Porwał i zabił 11-latka. Wcześniej skrzywdził inne dziecko

Ta zbrodnia wstrząsnęła Polską. Tomasz M. porwał z ulicy w Katowicach 11-letniego Sebastiana, następnie zabił, a ciało ukrył. Chciał je zalać betonem na budowie własnego domu. Wpadł, bo kamery monitoringu zarejestrowały jego auto w okolicy zaginięcia chłopca. Okazuje się, że był już karany za skrzywdzenie innego dziecka. Dotarliśmy do brata mężczyzny, macochy, sąsiadów oraz osoby, której monitoring po raz ostatni zarejestrował Sebastiana.

W sobotę 22 maja 11-letni Sebastian bawił się na placu zabaw przy Szkole Podstawowej nr 47 w Katowicach. Mieszkał kilkaset metrów dalej. O godzinie 19 kontaktował się z mamą, pół godziny później miał wrócić do domu. Ale się nie pojawił.

- Wszyscy szukaliśmy, lataliśmy, ale… Nawet z kopalni przyjechali ludzie. Nie było wówczas żadnych śladów, wiadomo tylko było, że tam autobus jechał.  Doszli do tego miejsca i koniec. Ślad się urywał. Bardzo dobrze znam tę rodzinę, sąsiadujemy przez płot. To bardzo spokojni ludzie, a on był grzecznym chłopakiem - opowiada sąsiad Sebastiana.  

Dotarliśmy do mężczyzny, którego kamera monitoringu jako ostatnia zarejestrowała idącego chłopca. O 19:29 był 150 metrów od domu.

- Na tym monitoringu to jest moment: chłopaczek przeszedł sobie, wracał do domu o 19:29, bawił się telefonem i to chyba jest ostatnia chwila, kiedy go było widać żywego, że przechodzi. A mieszkają tam 150 metrów dalej. I na tym odcinku go wciągnął do samochodu i koniec – słyszymy.

Mateusz zniknął. Co wydarzyło się nad Wisłą?

Ciało chłopca policja odnalazła niecałą dobę później na terenie budowy domu 41-letniego Tomasza M.

- Po tablicach rejestracyjnych dotarliśmy do właściciela samochodu. Zatrzymaliśmy 41-latka, który tam na miejscu już potwierdził policjantom, że uprowadził i zabił dziecko – informuje Aleksandra Nowara z policji w Katowicach.

- Pod brązowym garażem znaleziono ciało. I on powiedział, że to ciało tam wcisnął. Chciał je po prostu zabetonować, tylko już nie zdążył.  Dwa dni rentgeny robili, jakieś było kucie, nie kucie i pilnują tego terenu budowy domu praktycznie od soboty – opowiada sąsiad rodziny.

Krótko po zatrzymaniu mężczyzna opowiedział śledczym, że porwał chłopca przez pomyłkę. Chciał uprowadzić dziewczynkę, ale zmyliły go długie włosy 11-latka. Zabił, bo bał się, że ten opowie o wszystkim rodzicom.

Tuż po śmierci ktoś wybrał z jego konta wszystkie oszczędności

- Można powiedzieć, że podejrzany był otwarty. Pierwszego dnia przesłuchiwano go do godziny 20. Przez 5,5 godziny składał bardzo obszerne i szczegółowe wyjaśnienia – informuje Waldemar Łubniewski z Prokuratury Okręgowej w Sosnowcu.

Tomasz M. był optykiem, prowadził zakład na terenie Sosnowca, remontował mieszkanie na jego tyłach. Kilka lat temu rozwiódł się z żoną, z którą ma dwoje dzieci. Miał zakaz zbliżania się do niej i dzieci. Ale jak twierdzą sąsiedzi, nadal utrzymywali kontakt.

- Mieli normalny kontakt. Jakby był zakaz zbliżania się, to oni by tu nie przyjeżdżali. Ona codziennie tu o 17 przyjeżdżała, pomagała mu coś ta była żona. No i ten syn tu też cały czas przyjeżdżał. Z dzieckiem swoim profile przecież w sobotę (w dniu zabójstwa – red.) kładł. Taki poddenerwowany był. Z soboty na niedzielę zięć od nas schodził i go spotkał, jak mył klatkę, o 12 w nocy. Skoro w 2008 roku on porywa dzieciaka i dają tylko wyrok w zawieszeniu, to coś jest nie halo, tak? – słyszymy od sąsiada salonu optycznego, który prowadził Tomasz M.

Zapłacili za kursy, nie mogą przystąpić do egzaminu państwowego

Dziś wiemy, że Tomasz M. był wcześniej karany. W 2008 roku uprowadził chłopca z parkingu w Siemianowicach-Śląskich. Po kilku godzinach go wypuścił. Policja znalazła u niego materiały pedofilskie, które udostępniał w sieci. Do więzienia jednak nie trafił, prokuratura wnioskowała o karę w zawieszeniu i sąd się do tego wniosku przychylił.

- Syn po obiedzie poszedł do sklepu. Podjechał samochód, wyszedł jakiś pan, wziął go za rękę i wprowadził do samochodu.  Poprowadził go do piwnicy, tam kazał mu się rozebrać do naga, robił mu zdjęcia. Dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć. Jest to mały wyrok dla takiego człowieka. Bardzo mały – mówi Monika Klimczak, matka porwanego przed 13 laty chłopca.

Dziś śledczy badają też inną sprawę z przeszłości. W zeszłym roku samobójstwo popełniła 13-letnia bratanica Tomasza M. Nam udało się porozmawiać z bratem mordercy i jednocześnie ojcem dziewczynki. Jak twierdzi, rodzina od wielu lat nie utrzymywała z Tomaszem M. żadnego  kontaktu.

Urzędnicy losowali, dla kogo granty. Lista szczęśliwców bulwersuje

- Nawet byłem przeciwny, żeby nasze dzieci się  kontaktowały. Dopiero niedawno starsza córka Tomka się kontaktowała z moją córką. Z człowiekiem, który porywa małe dzieci, to ja nie chciałem mieć nic wspólnego - mówi brat Tomasza M. i zapewnia, że samobójstwo 13-latki nie miało żadnego związku ze skłonnościami 41-latka. 

- On został wykreślony z naszego życia rodzinnego. Zrobił nam krzywdę w rodzinie. I mąż po prostu bardzo to przeżył. Osiem lat temu po prostu powiedział, że syn w ogóle dla niego nie istnieje. Natomiast matka M. nie żyje – dodaje macocha Tomasza M.

Najbliższe trzy miesiące Tomasz M. spędzi w areszcie. Usłyszał dwa zarzuty, w tym zarzut zabójstwa. Grozi mu dożywocie.

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX