Lublin. Szpital odesłał do domu. Ksawery zmarł cztery godziny później

Rodzice 18-miesięcznego Ksawerego żądają pociągnięcia do odpowiedzialności lekarzy w związku ze śmiercią ich syna. Dziecko zmarło cztery godziny po tym, jak po serii badań, w tym USG brzucha, odesłano je do domu, odmawiając przyjęcia na oddział dziecięcego szpitala w Lublinie. Jak się okazało, miało niedrożne jelita przez ciała obce w przewodzie pokarmowym.

Ksawery miał półtora roku. Zmarł po tym jak w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Lublinie lekarze odmówili przyjęcia go na oddział. Sprawą zajmuje się już prokuratura. Pogrążeni w żałobie rodzice zarzucają medykom zaniedbania i postawienie błędnej diagnozy.

- Ksawcio był bardzo pogodnym dzieckiem. Zawsze uśmiechniętym. Na każdym praktycznie zdjęciu się uśmiecha – opowiada Monika Nowacka, mama Ksawerego.

Grzyb i brak łazienek, a czynsz w górę nawet o dwieście procent

- On się zawsze pierwszy budził, zawsze taki uśmiech był. Bardzo mi tego brakuje, zwłaszcza że to tak nagle się stało. Nie potrafię się pogodzić z tą sytuacją. To było nasze oczko w głowie – dodaje Mateusz Mularczyk, ojciec chłopca.

25 października Ksawery źle się poczuł. Rodzice, widząc w jak złym stanie jest, zaczęli szukać pomocy. Trafili do lekarza pierwszego kontaktu, który pilnie odesłał ich do szpitala. Tu rozpoczął się dramat Ksawerego, który trwał aż sześć godzin.

- Lekarce z opieki nocnej powiedzieliśmy, że dziecko ma czarnego stolca i kilkunastokrotnie wymiotuje. Zdjęła mu pampersa i powąchała pupę. Stwierdziła, że to na pewno niedrożność jelit. I skierowała nas na szybką konsultację do szpitala – opowiada pan Mateusz.

W szpitalu Ksawery, mimo silnego bólu brzucha i wymiotów, nie został przyjęty od razu. Pierwsza konsultacja miała miejsce dopiero po ponad dwóch godzinach oczekiwania.

Jest jedynym opiekunem prawnym dzieci. 500+ nie dostaje!

- My nie znaliśmy się na tych procedurach, że mogliśmy się powołać na prawa pacjenta, że dziecko do trzech lat powinno być przyjęte poza kolejnością. Poszedłem do chirurga, który zlecił badanie usg. Choć byłem pierwszy w kolejce, czekałem z dzieckiem ponad godzinę. Zadzwonił do pana doktora telefon. Kazali mu w tym momencie przyjść, więc wyprosił nas z gabinetu. Czterdzieści pięć minut na niego czekałem. Powiedział mi wprost, że według niego dziecko nie powinno opuścić szpitala. Przyszedł jednak drugi chirurg i stwierdzili, że dziecku nic nie jest – mówi pan Mateusz.

- Dziecko zostało wypisane przed godziną 3:00 w nocy. Lekarz zapewniał, że jest z nim wszystko w porządku, że to taka zwykła wirusówka – dodaje pani Monika.

Jednak Ksawery nadal cierpiał. Po czterech godzinach od wizyty w szpitalu stan zdrowia 18-miesięcznego chłopca był krytyczny. Ksawery zmarł.

Kryzys na granicy. Tropem przemytników migrantów

- Dziecko mi rano omdlało. Myślałem, że jest słaby, bo całą noc nie spał. Wziąłem go na ręce i podaliśmy mu 2,5 ml nurofenu. On tak powietrze łapał jak rybka. Myślałem, że chce pić. Nagle zesztywniały mu ręce, już krążenie stracił w rękach – wspomina pan Mateusz.

- Sprawdziłem, czy był wyczuwalny oddech. Nie był, więc z automatu wzięliśmy go na ręce, położyliśmy na kocyku na stoliku i zacząłem go reanimować – opowiada Mateusz Tarkowski, przyjaciel rodziny.

- Na nic zdała się ta reanimacja. Przyjechała karetka, która reanimowała go prawie godzinę, ale stwierdzili zgon – mówi pani Monika.

- Trzymałem synka cały czas za rękę, jak był reanimowany. Było tak, że był zimny, a po chwili robił się ciepły. Trzymałem go za rączkę i myślałem, że się obudzi – dodaje pan Mateusz.

Przyczyną śmierci Ksawerego była niezdrożność jelit i obecność ciała obcego w przewodzie pokarmowym. Sekcja potwierdziła diagnozę lekarza pierwszego kontaktu. Rodzice zmarłego chłopca uważają, że medycy z SOR-u zbagatelizowali pogarszający się stan zdrowia ich dziecka. Władze szpitala nie zamierzają komentować sprawy.

Nie dostawali 500+. Walczą o 30 tys. zł

- Nie będziemy medialnie oceniać tej sytuacji, bo są do tego powołane organy – słyszymy od rzecznik szpitala Agnieszki Osińskiej.

- W wypisie napisali, że w razie objawów powinniśmy się zwrócić na SOR. Tylko że my już przyjechaliśmy na SOR z tymi objawami. I z takimi objawami nas wypuszczono. Gdzie tu jest jakaś logika? – pyta Monika Nowacka, mama Ksawerego.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX