Tragedia w Dziwnowie. Co wiadomo o wypadku?
Wciąż nie wiadomo, jak dokładnie doszło do wypadku w Dziwnowie w województwie zachodniopomorskim, gdzie 28 lutego samochód wjechał do Zalewu Kamieńskiego. Zginęła czteroosobowa rodzina. Jednymi z hipotez są awaria auta i rozszerzone samobójstwo. Tę wersję odrzucają jednak znajomi rodziny.
W niedzielę, 28 lutego w Dziwnowie, na oczach mieszkańców i turystów spacerujących nad zalewem doszło do wypadku. Czteroosobowa rodzina wjechała samochodem do kanału rzeki Dziwnej.
Lekarz skrzywdził 14-latkę. Kary nie odsiaduje
- Na tym etapie nie można wskazać co było powodem i jakie towarzyszyły okoliczności temu zdarzeniu – informuje Alicja Macugowska-Kyszka z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
W wypadku zginęła 38-letnia Kamila P., to ona prowadziła samochód. W aucie był też jej mąż Dariusz i dwoje dzieci: 7-letnia Hania i 3-letni Filip. Pochodzili z okolic Pyrzyc, od kilkunastu lat mieszkali w Szczecinie. Kim byli i dlaczego doszło do tej tragedii? Odpowiedzi szukamy w ich rodzinnych stronach.
- Ojciec tu mieszka ze mną, to są fajni ludzie. Ja z jego matką pracowałam dwadzieścia lat w jednym zakładzie, no to przecież znam ich dzieci i wszystko. Ona za wnukami to wiecznie tam siedziała. Co jakiś czas jeździła – opowiadają sąsiedzi rodziny z Żabowa.
- W sobotę byli u nich, a w niedziele pojechali sobie tam. Oni jeździli nad morze zresztą zawsze – dodają.
Nowy właściciel kamienicy. Osiem rodzin boi się, że straci mieszkanie
W Szczecinie pan Dariusz prowadził warsztat, był lakiernikiem. Jego żona miała niedługo wrócić do pracy po urlopie macierzyńskim. Mieszkali blisko szkoły, nie mieli problemów finansowych.
- Od początku tu mieszkali, dwójka dzieci za ścianą a był spokój, cisza. Mam jak najlepsze zdanie o tej rodzinie – słyszymy od jednego z sąsiadów małżeństwa w Szczecinie.
Prokuratura bada sprawę pod kątem nieumyślnego spowodowania wypadku. Jedną z głównych hipotez jest awaria samochodu. Na miejscu nie było śladów hamowania. Kobieta mogła zasłabnąć za kierownicą lub coś mogło odwrócić jej uwagę. Ostatnia z hipotez to rozszerzone samobójstwo. Tę ostatnią wersję wykluczają przyjaciele rodziny.
- To były anioły. Żadnych konfliktów nie mieli, więc nawet trudno jest cokolwiek mówić. Ja słyszałam różne teorie: np. że to samobójstwo, ale na tyle na ile znam Kamilę, takie rzeczy w ogóle nie wchodzą w grę. Ona to się tak cieszyła dziećmi, tym wszystkim. To była radość ze wszystkiego po prostu. Mój syn za każdym razem do nich leciał. Jest dla nas wszystkim szokiem to, co się stało – mówi przyjaciółka rodziny.
Przyjmowali gości w restauracji. Tak interweniowała policja
To zapis rozmowy z człowiekiem, który widział wypadek na monitoringu:
- Ale to wszystko policja zabezpieczyła.
Reporter: Tam widać, czy ten samochód zatrzymał się?
- Nie.
- Nie zatrzymał się?
- Przyhamował i…
- I pojechali prosto, tak?
- Tak.
Zbigniew Jeszka jest nurkiem, prowadzi Ośrodek Sportów Wodnych w Dziwnowie. Był jedną z pierwszych osób na miejscu wypadku. Czy rodzina miała szansę na przeżycie?
- Dzisiaj możemy gdybać, ale można się uratować przy takim zjeździe do wody, to nie była duża prędkość, bo samochód nie odskoczył daleko od nabrzeża – mówi Zbigniew Jeszka.
Kolejny uczestnik akcji ratowniczej podkreśla, że jeżeli w takie sytuacji można otworzyć drzwi, to "trzeba to zrobić i jak najszybciej wypłynąć".
Zabójstwo czy śmierć z wychłodzenia? Rodzina chce wznowienia śledztwa
- Ale jeżeli ktoś jest przygotowany na taką sytuację, to jest w stanie to zrobić, wydostać się. Ale jeśli nagle uderzamy o taflę wody, to jest szok termiczny, tu jest wiele czynników, które działają źle na nasz organizm, naprawdę ciężko jest zrobić jakiś ruch – tłumaczy.
Do dziś w szoku są mieszkańcy nadmorskiej miejscowości. Przychodzą nad zalew, zapalają znicze. Mówią, że nigdy wcześniej nie doszło tu do podobnej tragedii
- No zakręt jest pod kątem 90 stopni. Jest murek, jest bojka do cumowania. Wyjątkowego pecha trzeba mieć, żeby się tutaj zmieścić – mówi pani Beata, mieszkanka Dziwnowa.