Zlecał transport, ale nie płacił. Rzesza poszkodowanych przewoźników
Pani Agnieszka Barchanowicz prowadzi małą, rodzinną firmę transportową w Młodzieszynie pod Warszawą. Zlecenia znajduje na jednej z internetowych giełd ładunków. Tak trafiła na spedytora – Sławomira D., przez którego straciła ponad 16 tys. zł. Poszkodowanych przez mężczyznę może być nawet sto osób. Zlecił on transporty na ponad milion złotych.
- Była udostępniona trasa z Polski do Hiszpanii, a że akurat jeździliśmy w tych kierunkach, to nawiązaliśmy kontakt, zapytaliśmy o stawkę. Transakcja zawarta, zlecenie na maila i jedziemy.
Termin płatności był na koniec roku, dokładnie na 23 grudnia. To była dla nas bardzo duża kwota, bo nie mamy dużej floty. Firma rodzinna, jeździ mój tata, mąż, a mama też jest pracownikiem – opowiada Agnieszka Barchanowicz.
Dwa samochody - jeden numer VIN!
Jak działał Sławomir D.? Na zagranicznych portalach kupował zlecenia transportu towarów od niemieckich lub holenderskich spedycji. I na polskiej giełdzie odsprzedawał je dalej polskim przewoźnikom. Za zrealizowane zlecenia on otrzymywał pieniądze, ale nie przekazywał ich dalej do firm transportowych. Pan Emil stracił w ten sposób ponad 10 tysięcy złotych.
- Podejrzewam, że oni weszli już na taki sposób, żeby typowo urobić jak najwięcej pieniędzy i oszukać jak najwięcej ludzi. Bo pojawia się takie magiczne słowo jak przelew – opowiada Emil Frankiewicz, kolejny oszukany przez Sławomira D.
A na zapłatę firmie transportowej spedytor taki jak Sławomir D. ma przynajmniej 60 dni. Więc przez 60 dni poszkodowane osoby nie dowiedzą się, że padły ofiarą oszustwa.
- Transport działa na naprawdę niewielkim marginesie zysku. Moje auto na te 2500 euro będzie musiało trzy miesiące jeździć – mówi Emil Frankiewicz.
Tajemnicze zaginięcie w Stargardzie. Tropem Joanny Rosiak
Szukając firmy Sławomira D. trafiamy do Poznania. Drzwi są zamknięte, a na nich kartka, że praca odbywa się zdalnie. Mimo to, pod wskazanym numerem telefonu nikt nie odbiera.
Według informacji z portali windykacyjnych oszukanych osób może być nawet ponad sto. Padają kwoty od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Łączna suma nieopłaconych transportów to ponad milion złotych. Kolejnego poszkodowanego spotykamy pod biurem Sławomira D.
- Moje straty to pięć tysięcy złotych. Człowiek od windykacji powiedział, że jest bezsilny, a ja mówię: pojadę zobaczyć, gdzie to jest, jakieś ruchy trzeba wykonać – mówi.
- Od takich spedycji jednoosobowych nie pobiera się żadnych kaucji na zasadzie prowadzenia działalności gospodarczej. Jest to wręcz choroba naszej branży. Ciężko pracujemy na pozycję naszej firmy i na pieniądze, które są mi potrzebne, żeby opłacić pracowników. Dlatego będę ścigał każdego i za tysiąc złotych – podkreśla Krzysztof Pokrywka, oszukany przez Sławomira D.
Gdy tata zmarł, pomogła ciocia. Nowe życie Julii z Wyszkowa
- Łącznie odnotowano w prokuraturze Poznań-Nowe Miasto siedem zawiadomień. Prokuratorzy nie zdecydowali się na przeprowadzenie postępowania śledztwa z uwagi na stwierdzenie braku znamion przestępstw. Co do trzech spraw, które zostały również zarejestrowane, postępowania te nie zostały na razie jeszcze wszczęte – informuje Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
- Dziwie się tylko, że prawodawstwo polskie, jak również organy ścigania, nie podejmują pojedynczych przypadków takich wyłudzeń. Wysyłam firmy windykacyjne i za własne, prywatne pieniądze wyręczam państwo w poszukiwaniu złodziei – komentuje Krzysztof Pokrywka, oszukany przez Sławomira D.
W dniu emisji reportażu skontaktował się z nami Sławomir D. Jak twierdzi, części firmom nie udało się mu jeszcze zapłacić, ze względu na przeciąganie terminów zapłaty przez zagranicznych kontrahentów. Windykacja tych należności jest według niego utrudniona, bo podmioty znajdują się za granicą. Dodał, że spłaca swoje zobowiązania w miarę możliwości.