Koronawirus. Czterokrotnie przełożono jej operację guza mózgu
Katarzyna Piekielna ma guza mózgu, który w każdej chwili może się rozlać i ją zabić. Mimo to kobieta od wielu miesięcy czeka na jego zoperowanie. Zabieg przekładano już czterokrotnie. Powodem jest zapaść, w jakiej znalazła się służba zdrowia podczas pandemii.
Pani Katarzyna z Łodzi dokładnie pamięta moment, w którym usłyszała diagnozę lekarzy. W lipcu ubiegłego roku dowiedziała się, że w jej głowie rośnie guz, który powinien być operowany.
- Położyłam się do szpitala z bólem kręgosłupa, a po przebadaniu pani doktor powiedziała, że trzeba zrobić rezonans głowy, bo coś jej się nie podoba. Tak się znalazł guz w głowie. Jeden z lekarzy powiedział, że jest to ciężka sprawa. Na pytanie, ile mam czasu, powiedział: pani Kasiu, może to być za godzinę, za miesiąc, za rok – opowiada.
Zaplanowany zabieg miał być wykonany nie w szpitalu onkologicznym, ale na oddziale neurochirurgicznym wielospecjalistycznego szpitala - najpierw w Bydgoszczy, potem w Zgierzu. Pani Katarzyna do dziś nie wie, gdzie i kiedy zostanie zoperowana.
Zabrano jej dziewięcioro dzieci. Decyzji nie rozumieją nawet urzędnicy
- Nagle huknęła kolejna fala zakażeń i w Bydgoszczy znowu ograniczono przyjęcia, więc pacjentów trzeba było porozsuwać. Mój zabieg spadł. A to lekarz był na kwarantannie, a to kolejny raz zamknęli oddział. Nie mam podanego nowego terminu, ale z obydwoma lekarzami - i ze Zgierza, i z Bydgoszczy, jestem w kontakcie i oni też czekają na to, że wszystko się pootwiera – mówi Katarzyna Piekielna.
W równie trudnej sytuacji znalazł się pan Rafał Gałka z Warszawy. Lekarze odkryli, że ma przerzuty nowotworowe w płucach. Niestety szpital, w którym miał być operowany, również został przemianowany na szpital covidowy.
- Musiałem zmierzyć się z tym, że oddział chirurgiczny w Otwocku nie funkcjonuje, bo OIOM został przekształcony na covidowy. Tam byłem diagnozowany, okazało się, że tam nie mogę być operowany, bo chirurgia nie funkcjonuje i to do dziś. To jest stres, bo wiemy, że choroba postępuje. Widzimy to na kolejnych badaniach, takich jak tomografia czy rentgen. A tu się okazuje, że nie możemy operować i nie mam innego wyjścia – opowiada pan Rafał.
Tuż po śmierci ktoś wybrał z jego konta wszystkie oszczędności
Panu Rafałowi się udało. Zmiana w płucach została zoperowana, choć jego operacja mogła odbyć się kilka tygodni wcześniej. O sytuację pacjentów onkologicznych zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia.
„W związku z dochodzącymi sygnałami dotyczącymi zakłóceń w możliwości zapewnienia nieprzerwanej opieki onkologicznej (…) w listopadzie 2020 r. wydana została dyspozycja do wszystkich wojewodów o wyłączenie personelu medycznego szpitali i oddziałów onkologicznych (…) i tym samym niedelegowanie do pracy przy zwalczaniu epidemii COVID-19” - przekazał resort.
Pani Katarzyna wciąż czeka na decyzję o odmrożeniu oddziału neurochirurgii w Zgierzu i wyznaczenie terminu operacji. Na co dzień pracuje w ośrodku pomocy społecznej. Pomaga ludziom w kryzysie. Ten, który ją dotknął, trwa od prawie roku.
Urzędnicy losowali, dla kogo granty. Lista szczęśliwców bulwersuje
- Moja choroba i mój guz to nie jest guz, który mogę sobie zoperować gdziekolwiek, w którymkolwiek szpitalu, z którymkolwiek lekarzem. Nie każdy lekarz z tych, którzy by się podjęli, są w stanie przeprowadzić ten zabieg tak, by nie zrobić mi krzywdy. Każdego dnia, kiedy się budzę, dziękuję, że jeszcze żyję. Czekanie jest niesamowitym obciążeniem dla każdego pacjenta – mówi Katarzyna Piekielna.
- Skutki braku leczenia w czasie pandemii będziemy czuli jeszcze długo, ponieważ pacjenci będą zgłaszali się w bardziej zaawansowanych stadiach nowotworów, gdzie to leczenie, wyleczenie pacjentów będzie utrudnione bądź niemożliwe - alarmuje Joanna Frątczak-Kazana z Fundacji Onkologicznej Alivia.