Oczyszczają ścieki, osady zwożą obok ich domów
Osady z okolicznych oczyszczalni ścieków zatruwają życie części mieszkańców wsi Lyski pod Rybnikiem. Są one zawożone na pobliskie pola, ale - jak wykazały kontrole - nie są od razu mieszane z ziemią, co nakazują przepisy. W efekcie nad okolicą unosi się uciążliwy odór, a po ulewach osady spływają na… okoliczne podwórka. Zarządca pola twierdzi, że działa zgodnie z prawem.
52-letni Dariusz Kretek całe życie mieszka we wsi Lyski pod Rybnikiem. Jego dom sąsiaduje z polami, na które od jakiegoś czasu właściciel przywozi osady z okolicznych oczyszczalni ścieków.
- To miało być już dawno zaorane. Rozsypali to, później zostawili. A 13-go i 14-go były te ulewy, dwa razy byłem zatopiony i z tego leciało, tak jak gnojówka. Największe ulewy były, to oni się nawet „topili”, a to przywozili, w tym deszczu jeździli – mówi.
Ciężko chorzy pacjenci bez opieki? Mocne oskarżenia
- Nasz pies co najmniej dwa razy wymiotował. Chyba musiał się zatruć – dodaje Olga Troszka, mama pana Dariusza
Przepisy nie pozwalają by osady z oczyszczalni leżały na powierzchni gruntu, były składowane w większych pryzmach. Powinny też znajdować się co najmniej 100 metrów od zabudowań mieszkalnych.
- Zalegać nie mogą wcale, do 24 godzin muszą być rozplanowane i zaorane – informuje Małgorzata Zielonka z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Katowicach.
Zbigniew Miler, sąsiad pana Dariusza, odziedziczył dom po matce i babci. Gospodarstwo nie jest jeszcze podłączone do gminnego wodociągu, jedyne źródło wody to stara, głęboka studnia. Jednak z powodu zalewania i zanieczyszczenia nie można z niej korzystać.
- Mamy studnię zanieczyszczoną, a z wody trzeba korzystać np. do umycia się. To z tych pól przedostaje się wszystko. Trzeba byłoby to zbadać, sanepid – mówi.
Emerytura skromna, ale o 30 zł za wysoka. Pomocy nie będzie
Woda wraz z odpadami spływa do wsi, ponieważ pole jest niewłaściwie wyprofilowane. Jeszcze kilka lat temu przed zalewaniem drogi i domostw chronił specjalny nasyp. Odkąd został usunięty, woda wraz z zanieczyszczeniami zalewa wieś.
- Tu była kiedyś prawie metrowa skarpa i to nas chroniło. A później gospodarz, co ma to pole, wziął to pługami zerwał i od tego czasu mamy znowu taki problem – tłumaczy Dariusz Kretek.
- Właściciel będzie zobligowany do naprawienia tego, co zostało uszkodzone, zwłaszcza jeśli chodzi o tą drogę. Druga musi zostać przywrócona do stanu pierwotnego, to jest podstawą Inaczej sporządzimy wniosek do sądu. Było podniesienie gruntu, no i oczywiście jeżeli było i człowiek sobie to samowolnie zlikwidował, to zostanie również zobligowany do przywrócenie stanu poprzedniego – informuje Adam Mandera, komendant straży gminnej w Lyskach.
Słona dopłata po sprzedaniu mieszkania
Sprawą zajął się Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Katowicach. Inspektorzy byli w Lyskach dwa razy. Stwierdzili nieprawidłowości nie tylko w opieszałym utylizowaniu osadów ściekowych, ale także odprowadzaniu cieków do pobliskiej rzeczki Suminki, która zasila okoliczne stawy i Odrę.
- Inspektorzy pojechali na miejsce, potwierdzili, że osady ściekowe na tych samych działkach w podobnych miejscach już zalegają, tzn. są magazynowane w pryzmach, co jest absolutnie niedopuszczalne. W związku z opadami z tych osadów pojawiły się odcieki, bardzo intensywnie, nieprzyjemnie organicznie pachnące – mówi Małgorzata Zielonka z WIOS w Katowicach.
Zarządca gospodarstwa, na którym są utylizowane odpady ściekowe zapewnia, że „wszystko jest zgodnie z prawem, z przepisami, zgodnie z dopuszczeniami”.
- Z naszej perspektywy my nie widzimy w tym nic złego nic pozaprawnego To nasze oficjalne stanowisko i to stanowisko jest potwierdzone przez WIOŚ Katowicki, przez policję, przez drogówkę – utrzymuje.
Komornik zajął konto za obcy dług
- Inspektorzy stwierdzili, że z pewniej części pola, spod pryzmy ktoś przekopał rów do potoku Suminka i tym potokiem, tym rowem osady spływały do wody. Absolutnie coś takiego nie może mieć miejsca. Nie można odcieków z osadów odprowadzać na sąsiednie grunty, no absolutnie nie mogą te odcieki dostawać się do potoków, do rzek – tłumaczy Małgorzata Zielonka z WIOS w Katowicach.
- My robimy to wszystko zgodnie z przepisami jest opinia środowiskowa są wszystkie dokumenty. Ja w tej chwili nie jestem w stanie pani pokazać. Jest problem, trzeba go rozwiązać i na pewno do tego podejdziemy bardzo poważnie – zapewnia właścicielka firmy wywożącej osady.