Kładli linię energetyczną, rozjechali łąki rolników. Spór o odszkodowanie
Agnieszka i Sławomir Milczarkowie zajmują się agroturystyką i produkcją roślin. W Baborowie pod Szamotułami w Wielkopolsce mają kilka hektarów łąk położonych przy torach kolejowych. Część z nich została rozjechana przez robotników firmy z Warszawy kładących tam linię energetyczną. - To przypominało poligon wojskowy po manewrach czołgów – mówią Milczarkowie i domagają się odszkodowania.
W Baborowie na przełomie sierpnia i września ubiegłego roku firma z Warszawy kładła linię energetyczną. Rolnicy nie przypuszczali, że po zakończonych pracach zobaczą swoje grunty w takim stanie.
Ucieka od męża. Prosi o nowe mieszkanie dla siebie i córki
- To moja ojcowizna, to jest całe moje życie, od dziecka pracowałam na gospodarstwie, kocham zwierzęta, kocham pracę w rolnictwie. To, w jaki sposób została zniszczona moja praca, można porównać do tego, jakby ktoś wrócił do domu z pracy i zobaczył tylko fundamenty – opowiada Agnieszka Milczarek.
- Firma Enprom bez naszej wiedzy, bez jakiegokolwiek pozwolenia weszła na nasze ziemie i zniszczyła wszystko. To przypominało poligon wojskowy po manewrach czołgów. Teraz to można rajdy sobie robić, a nie uprawiać łąki - dodaje Sławomir Milczarek.
Firma tłumaczy, że zaskoczył ją podmokły teren.
- Jak zaczęliśmy jeździć sprzętem, to zaczął on grzęznąć i kierowcy, po to żeby nie pogłębiać kolein, zaczęli jeździć obok (pasa ziemi należącego do kolei – red.). W efekcie trafili na działki prywatne – mówi Jacek Miciński z biura prasowego Enprom.
Bój o trzy miliony odszkodowania. W szpitalu w Poznaniu stracił żonę i dziecko
Problem ma również sąsiad Milczarków - pan Stanisław, który hoduje 80 sztuk krów mlecznych. Mężczyzna obawia się, że nie będzie miał czym wykarmić stada. Przez straty, które spowodował podwykonawca, rolnik musiał wziąć kredyt na paszę.
- Dokupiłem tam kopiec wytłoków. Za pięć aut zapłaciłem 15 tysięcy zł. Sianokiszonki też nie starczy, trzeba będzie dokupić, bo nie zostało zebrane tam z łąk tyle, ile powinno być zebrane – mówi.
Firma zniszczyła też jedyną, prywatną drogę dojazdową do łąk rolników.
- Ona miała 2,5-3 metry szerokości, a teraz ma ze 20 metrów i to nie jest droga, tylko bagno przysypane gruzem. Mogli wybrać inną drogę, bo kolej ma swoją i poprzednia firma, która przed nimi tam pracowała, trzymała się tej trasy – wskazują Milczarkowie.
Kierowca TIR-a wywalczył 62 tys. zł. Został bankrutem
- To skutek naszego błędu. Pracownicy wybrali taką drogę, która umożliwiała ruch ciężkiego sprzętu, w efekcie wjechali na działki prywatne, zrekompensujemy to – zapewnia Jacek Miciński z Enpromu.
Pan Stanisław szacuje straty na około 10 tysięcy złotych. Milczarkowie powołali rzeczoznawcę który wycenił szkody na około 90 tysięcy złotych. Rolnicy zwrócili się o odszkodowanie do podwykonawcy. Ten jednak proponuje inne kwoty – dużo niższe.
- W przypadku pana Stanisława proponowana kwota odszkodowania wynosi 2 600 złotych. Podkreślam za zniszczenia na łące, na której rośnie po prostu trawa. W przypadku pani Agnieszki jest to kwota 10 300 zł. W naszej ocenie jest to kwota, która pozwala przywrócić nieruchomość do poprzedniego stanu. To odszkodowanie jest adekwatne do skali szkód. W przypadku pana Stanisława jest to około 0,5 ha łąki, a w przypadku pani Agnieszki około 3 ha – informuje Jacek Miciński z Enpromu.
- Twierdzą, że całość nie jest zniszczona, tylko paskami, że można sobie między koleinami te trochę trawy zebrać. Jeśli ktoś się orientuje w temacie, to wiadomo, że to jest nierealne – komentuje Sławomir Milczarek.
Przez pożyczkę straciła ziemię. "Dokąd będę żyła, będę dziada ścigać za to"
- Nie zaoram samej koleiny, muszę wyrównać całe pole, więc mam 7 ha pola do zaorania – dodaje Agnieszka Milczarek.
Firma Enprom liczy na polubowne załatwienie sprawy, powołała rzeczoznawcę, który ma oszacować straty. Rolnikom pozostaje czekać. Jeśli jednak wycena będzie odbiegała od ich oczekiwań, nie wykluczają walki przed sądem.