Nagle stracił 300 świń. Długi niszczą rolnika
Rolnik spod Łodzi stracił nagle 300 sztuk świń. Zawiodła wentylacja w hali i zwierzęta udusiły się. Ta sprawiło, że Radosław Kleszcz tonie w długach. Upominające się o spłatę zobowiązań banki już żądają m.in. oddania maszyn rolniczych.
35-letni Radosław Kleszcz ze wsi Kamień pod Łodzią od kilkunastu lat zajmował się hodowlą świń. W nocy 6 stycznia 2016 roku udusiło się tam niemal 300 sztuk zwierząt. Jedna trzecia produkcji.
- Ja nie zapomnę, jak on wybiegł z tej chlewni i się cały trząsł, że świnie popadły. Był w szoku. Chodził, szukał czegoś, płakał, nie mógł się uspokoić – wspomina Ewelina Kleszcz, żona rolnika.
- To było koło 30 ton żywca… pamiętam jak ładowarką ładowałem i krew lała się. Po samochodzie, po ładowarce. Przy zaciskaniu "krokodyla" pamiętam trzeszczenie kości. Nawet powiatowy lekarz pytał, jak ja to znoszę. Nerwy chyba mnie trzymały – mówi Radosław Kleszcz.
Kilka miesięcy przed wypadkiem panu Radosławowi urodziła się córka. Dwa tygodnie przed naszą wizytą na świat przyszła kolejna dziewczynka. Jednak rolnik boi się, że nie utrzyma rodziny.
Wyzwiska i awantury. Konflikt w barze w Karpaczu
Powodem uduszenia się świń był zły system wentylacji. Śmierć zwierząt spowodowała wielotysięczne straty. Potem banki zaczęły wypowiadać kredyty. Dziś hala jest pusta, rolnika nie stać na hodowlę. Jemu i jego rodzinie grozi bankructwo.
- Jeżeli ktoś kupuje tysiąc świń, to tak naprawdę dopiero ostatnie sto daje mu zarobek. A jeżeli jedna trzecia umarła, to znaczy, że on nawet nie zarobi na to, co zainwestował w te zwierzęta – przyznaje Michał Kołodziejczak z Agrounii.
- Udusiło się 286 świń, które za tydzień miały być sprzedane. Firma paszowa nie chciała czekać, więc musiałem "przekładać" pieniądze. Mam dwie ładowarki, ta mniejsza jest zdaniem banku Santander do odebrania. Łącznie chcą zabrać przyczepę i tę ładowarkę za 40 tys. zł długu - tłumaczy pan Radosław.
Uszkodzony zamek, krzyki i nerwy. Bój o mieszkania po zmarłym
Żeby uruchomić chlewnię, pan Radosław pożyczył niemal milion złotych. Spłacił – ponad połowę. Jednak bank wypowiedział mu kredyt i sprzedał dług. Rolnik wziął też w leasing sprzęt rolniczy w innym banku. Spłacił dwie trzecie, nie miał pieniędzy na dwie raty. Bank zażądał zwrotu maszyn.
"(…) Zwracamy uwagę, że w przypadku leasingu przedmioty leasingowane są własnością leasingodawcy, a nie klienta, dlatego należy je zwrócić w razie zaprzestania spłat" – brzmi treść oświadczenia
Santander Banku.
- Są przypadki, których my nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Rolnicy, hodowcy, którzy mają do czynienia z naturą. I ten przypadek właśnie taki był. Jasno widzimy, że nie ma w Polsce przepisów, które by chroniły producentów. Ten człowiek spłacił już niemal 90 procent zobowiązań. Zostało mu trochę na koniec – zauważa Michał Kołodziejczak z Agrounii.
Kosztowna znajomość z fryzjerką
"Niestety, pan Radosław Kleszcz – jako dłużnik – nie był zainteresowany żadną formą współpracy w sprawie spłacenia swojego długu. Sprzedaż wierzytelności, jest zgodna z postanowieniami umowy kredytowej" – brzmi treść oświadczenia drugiego banku, BNP Paribas.
Rolnik ma nadzieję, że mimo wszystko porozumie się z bankami. Od tego zależy los jego gospodarstwa. Gdy hodowla stanęła, rolnika wykluczono ze spółdzielni producenckiej, którą sam zakładał. Przepadły też pieniądze z dywindendy, którą powinien dostać za lata, w których działał w spółdzielni. To kwota, która mogłaby uratować jego gospodarstwo.
- Bardzo bym chciała, żeby ktoś nam zaufał, żebyśmy mogli odbudować produkcję i powoli stanąć na nogi. Nie chcemy, by nasze obciążenia spadły na dzieci – podsumowuje Ewelina Kleszcz, żona rolnika.