Straciła ojca, walczy o życie matki
26-letnia Aleksandra Janik ze Szczecina od dekady walczyła o zdrowie i życie swoich rodziców. Najpierw jej ojciec dostał udaru, potem zachorował na raka. Niestety pasmo nieszczęść rodziny Janików trwa. Ratując życie i sprawność ojca, pani Aleksandra popadła w długi, przez które teraz rodzina może stracić dach nad głową. Do tego niedawno na nowotwór złośliwy zachorowała matka 26-latki, a niespełna dwa tygodnie temu po ciężkiej chorobie zmarł jej ojciec.
Aleksandra Janik mieszka w Szczecinie. Jeszcze jako nastolatka musiała dorosnąć i zadbać o swoich rodziców. W 2011 roku pan Krzysztof nieoczekiwanie dostał udaru. Był to początek pasma nieszczęść rodziny Janików. Kilka dni temu mężczyzna zmarł, a załamana pani Aleksandra rozpoczęła kolejną walkę. Tym razem o życie swojej matki.
- Chciałam, żeby te ostatnie chwile były dla niego najwspanialsze. W maju nagrał mi wiadomość pięciosekundową i jak mam zły dzień, to sobie ją odsłuchuję - mówi kobieta.
Pani Aleksandra nie ma łatwego życia. Gdy po raz pierwszy zachorował jej ojciec, miała szesnaście lat. Z biegiem czasu stan zdrowia mężczyzny poprawiał się. Jednak na początku 2020 roku pan Krzysztof usłyszał kolejną diagnozę: złośliwy nowotwór płuc. W tym czasie pani Ewa straciła pracę, a rodzina została bez środków do życia. Pani Aleksandra postanowiła działać.
- Sześć lat później straciłam pracę, bo zakład, w którym pracowałam, został zlikwidowany. Chcieliśmy tę firmę stworzyć, żeby były pieniądze. Wszystko padło. Inwestycje niespłacone, bo firma nie działa. Próbowałyśmy się pozbierać, ale był taki lockdown, wszystko pozamykane - mówi pani Ewa, matka 26-latki.
- To była pralnia, taka mała pralnia. Ona nas pogrążyła. Chciałyśmy dobrze, ale straciłyśmy płynność finansową. Możemy stracić jeszcze więcej. Przede wszystkim dach nad głową - mówi pani Aleksandra.
W czasie lockdownu rodzinna pralnia zbankrutowała. Kolejnym ciosem dla pani Aleksandry była nieoczekiwana diagnoza jej matki. Pani Ewa tuż przed śmiercią męża dowiedziała się, że ma nieoperacyjnego raka jelita grubego. Wtedy z pomocą przyszli przyjaciele pani Aleksandry.
- Rodzice, jak tylko się o tym dowiedzieli, postanowili dokonać zbiórki pieniędzy. Włączyli się wszyscy. Każdy, kto mógł, wystawił na licytację przedmioty: skrzypce, porcelana, obrazy. I dzięki temu uzbierały się fundusze - mówi Katarzyna Mędrkiewicz, dyrektor przedszkola, w którym pracuje pani Aleksandra.
- Byłam w szoku, że udziela się tak liczne grono ludzi. Takich wspaniałych, bezinteresownych, dobrych. Nie wiem, jak za to mam się odwdzięczyć, jak podziękować, bo jestem bardzo wdzięczna - mówi 26-latka.
Niestety leki wspomagające leczenie pani Ewy są drogie. Niebawem będzie też potrzebna kosztowna rehabilitacja. Pani Aleksandra martwi się o zdrowie mamy. Ma nadzieję, że długie leczenie przyniesie efekt, a one zaczną spokojne życie.
- Gdybym ja odeszła, to wiem, że Ola tego nie przeżyje. Ona już sobie z tym nie poradzi - twierdzi pani Ewa.