie nazwisko jego przyjaciela. I tak drogą dedukcji znalazłam panią Karolinę o tym samym nazwisku i skojarzyłam sobie z opowieści brata, że to może być córka tego przyjaciela. Natchnęło mnie, żeby do niej napisać – opowiada Dorota Mulawka, siostra Zbigniewa Alencynowicza.
- Zadzwoniła do mnie córka. No i do mnie mówi: tato, wiesz, że Zbyszek nie żyje? Ja mówię: jak nie żyje, jak siedzi koło mnie? Co ty gadasz? No i dałem mu telefon – relacjonuje Andrzej Kłosowski, przyjaciel Zbigniewa Alencynowicza.
Dorota Mulawka poznała prawdę jeszcze w piątek wieczorem.
- To była wiadomość o treści: dobry wieczór, chyba musiała zaistnieć jakaś pomyłka, ponieważ Zbyszek żyje. Więc proszę sobie wyobrazić moją reakcję, prawie zemdlałam – wspomina.
Oblana kwasem. ZUS odmówił jej renty
Pani Dorota niezwłocznie o wszystkim poinformowała zakład pogrzebowy i kremację udało się wstrzymać. Niestety nie udało się wstrzymać wystawienia aktu zgonu jej brata, a wskutek tego mężczyzna przestał figurować jako osoba żyjąca.
- Mam duże problemy, ja dzisiaj miałem karetkę zamówioną, bo nogę zwichnąłem. I żadne pogotowie mnie nie wzięło. Oni na jakiejś podstawie muszą dokumentację wystawić, a takiej osoby nie ma. Nic nie załatwię w żadnym urzędzie, nie wyjadę do Niemiec do pracy, gdzie pracowałem, nic nie mogę zrobić. Nie istnieję – komentuje Zbigniew Alencynowicz.
W tej chwili nie do końca wiadomo, dlaczego pan Zbigniew został uznany za zmarłego. Wiadomo jedynie, że w nocy 23 listopada do jednego z krakowskich szpitali przywieziono mężczyznę w stanie wychłodzenia, który wkrótce potem zmarł. W kieszeni jego kurtki znaleziono mandat karny na nazwisko Zbigniew Alencynowicz. W celu potwierdzenia tożsamości wezwano na miejsce policję.
Przeszła dwa badania prenatalne. Nikt nie zauważył wad dziecka
- Przybyła na miejsce policjantka została poproszona przez personel medyczny o sprawdzenie danych tego mężczyzny, jednocześnie okazując blankiet mandatu, który ten mężczyzna posiadał przy sobie. Policjantka wprowadziła dane do bazy danych, po czym wyświetliło się zdjęcie tego mężczyzny. Według niej reanimowany mężczyzna to nie był ten sam mężczyzna, którego zdjęcie widniało w bazie danych – informuje Piotr Szpiech z policji w Krakowie.
Wersja zdarzeń szpitala jest jednak nieco inna:
„Ze strony szpitala podjęto wszystkie możliwe czynności oraz dochowano wszelkich przewidzianych prawem procedur, aby ustalić tożsamość pacjenta. Personel SOR wystawił kartę zgonu w oparciu o tożsamość ustaloną w toku czynności przeprowadzonych przez funkcjonariusza policji wezwanego w tym celu i znajdującego się na terenie Szpitala” – przekazano w oświadczeniu.
Komis sprzedał auto - właścicielowi oddał jedną czwartą ceny
Sprawę wyjaśniać będzie prokuratura. Unieważnienia aktu zgonu może dokonać jedynie sąd. W związku z tym formalne przywrócenie do życia może potrwać nawet kilka miesięcy.
- Mój brat musi się jeszcze raz urodzić: odzyskać akt urodzenia, odzyskać PESEL. Te dokumenty już nie istnieją, a człowiek żyje – podsumowuje pani Dorota.