Po śmierci córki walczą o przyszłość wnuczek

Państwo Sykuccy spod Ciechanowa na Mazowszu drżą o przyszłość trzech wnuczek, którymi opiekują się po śmierci matki dzieci. Małżonkowie mają ponad 70 lat i nie wiedzą, jak długo ich zdrowie pozwoli im na zapewnienie dziewczynkom dachu nad głową. Zwłaszcza, że żyją w wynajmowanym mieszkaniu. Ich marzeniem jest zbiórka pieniędzy na kupno lokalu dla wnuczek. Dziewczynki miałyby swoje miejsce na Ziemi. 

72-letnia pani Teresa i 74-letni pan Jerzy są kochającym się małżeństwem od blisko 50 lat. Wychowali czworo dzieci. Trzy lata temu musieli pogodzić się stratą najmłodszej córki Katarzyny, która osierociła 15-letnią Weronikę, 12-letnią Amelię i 9-letnią Lenkę.

Chora uczennica ze złamaną nogą. Dlaczego nie wezwano pogotowia?

- Po 30 latach nerka się odezwała, zrobiła przeszczep i jakiś czas było dobrze. Później znów Kasia się źle czuła – opowiada pan Jerzy.

Gdyby nie pan Jerzy i pani Teresa siostry trafiłyby do domu dziecka. Ich ojcowie nie interesują się losem dziewczynek.  Dziś to dziadkowie są prawnymi opiekunami wnuczek i pomagają rozwijać ich pasje. Trudy wychowania trzech dziewczynek, w tym niepełnosprawnej Lenki, wynagradza im wzajemna miłość.

- Lenka urodziła się z wodogłowiem, jest mniej sprawna. Opiekujemy się, jak tylko możemy. Na razie jeszcze jestem w miarę w dobrym zdrowiu, mąż tylko jest chory na serce, ale opiekujemy się – opowiada Teresa Sykucka.

- Powiedzieliśmy z żoną, że dopóki będziemy żyli, dzieci nie oddamy. Gdzie mielibyśmy je oddać, w obce ręce? – pyta Jerzy Sykucki.

- Gdyby nie dziadkowie, najpewniej by nas rozdzielono i nie wiem, co by było - dodaje 15-letnia Weronika.

Kamienica trafia z rąk do rąk

Seniorzy przez wiele lat mieszkali w domu, który pan Jerzy budował własnymi rękami, ale oficjalnie należał do jego brata. Gdy brat zmarł, musieli opuścić budynek i od tego czasu tułają się z mieszkania do mieszkania. Brak stabilizacji nie pomaga w wychowaniu wnuczek.  Dlatego poprosili o pomoc urząd gminy.

- Gmina zaproponowała lokal, jednak ci państwo zdecydowali, że wynajmą mieszkanie na własną rękę i dwa dni po złożeniu tego podania, wycofali to podanie – twierdzi Mariola Kołakowska, wójt gminy Regimin.

- Kiedy wynajęliśmy to mieszkanie, to powiedzieli, że nie potrzeba nam, bo mamy gdzie mieszkać. A jakie to mieszkanie wynajmowane - nie nasze. Chcieliśmy zaprosić Telewizję, może ktoś by nam pomógł, może znajdą się jacyś dobrzy ludzie z dobrymi sercami i nam pomogą, ale właścicielka mieszkania nie pozwoliła na to – opowiada Teresa Sykucka.

- Jak nas wyrzucą, to gdzie my pójdziemy? Nie wiem, jak będzie dalej – przyznaje Jerzy Sykucki.

Wycięto las na ich działce. Nikt nie pytał o zgodę

Pan Jerzy i pani Terasa są w podeszłym wieku i każdego dnia drżą o przyszłość swoich wnuczek. Marzą, aby kupić im mieszkanie, by miały lepszą przyszłość niż oni.  Ale ze skromnych emerytur i świadczeń na wnuczki nie są w stanie odłożyć odpowiedniej kwoty. Bez pomocy innych sobie nie poradzą.

- Po osiągnięciu pełnoletności chciałabym przejąć opiekę nad dziewczynami, zajmować się nimi, wychować je najlepiej, jak potrafię, ale bez tego domu jednak się nie uda – mówi Weronika.

Jeżeli chcą państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z redakcją 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX