Właściciel drobiu walczył z lisami. Uznano go za kłusownika
![](https://ipla.pluscdn.pl/dituel/cp/bj/bjfdmga2xn392npru9zj1ksy2i8zrvek.jpg)
Rolnik Wiesław Rzeszut ze wsi Haliczany na Lubelszczyźnie wystawił tzw. pułapkę żywołowną na lisy, które zagryzają mu zwierzęta. Nie wiedział, że musi mieć pozwolenie na jej stosowanie i w konsekwencji został oskarżony o kłusownictwo. Sąd warunkowo umorzył sprawę, a rolnik pozostał z problemem. Za szkody wyrządzone przez lisy nie przysługuje odszkodowanie. - Trzeba będzie po nocach nie spać, tylko pilnować – komentuje pan Wiesław.
Mężczyzna prowadzi gospodarstwo rolne od przeszło 35 lat. Jest to jedyne źródło dochodu jego rodziny. Hoduje między innymi drób. Ptactwo przebywa w ciągu dnia na wolnym wybiegu, na noc jest zamykane. Jednak mimo wszystko jest ono łatwym celem dla drapieżników.
- Pieniądze w gospodarstwie są różne. Bywało, że czasami się sprzedało parę sztuk drobiu, żeby dzieciom obiady w szkole opłacić. Utrzymuję perlice, kury, kaczki, gęsi. Którejś nocy do środka dostał się lis. Z pięćdziesięciu stuk zostało niecałe dwadzieścia – opowiada 55-letni Wiesław Rzeszut.
Od 20 lat walczy o zaprzeczenie ojcostwa
- Lisy sobie grasują, dwanaście kur i sześć kaczek w jedną noc straciłem. Podkopał się do kurnika, wybrał, podusił i zostawił na kupie. Nie ma żadnych odszkodowań – mówi inny rolnik Zdzisław Mazurek, znajomy pana Wiesława.
Jak tłumaczy Maciej Stępnowski, okręgowy rzecznik dyscyplinarny Polskiego Związku Łowieckiego w Chełmie, ustawa nie przewiduje odszkodowań za szkody wyrządzone przez drapieżniki. - Za wilki, które wyrządzą szkodę w stadzie owiec, czy bydła, koni, tak. Natomiast te małe drapieżniki nie są objęte takimi przepisami – informuje.
Rolnik czuł się bezradny wobec przepisów. Żeby ratować swój dobytek, ustawił na podwórku pułapkę mi.in na lisy.
- Ja sobie zrobiłem sam, na wzór żywołapek, które można kupić na rynku. Są one w obiegu, dostępne w sklepach, przez internet – tłumaczy Wiesław Rzeszut.
Torturowane przez rodziców. Teraz mają spłacać ich długi
Nasza reporterka bez trudu dotarła do sprzedawców takich pułapek. Ci, z którymi rozmawiała, zapewniali ją, że są one legalne. Okazuje się jednak, że od dwóch lat wymagane jest pozwolenie na używanie takich urządzeń. Pan Wiesław twierdzi, że o tym nie wiedział i niestety nie posiadał stosownego dokumentu. I choć mężczyzna nie złapał żadnego drapieżnika, to naraził się na kłopoty.
- Przeciwko Wiesławowi R. został skierowany akt oskarżenia o czyn z artykułu prawa łowieckiego, który jest zagrożony karą pozbawienia wolności do pięciu lat – informuje Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
- W obrębie własnej posesji zostałem posądzony o kłusownictwo. Według wyroku miałem zapłacić ok. 1600 zł. Nie godziłem się z tym, odwołałem się – relacjonuje Wiesław Rzeszut.
Robactwo, smród i gryzonie. Za oknem firma przewożąca śmieci
- Sąd Rejonowy w Chełmie po rozpoznaniu tej sprawy warunkowo umorzył postępowanie karne o ten czyn wobec oskarżonego, ustalając okres próby na dwa lata. W kolejnym punkcie orzekł przepadek tego urządzenia – mówi Barbara Markowska, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
Oznacza to, że pan Wiesław będzie musiał znaleźć inny sposób na pilnowanie drobiu przed drapieżnikami. Obawia się, że nie będzie mógł wystąpić o pozwolenie na stosowanie pułapek żywołownych ze względu na konflikt z prawem.