Kupili auta, ale nie mogą nimi jeździć. Przez obce długi
Wydali po kilkadziesiąt tysięcy złotych na samochód, którego nie mogą zarejestrować. W Interwencji historia poszkodowanych przez podkrakowską firmę handlującą autami. Nowi właściciele aut nie mogą ich zarejestrować, bo firma ma dług w urzędzie skarbowym. I choć opłaciła akcyzę za auta, to każda poczyniona przez nią wpłata traktowana jest jako spłata zobowiązania.
Kilkanaście osób skorzystało z oferty podkrakowskiej firmy handlującej sprowadzanymi samochodami. U każdego kupującego problemy zaczynały się na etapie rejestracji pojazdu.
- Seata Leona znalazłem w ogłoszeniu. Jak cytuję było autem "bez żadnego wkładu finansowego". Nie wymagało nic, perełka – stan idealny. Zadzwoniłem, umówiłem się na rozmowę i okazało się, że auto sprzedaje młody chłopaczek. Na fakturze było 45 500 zł. Przy zakupie wszystkie dokumenty były przedstawione łącznie z drukiem, że akcyza jest zapłacona tylko niewydrukowana. Zarejestrowałem samochód na miękki dowód i po dwóch tygodniach poprosiłem chłopaka, żeby odesłał mi potwierdzenie zapłaty akcyzy. No i tu się właśnie zaczęły schody – opowiada Sławomir Gugała.
Urzędnicy losowali, dla kogo granty. Lista szczęśliwców bulwersuje
W podobnym sytuacji jest Artur Rogulski. - To było w 2018 roku. Kupiłem i30 Hyundai. 38 000 zł mam na fakturze – mówi.
Kolejny poszkodowany to Mateusz Kubas. – Znalazłem samochód na portalu, pojechałem, pooglądałem. Samochód wyglądał na porządku, zgadzał się z opisem. Jest to Peugeot 407 w wersji trzydrzwiowej – tłumaczy.
Auta nie może zarejestrować także Tomasz Głowacz. - To było 20 grudnia 2020 roku. Udało mi się znaleźć samochód przez internet. Mazda RX-8 z 2005 roku. Zawarłem ustną umowę, została pobrana zaliczka w wysokości 1000 zł i na następny dzień umówiliśmy się na transport samochodu lawetą ze względu na to, że nie był zarejestrowany jeszcze w kraju, pod mój adres zameldowania – opisuje.
Komornik zajął konto za obcy dług
We wszystkich przypadkach problem pojawił się z rejestracją pojazdu. Za każdym razem okazywało się bowiem, że mimo iż sprzedający zapewniał o poprawności przekazanych dokumentów, to jest problem z zaświadczeniem o opłaceniu podatku akcyzowego.
– Zaczęły się schody, ponieważ nie było kontaktu i pan przekładał terminy: za tydzień, za dwa tygodnie, aż któregoś pięknego dni powiedział, że on się nie zajmuje tymi papierami, tylko jego ciotka i dał mi numer do pani S. Ona też zmieniała terminy: miesiąc, dwa. Trzy miesiące chyba mnie tak zbywała, aż się w końcu zdenerwowałem i sprawę zgłosiłem do sądu – opowiada Sławomir Gugała.
- Kupowałem auto na fakturę i dlatego powinno być wszystko zapłacone i nic mnie nie powinno interesować. Dostałem informację, że faktura została zapłacona, lecz mają jakieś problemy z systemem i że dopiero dostanę potwierdzenie z opóźnieniem, ale że będę mógł samochód zarejestrować tyle, że na dowód miękki – mówi Mateusz Kubas.
Mimo obietnic ze strony sprzedających właściwe zaświadczenia o opłaceniu akcyzy nigdy nie dotarły do kupujących. Stało się tak dlatego, że jak się okazało sprzedający mieli gigantyczne zadłużenie względem urzędu skarbowego. Nabywcy aut chcieli sami uiścić akcyzę, by móc korzystać z aut, ale nie pozwalają na to przepisy.
Oczyszczają ścieki, osady zwożą obok ich domów
Rozmowa telefoniczna z właścicielką firmy: - Kłaniam się, Jan Kasia – TV Polsat. Dzwonię ponieważ zwróciły się do nas osoby w związku z tą akcyzą. Pani ma dużo tego długu w tym urzędzie?
- To jest cały czas spłacane regularnie, aktualnie w mniejszych kwotach. Jest teraz taki czas, jaki jest, więc po prostu nie stać człowieka. I ja pracuję też zawodowo i zrezygnowałam ze sprzedaży samochodów – mówi właścicielka firmy sprzedającej auta. Twierdzi, że długi wyniknęły ze „zmieniające się ordynacji podatkowej”.
- Ja bym sobie nie pozwoliła na to, żeby kogoś tutaj wziąć i wprowadzać w błąd. Zarabiam najniższą krajową i spłacam jak mogę, myślę, że to kwestia do 3-4 miesięcy – dodaje.