Oszukani przy budowie domu. Mimo wyroków, pieniądze przepadły
- W naszym kraju prawo jest dla złodziei, jeśli utracisz pieniądze, nie możesz nic zrobić – mówi Emilia Andrearczyk, która walczy z budowlańcem o odzyskanie pieniędzy wpłaconych na budowę domu. Choć Mateusz Ż. został prawomocnie skazany i przegrał sprawę cywilną, obiecanych pieniędzy nie zwrócił. I nie zapowiada się, by to zrobił.
Młodzi małżonkowie postanowili zbudować dom. Do tej pory razem z dwojgiem dzieci mieszkali u rodziców. Kiedy więc udało im się zebrać odpowiednią kwotę, znaleźli wykonawcę. To dawny znajomy pani Emilii – pan Mateusz.
- To był mój znajomy, którego znałam już ponad 10 lat. Wiedziałam, że wykonuje usługi budowlane. Rozpoczęliśmy budowę domu koło kwietnia 2018 roku. Zdołał zbudować parter, stan surowy, otwarty – mówi Emilia Andrearczyk.
Od czterech miesięcy formalnie… nie żyje
- Ta praca nie wyglądała tak, jak powinna wyglądać. Oni potrafili pół godziny pracować, a 5 czy 6 godzin przesiadywać – twierdzi Sylwester Andrearczyk, mąż pani Emilii.
- W sumie dostał od nas około 90 tys. zł. Wziął pieniądze na materiały, wziął pieniądze za robociznę i po prostu nie zostało to zrealizowane, a materiałów nie mamy do dzisiaj. Nie wykonał prac budowlanych jeśli chodzi o okna, o dach – dodaje pani Emilia.
Mimo wielu prób osiągnięcia porozumienia, państwu Andrearczykom nie pozostało nic innego niż zawiadomienie organów ścigania. Małżeństwo złożyło więc pozew o nakaz zapłaty oraz powiadomiło prokuraturę, która jednak odmawiała wszczęcia śledztwa.
- Jak za trzecim razem do nas przyszła odmowa wszczęcia postępowania, to napisaliśmy z mężem do Ministerstwa Sprawiedliwości i dopiero wtedy ta sprawa się ruszyła i prokurator postawił zarzuty. A sprawę cywilną wygraliśmy w 2019 roku, w październiku. Poszliśmy na ugodę i miał zapłacić nam 63 tys. zł – opowiada Emilia Andrearczyk.
Rzesza poszkodowanych przez młyn w Werbkowicach
Mateusz Ż. został prawomocnie skazany za przywłaszczenie pieniędzy na karę pół roku więzienia, w zawieszeniu na dwa lata. Sąd karny nie mógł jednak zobowiązać go do zwrócenia pieniędzy, ponieważ już wcześniej sąd cywilny wydał taki nakaz. Nakaz, z którego jak dotąd niestety nic nie wyniknęło, a komornik zdążył już nawet umorzyć egzekucję.
- Na pewno zobowiązanie do naprawienia szkody finansowej wydane w sprawie karnej byłoby skuteczniejsze, bo w sytuacji nierealizowania tego obowiązku, można by było złożyć wniosek w przedmiocie odwieszenia zawieszonej kary pozbawienia wolności. Natomiast w sytuacji takiej, kiedy zapadł wyrok cywilny, w tym wypadku pozostaje niestety dochodzenie tego na drodze postępowania cywilnego i komorniczego – informuje Jan Mikucki, prokurator rejonowy w Ełku.
Tragedia w Dziwnowie. Co wiadomo o wypadku?
Zarówno Mateusz Ż., jak i jego majątek pozostają nieuchwytni. Państwo Andrearczykowie byli zmuszeni znaleźć inną firmę i zaciągnąć kredyt na wiele lat, żeby mieć gdzie mieszkać.
– Wzięliśmy kredyt na dziewięć lat i nie ukrywam, że to jest dla nas wyrok dziewięciu lat. Dlaczego mamy za kogoś spłacać długi, a ktoś po prostu będzie dalej widniał, się ogłaszał w internecie i prowadził swoją działalność? Jeżeli ma wyrok sądowy, to on po prostu się musi z tego wywiązać, musi nas spłacić, a tego nie robi – podsumowuje Sylwester Andrearczyk.