Zamiast sielanki, twardy bój. Konflikt działkowców
Cztery lata temu pani Katarzyna wydzierżawiła ogródek w kompleksie Rodzinnych Ogrodów Działkowych „Ikar” w Dęblinie. Pech chciał, że niedługo potem jej sąsiadem został pan Jarosław. Mężczyzna kosztem jej terenu powiększył swoją działkę, nabijając własne słupki graniczne. Później zaczęło się uprzykrzanie życia. W konflikt zaangażowano prezesa ROD i policję.
- Dowiedziałam się, że się sąsiad zjawił, jak zaczął wycinać drzewa. Zmniejszył nam powierzchnię działki. Mamy działkę 377-metrową w dokumentach, a w rzeczywistości ma ona teraz 312-315 m – mówi Katarzyna Zajączkowska.
- Przychodzimy z żoną w maju 2019 roku, a oni tutaj u nas na działce… Patyczki powkładane, nić przeciągnięta i twierdzą, że to powinno być ich – dodaje Henryk Puława, ojciec pani Katarzyny.
Sąsiad uważa dzierżawioną działkę za swój grunt, ponadto nic sobie nie robi z obowiązujących w ogrodach działkowych przepisów.
Sam opiekuje się bratem. Ale świadczenie należy się ojcu
- Na przełomie maja i czerwca 2019 roku złożył akces przystąpienia do Polskiego Związku Działkowców. Po załatwieniu wszystkich formalności finansowych z byłym właścicielem otrzymał ode mnie komplet dokumentów i zgodnie z regulaminem został zapisany i została przyznana mu działka w dzierżawę. Pod koniec lipca chciałem, by mi dostarczył dokumenty i przystąpił do stowarzyszenia ogrodowego. Odpowiedział mi, że on się do związku takiego nie zapisze, nie musi być członkiem ogrodu, a to, co ma, dokumenty, jakie posiada, to jest jego własność. Grunt, który jest na tej działce, jest jego własnością – opowiada Ryszard Zarówny, prezes Rodzinnych Ogrodów Działkowych „Ikar” w Dęblinie.
Na domiar złego, jak twierdzą sąsiedzi, zachowanie mężczyzny jest uciążliwe i agresywne.
- Przeciął kłódkę i wjechał traktorem na ogródki działkowe. Tym traktorem jeździł, orał sobie tę ziemię, podwyższył sobie i zrobił ściek. Jak padał deszcz, to woda leciała do mnie. Nasadzenia zniszczył, prąd zniszczył mi i przy okazji cały czas się śmieje z tego, że kolejne zniszczenia robi – twierdzi Katarzyna Zajączkowska.
- Nasz płot specjalnie ziemią obsypywał, żeby go przesunąć. To były celowe działania, by swoje metry uzyskać, których faktycznie nie ma. Potrafi włączyć agregat prądotwórczy, żeby tutaj spaliny leciały – mówi Mariusz Zajączkowski, mąż pani Katarzyny.
Okradli tira. Gigantyczny rachunek dla kierowcy
- Wchodząc zawsze na działkę mówię, że jestem prezesem i mam prawo sprawdzać, czy pan gospodaruje prawidłowo, a twierdzę, że on przebywa nielegalnie, bo na dziś ani nie przedstawił dokumentacji, ani nie zapłacił należnej kwoty na rzecz naszej wspólnoty. To słyszę: „Sp…! Bo to jest moja własność i na mój grunt nie ma prawa nikt wejść”. On do takiego stowarzyszenia i przy takim zarządzie komunistycznym, członkiem ogrodów nie będzie. I ciągle jest użytkownikiem tego, a my nie możemy nic zrobić. Wszyscy mówią, by dać mu wypowiedzenie. Czego? – pyta Ryszard Zarówny, prezes Rodzinnych Ogrodów Działkowych „Ikar” w Dęblinie.
Udało nam się porozmawiać z sąsiadem państwa Zajączkowskich:
- O co to chodzi z własnością tej działki tutaj?
- Brakuje 50m2 działki. Ja z tym państwem chciałem się dogadać.
- Ale pan tak się chciał dogadać, że oni weszli na swoją działkę, a tam słupki były postawione.
- Jakie słupki?
- Pan na ich działce postawił słupki graniczne.
- Brakuje mi 50m2.
- Ale to dlaczego kosztem tych ludzi, oni przecież też kupili działkę, za którą płacą?
- Rozumiem, ale ja chciałem się z nimi dogadać
- A czemu pan tu znokautował prezesa ogrodów działkowych?
- Ja znokautowałem? Prezes przyszedł pijany na działkę, prosiłem go trzy razy, żeby opuścił działkę, a on twierdzi, żebym ja „wyp*** z tych działek, bo to jest jego”.
- No wie pan – to jest Agencji Mienia Wojskowego.
- Ale ja tę działkę dzierżawię.
W spór angażowana była policja, która jednak jak dotychczas nie potrafiła rozwiązać problemu.
- Odnotowano dziewięć interwencji, których charakter był różny: od zakłóceń spokoju między uczestnikami konfliktu po przebieg granic między działkami. W tym przypadku zaangażował się dzielnicowy, który podpowiadał, jak można rozwiązać ten spór. Jak do tej chwili nie udało się doprowadzić do pojednania stron – informuje Radosław Żmuda z policji w Rykach.