Wyprowadzka albo wykup. Walczą o rodzinny dom dziecka
Od sześciu lat pani Ewa prowadzi rodzinny dom dziecka w Żyrardowie. Na początku opiekowała się pięciorgiem dzieci, jednak gdy pod jej opiekę trafiały kolejne, podjęła decyzję o wynajęciu większego domu. Niestety w ostatnich tygodniach okazało się, że właściciel nieruchomości chce ją sprzedać. Rodzinny dom dziecka musi się wyprowadzić albo dom wykupić. Trwa walka z czasem.
Pani Ewa od sześciu lat prowadzi rodzinny dom dziecka w Żyrardowie. Początkowo miał być schronieniem dla pięciorga dzieci. Szybko okazało się, że potrzeby są znaczenie większe. Pod opiekę pani Ewy trafiło kolejnych siedmioro dzieci. Konieczny okazał się większy dom.
- Usłyszałam, że jest dziewczynka, którą trzeba się zaopiekować. Kilka razy mi o tym mówiono. Tej dziewczynki nikt nie brał, bo nie było miejsca. Niestety brakuje miejsc w rodzinach zastępczych i w rodzinnych domach dziecka. No i się zdecydowałam - mówi pani Ewa Rzepa.
- Buntowałam się cioci, na początku było ciężko. Wcześniej byłam w pogotowiu opiekuńczym. Z jednej strony czułam, że wrócę, z drugiej strony nie. Po jakimś tam czasie, gdy byłam już u cioci, wiedziałam, że to nie nastąpi, że nie wrócę do rodziny. Ale ta jest lepsza rodzina - mówi Wiktoria.
- Teraz jest nas trzynaścioro - jestem ja i dwanaścioro dzieci - tłumaczy pani Ewa.
- Cieszę się, że spotkałam panią Ewę, bo teraz rzadko spotyka się takich ludzi, którzy są w stanie tak bardzo się poświęcić. Pani Ewa jest cała dla dzieci. Ona wzięła swoje życie i je oddała za szansę na normalne życie dla tych dzieciaków - mówi pani Aldona Kowalska wspomagająca rodzinny dom dziecka.
Domy na terenie przemysłowym. Mieszkańcy mają problem
Niestety w ostatnich tygodniach okazało się, że właściciel domu chce go sprzedać. Rodzinny dom dziecka do końca lutego musi się wyprowadzić albo nieruchomość wykupić. I o to drugie rozwiązanie postanowiono zawalczyć.
- Jeżeli on ten budynek sprzeda, my owszem, możemy się wyprowadzić do kolejnego wynajętego budynku, ale to jest ostatnie, co tym dzieciom powinnam zafundować. To jest ostoja, ich azyl, miejsce, gdzie one mają poczucie bezpieczeństwa - tłumaczy pani Ewa.
Dzieci mają za sobą bardzo trudne przejścia. Wiele z nich było ofiarami przemocy. W takiej sytuacji stałe miejsce pobytu, ta sama szkoła, przedszkole czy zajęcia pozalekcyjne wpływają na ich poczucie bezpieczeństwa.
- U mnie w domu były takie różne sprawy z narkotykami, z alkoholem i z przemocą domową. Poszłam z moim bratem rodzonym na policję. Powiedziałam, jaka była sytuacja i mnie zabrali. Mieli mnie oddać do jakiegoś ośrodka, ale potem zadzwonili do cioci Ewy, że jest taka dziewczynka. Na początku było trudno. Jak byłam u mamy, to byłam taka agresywna i w ogóle, ale ciocia mi we wszystkim pomogła, abym taka nie była. No i tak jestem już cztery lata. To jest jakby taka prawdziwa rodzina - mówi Natalia, wychowanka rodzinnego domu dziecka.
- Tu mają swoich kolegów, koleżanki, swoje szkoły, przedszkole. Tak naprawdę zmiana domu, to jest też zmiana całego środowiska. To bardzo ważne, żeby to był ten dom - mówi pani Ewa Rzepa.
- Jak myślimy o pracy z takimi dziećmi, o poprawie ich dobrostanu, to przede wszystkim, to co robimy, to je stabilizujemy. Stwarzamy im takie warunki, które byłyby dla nich przewidywalne. A ponieważ ich życie dotychczas było pełne chaosu, dorośli wokół nich byli chaotyczni, nieprzewidywalni, w związku z tym taka zwykła rzecz, jak plan dnia jest już rodzajem leczenia takich dzieci - wyjaśnia pani Jolanta Zmarzlik, psycholog i terapeuta.
Niania z pękiem dorobionych kluczy. Notorycznie okradała domy
Aby kupić dom, potrzeba 600 tysięcy złotych. Ani pani Ewa, ani wolontariusze, którzy wspierają rodzinny dom dziecka, nie są w stanie zdobyć takiej kwoty. Dlatego zdecydowali się założyć specjalną zbiórkę.
- Mam nadzieję, że z upływem czasu one w ten dom wrosną. I powstanie sytuacja prawna taka, że te mieszkania, które będą wydzielone, będzie można zapisać na nich. Bo też mam świadomość, że im te dzieci będą starsze, im będą dojrzalsze, odpowiedzialne, to tez możliwość tego, żeby każde z tych mieszkań należało do nich, będzie większa - mówi pani Ewa.
- Apeluję gorąco do wszystkich ludzi, żeby pomóc tej rodzinie, bo naprawdę warto. Jeżeli zostaną rozdzieleni, jeżeli stracą ten dom, to stracą wszystko, co do tej pory było pozytywne w ich życiu - podsumowuje pani Aldona Kowalska.*
*skrót materiału