Zmarł przez zakrzepicę. Obwiniają szpital o złą diagnozę

Rodzina 43-letniego Roberta Moskwy oskarża szpital w Prudniku o zbyt późne zdiagnozowanie u mężczyzny zakrzepicy, w wyniku której zmarł. Pan Robert ciężko przechodził covid w domu. Do szpitala trafił już jako ozdrowieniec, uskarżając się na potworny ból w nogach, gdzie jak się okazało doszło do zakrzepu. Według rodziny wykryto to dopiero czwartego dnia hospitalizacji, dzień przed śmiercią mężczyzny.

- Ja bym się z tym pogodził, żeby rzeczywiście choroba tak zjadła, że nie było ratunku. Ale ja uważam, że był ratunek tylko... nie zrobiła służba zdrowia tego od czego jest – mówi Ryszard Moskwa, ojciec pana Roberta

43-letni Robert Moskwa z Prudnika zachorował na covid na początku listopada. Zakażenie przechodził bardzo ciężko. Podczas kilkunastu dni leczenia w domu miał kilka teleporad, był nawet w miejscowym szpitalu, ale nie został przyjęty. Rodzina trzy razy wzywała pogotowie.

Drogowa pułapka. Gigantyczna kara dla budowlańca

- Przyjechała karetka. Cały czas mówiło się, że jak 90 saturacji, to trzeba do szpitala, a on miał 85. Nie wiem dlaczego go nie przyjęli. Silny, suchy, męczący kaszel miał i mówił, że bardzo go nogi bolą – opowiada Lucja Moskwa, mama pana Roberta.

- Rodzice z 18 na 19 w nocy wezwali kolejną karetkę. Brat został przyjęty do szpitala ze statusem ozdrowieńca, że to jest pocovidowe zapalenie płuc – mówi Ewa Kramarz, siostra pana Roberta.

- Na nieszczęście zawieźli syna do Prudnika. Moim zdaniem tam nic nie zrobili, nic - dodaje Ryszard Moskwa.

Rodzina pana Roberta ma zastrzeżenie dotyczące jego leczenia w Prudnickim Centrum Medycznym. Z dokumentacji, którą rodzina otrzymała ze szpitala wynika, że pan Robert nie miał zrobionych wielu badań. Szpital zaprzecza tym zarzutom.

- Kiedy mój brat został przywieziony do szpitala, zostały zrobione badania krwi, ale to nie była pełna morfologia, nie było zrobionego tego bardzo istotnego badania przy zakrzepicy, czyli poziomu d-dimerów. Ta pełna morfologia i d-dimery zostały wykonane dopiero 23 listopada – tłumaczy Ewa Kramarz, siostra pana Roberta.

- Z dokumentacji medycznej, którą posiadamy zarówno z izby przyjęć z 19 listopada, jaki później zrobionej, z dalszych badań w trakcie pobytu już na oddziale wewnętrznym, wynika jasno, że wszystkie badania w tym tutaj wspomniane d-dimery, PCR zostały zrobione – odpowiada Witold Rygorowicz, prezes zarządu Prudnickiego Centrum Medycznego SA.

Mieszkanie ich truje. Pielęgniarka w potrzebie

Siostra pana Roberta jest zdania, że lekarze w Prudnickim Centrum Medycznym zbyt późno wykryli zakrzepicę u pana Roberta. Dlatego nie otrzymał on tam pełnej pomocy medycznej w tym zakresie.

- Moje zaniepokojenie wzbudziło, to że są poprawione dokumenty odręcznie. Jest zmieniona dawka z 0,2 jest poprawione na 0,8. I to bardzo dobrze widać, jak się zrobi zdjęcie i wrzuci na komputer, powiększy się. Jest to poprawione, przy tym nie ma żadnej parafki, powinna być informacja, dlaczego jest taka poprawka zrobiona – mówi Ewa Kramarz.

Rodzina jest przekonana o tym, że gdyby dużo wcześniej rozpoznano zakrzepicę u pana Roberta, to przynajmniej mógłby być on leczony pod tym kątem. Z taką oceną zdarzeń nie zgadza się Witold Rygorowicz, prezes zarządu Prudnickiego Centrum Medycznego SA.

- Nie jest to zaprzeczanie dla zaprzeczenia, ale taka jest obiektywna prawda, którą mogę stwierdzić na podstawie rozmów i dokumentacji medycznej. Pacjent był również od samego początku, od pierwszego dnia pobytu, leczony pod kątem możliwej zakrzepicy – zapewnia.

Żąda 25 000 zł za pobicie. Co zaszło na drodze?

Po czterech dniach pan Robert został przewieziony do innego szpitala na oddział covidowy. Zmarł dzień później. W akcie zgonu jako przyczynę śmierci wskazano zator płucny spowodowany zakrzepem z lewej nogi i... brak chorób zakaźnych. Siostra pana Roberta powiadomiła prokuraturę i Rzecznika Praw Pacjenta.

- Po paru dniach okazało się, po dwóch, czy trzykrotnych testach antygenowych, że jednak wirus nadal utrzymuje się – wyjaśnia prezes Witold Rygorowicz.

- Brat wysłał mi filmik jak jedzie karetką na leżąco. Napisał mi jeszcze: jadą ze mną dwie panie, one są w gorszym stanie niż ja, oddechowo gorszym, ale one siedzą, a ja leżę, bo ja bym nie wytrzymał z bólu – cytuje wiadomość Ewa Kramarz.

- Kwestia działań diagnostycznych w poszczególnych placówkach medycznych, które udzielały pomocy choremu, jest oczywiście przedmiotem wyjaśnienia ze strony prokuratury. Niewykluczone jest, że w niniejszej sprawie konieczne będzie zasięgnięcie opinii biegłych – informuje Stanisław Bar z Prokuratury Okręgowej w Opolu.

- Usłyszałam takie słowa właśnie tam, od pracowników szpitala w Kup. Dlaczego tak późno, dlaczego tak późno, pani brat był do odratowania. Usłyszałam to, jak pojechałam po jego rzeczy – podsumowuje Ewa Kramarz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX