Musiała wyprowadzić się z domu. Powodem remont u sąsiada?

78-letnia emerytowana nauczycielka musiała wyprowadzić się ze swojego domu w Bytomiu po tym, jak inspekcja budowlana stwierdziła, że nie nadaje się on do zamieszkania. Kobieta wini sąsiada, a konkretnie przeprowadzone w jego części bliźniaka prace remontowe.

Pani Urszula Mally jest emerytowaną nauczycielką z Bytomia. Przez ostatnie trzydzieści lat mieszkała w części domu-bliźniaka typu fińskiego na obrzeżach miasta.

- Nabyliśmy go z mężem w listopadzie 1996 roku. To miał być najpierw taki domek letni, bo tam i garaż, i łąki, a mój mąż był zapalonym gołębiarzem – opowiada pani Urszula.

Oszustka z porsche. Sprawa niepełnosprawnego to wierzchołek góry

Po śmierci męża kobieta samotnie zamieszkiwała dom i cieszyła się spokojną starością. Problemy, jak twierdzi, zaczęły się w lipcu tego roku, gdy do drugiej części domu wprowadził się nowy mieszkaniec.

- Ja będę tego pana nazywała sąsiadem, ale on mi się do tej pory nie przedstawił, nie wiem, kto on jest. Sąsiad tak nie postępuje. Sąsiad przychodzi i mówi: dzień dobry, będę tu mieszkał i żebyśmy jakoś żyli w zgodzie, ale pan od razu z wielkimi pretensjami – twierdzi pani Urszula.

„Dla prokuratury byłem idealny na oskarżonego: bezdomny i alkoholik”. Teraz walczy o sprawiedliwość

- Gdy przyjechali po raz pierwszy na tę posesję, stanęli przed bramą i stwierdzili, że oni to będą kupować, a ja mam im otworzyć to, bo oni są nowymi lokatorami. Stwierdziłem, że ja nie jestem agencją nieruchomości, która im to sprzedaje – mówi syn kobiety Krzysztof Huńka.

I - jak twierdzą nasi rozmówcy - to był początek sąsiedzkiej wojny. Chcieliśmy skonfrontować tę wersję wydarzeń z właścicielami drugiej części domu, ale ci odmówili spotkania przed kamerą. Zamiast tego przesłali oświadczenie:

„Sąsiad (…) nie podjął z nami nigdy dialogu nigdy nie przedstawił swoich roszczeń w normalny sposób tylko próbuje wymusić „swoje racje” wszczynając nieuzasadnione alarmy i pisząc donosy do różnych instytucji. (…) W żadnym wypadku nie działamy, aby wyrządzić drugiej osobie krzywdę czy stworzyć zagrożenie dla zdrowia innych osób.”

- 20 lipca powiadomiłem po raz pierwszy Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Bytomiu, prosiłem panią Kwiecińską, żeby zainterweniowała i wstrzymała ich prace remontowe, ponieważ mamy domek zaczął po prostu wykazywać pęknięcia na ścianach – mówi Krzysztof Huńka.

- Najpierw ściągnęłam sobie kierownika budowy, który po prostu czuwa nad całą realizacją tego zadania, on przedstawił mi sposób tego zabezpieczenia. Myślę, że nie było to ryzykowne, nie jest to pierwszy budynek, który jest w ten sam sposób realizowany – wyjaśnia Elżbieta Kwiecińska z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Bytomiu.

Sąd: dom dziecka lepszy niż… dziadkowie z rodzeństwem!

- Pretensje mam do pani inspektor, ponieważ doprowadziła do zdewastowania domku mojej mamy tymi wszystkimi zgodami, które wydała remontującym – komentuje Krzysztof Huńka.

Inspektor Kwiecińska odpowiada, że przyczyn złego stanu domu jest kilka.

- Brak jakichkolwiek remontów tego budynku, ale przede wszystkim teren, który podlega osiadaniu. To jest teren po eksploatacji górniczej i my nie wiemy, jak on się zachowuje, zwłaszcza, że osiadanie, obniżenie tego terenu nastąpiło do pięciu metrów w tamtym rejonie. Poza tym roboty przy tym budynku mają też wpływ, ale nie destrukcyjny. Zacznijmy od tego. Jest to uciążliwość na pewno, ale czy destrukcja, to wykaże dopiero ekspertyza – zaznacza inspektor.

Ponieważ stan części budynku należącej do pani Urszuli wciąż się pogarszał, pan Krzysztof wezwał służby, które dokonały oględzin domu. W efekcie kobieta musiała przeprowadzić się do mieszkania syna. Jaki będzie dalszy los tego budynku - jeszcze nie wiadomo.

Zarejestrował auto ciężarowe, a skarbówka widzi osobowe…

- Strażak wyszedł, dał synowi świstek, że natychmiast mamy się ewakuować, bo dom jest nie do zamieszkania. Więc co mi pozostało robić? Ma mi spaść na głowę? – mówi pani Urszula.

Teraz pani Urszula żyje w mieszkaniu syna w centrum Bytomia, na trzecim piętrze kamienicy bez windy. Dla niej to problem, ponieważ ze względów zdrowotnych ciężko się jej poruszać.

- To jest dla niej udręka, została u mnie więźniem, bo niestety, wejście, zejście przekracza jej siły i zdrowie – mówi pan Krzysztof.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX