Mają dość sąsiada. Z mieszkania rozchodzi się fetor
Lokatorzy jednego z bloków w Radomiu od kilku lat żyją w obok uciążliwego sąsiada. Pan Sylwester zamienił swoje mieszkanie w melinę, z której wydobywa się trudny do wytrzymania fetor. Jak mówią, organizuje on libacje alkoholowe i załatwia się na… balkonie. Jego mieszkanie nie jest zadłużone, bo rachunki opłacają krewni.
Do naszej redakcji napisali mieszkańcy bloku przy ulicy Sandomierskiej w Radomiu. Od kilku lat borykają się z trudnym sąsiadem z parteru - panem Sylwestrem.
- Od tego człowieka śmierdzi, z jego mieszkania unosi się smród. Ja jestem najbardziej pokrzywdzony, bo mieszkam bezpośrednio nad nim – mówi jeden z lokatorów.
- Przedwczoraj wracałam z psami i z synem ze spaceru, pan ledwo trzymając się ściany, w samych slipkach, na boso, zszedł do ogródka. Nie patrzyłam co tam robi, ale w jakim celu w środku nocy koło 23… - dodaje inna lokatorka.
Powódź za powodzią. Winią budowę autostrady
Administracja budynku wie o problemie. Jej pracownik przyznaje, że „jest taki, który przez okno, balkon wchodzi, chory człowiek, nie ma na to rady. Z balkonu zrobił sobie wychodek”.
- Najpierw widzę, kuca na balkonie. Zwróciłem uwagę, ale poszedłem dalej, później wróciłem się, a on majtki podciąga i idzie, załatwiał się po prostu na balkonie – potwierdza jeden z mieszkańców bloku.
Podczas naszego spotkania z lokatorami, pojawia się pan Sylwester. Zarzutami sąsiadów jest zaskoczony:
- Niech przyjdą i niech powiedzą, o co chodzi, a nie będą dzwonić nie wiadomo gdzie, na telewizję, która, k…., przyjechała.
Nie załatwia się pan pod oknami?
Nie.
Nie załatwia się pan? Widziałem zdjęcia niestety.
Mam kibel wyczyszczony i mogę się tam zesrać.
Czeka na rentę po udarze. Urzędnicy nic nie mogą zrobić
- Ja go znam od dziecka, razem żeśmy się wychowali. Tutaj jest chyba bardzo duża wina rodziny, że go zostawili – słyszymy podczas spotkania z lokatorami.
Krewna mężczyzny, z którą udało nam się skontaktować, tłumaczy, że nie ma jej na miejscu i „nie ma żadnego wpływu, on nie słucha”.
- Pan nie korzysta z pomocy społecznej, nie życzy sobie kontakt z nami, unika tego kontaktu - mówi przedstawicielka Ośrodka Pomocy Społecznej w Radomiu.
Podczas naszej wizyty do pana Sylwestra przyjeżdża też przedstawiciel gazowni. Ma sprawdzić szczelność instalacji w mieszkaniu.
- Gaz sam odłączyłem. Nie mam piecyka ani kuchenki – komentuje pan Sylwester.
- Bo na złom oddałeś – wtrąca jeden z mieszkańców.
- Udało się sprawdzić, pan nie posiada gazu. Jest plomba, instalacja jest szczelna – tłumaczy po kontroli pracownik gazowni.
Chcieli jechać na wakacje. Zostali w domu i stracili pieniądze
Lokatorzy zwracali się z prośbą o pomoc do spółdzielni mieszkaniowe. Ta, w przesłanym do nas oświadczeniu zapewnia, że robi wszystko co w jej mocy, a jej możliwości prawne są ograniczone. Co ciekawe lokal nie jest zadłużony, bo czynsz opłacają krewni pana Sylwestra.
- Sprawa jest skierowana do sądu o eksmisję go z tego mieszkania, ponieważ żadne moje prośby, nic nie działa na to żeby uprzątnął mieszkanie. Szczerze mówiąc, ja też już nie mam do tego siły – mówi nam krewna mężczyzny.
- Jeżeli spółdzielnia się postara, to może wdrożyć takie procedury, które spowodują przymusową sprzedaż na drodze sądowej egzekucji danej nieruchomości – zaznacza radca prawny Renata Robaszewska.