Dwa lata chodziła z zaszytą chustą w brzuchu
Ginekolog szpitala w Lubaniu zostawiła w ciele pacjentki 15-centymetrową chustę. Aleksandra Werkowska przeszła w placówce zabieg cesarskiego cięcia. Po blisko dwóch latach od operacji kobieta zaczęła cierpieć. Bóle brzucha były nie do zniesienia.
34-letnia Aleksandra Werkowska z rodziną mieszka w Lwówku Śląskim. W 2012 roku w szpitalu w Lubaniu kobieta urodziła swoje pierwsze dziecko. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że szczęśliwe macierzyństwo nie potrwa długo.
- Urodziłam zdrowego syna, ale po jakiś 30 minutach był taki duży chaos przy mnie. Nie wiedziałam co jest. Lekarz powiedziała do mnie, żeby się nie denerwować, że będę miała jeszcze jedną operację. Okazało się, że miałam krwiaka w otrzewnej. Dlatego musiałam mieć dwie operacje jednego dnia – wspomina Aleksandra Werkowska.
Woda skażona bakterią coli. Mieszkańcy twierdzą, że nikt ich nie ostrzegł
- To było w sylwestra 2013 roku. Między 2 a 3 w nocy dostałam takich silnych bóli, że nie wiedziałam, co mi jest. Mówiłam do mojego partnera, że coś jest nie tak. Boli i boli. Wzięłam leki przeciwbólowe, nie pomagały - relacjonuje.
W końcu pani Aleksandra trafiła do szpitala w Lwówku Śląskim. Tam okazało się, że w 2012 roku podczas cesarskiego cięcia w szpitalu w Lubaniu w jej ciele ginekolog zaszyła chustę chirurgiczną. Kobieta nosiła ją w sobie prawie dwa lata. Tylko cudem przeżyła.
- Z początku to było nie do uwierzenia, że takie coś może się zdarzyć podczas porodu i potem tego drugiego zabiegu – mówi Maciej Zając, partner pani Aleksandry.
- Lekarz powiedział, że jeszcze trochę i mogłam nie dożyć nawet dnia. Po prostu szok – dodaje pani Aleksandra.
Nie może sprzedać ziemi. Urzędnicy nie widzą istniejącej drogi
Sprawa trafiła do sądu. Ginekolog ze szpitala w Lubaniu, Olga K. została skazana. Lekarka, podobnie jak władze powiatowego szpitala, nie chce komentować sprawy. Pani Aleksandra od lat walczy z placówką o odszkodowanie, które pomoże jej odzyskać zdrowie.
- W punktu widzenia sprawy cywilnej szpital jest współodpowiedzialny, bo odpowiada jako pracodawca za przewinienia swoich pracowników – wyjaśnia Ernest Ziemianowicz, pełnomocnik pani Aleksandry, która walczy o odszkodowanie.
- Obecnie kwota wyjściowa, w naszej ocenie, to jest minimum 40 tysięcy złotych. Z tym, że wskazano, że ze względu na specyficzny charakter tego błędu medycznego po ocenie biegłym z zakresu medycyny sądowej, ta kwota najpewniej ulegnie rozszerzeniu. I w mojej ocenie będzie to kwota zbliżona do około 100 tysięcy złotych.
- Jak tak można. Skoro do operacji jest 15 narzędzi, to i po operacji powinno być 15. To jest niewyobrażalne – komentuje Anita Zając, teściowa pani Aleksandry.
Sanepid karał ich za otwarcie restauracji w lockdownie. Wygrali w sądzie
- Mój stan bardzo się pogorszył. Dla każdej mamy nie móc podnieść dwulatka. To jest najgorsze przeżycie jakie może być. Nikomu tego nie życzę, żadnej mamie, żadnej kobiecie - mówi Aleksandra Werkowska.
Pani Aleksandra chce jak najszybciej zapomnieć o zdarzeniach z przeszłości. Liczy, że sprawa o odszkodowanie niebawem się zakończy. Wtedy ona i jej partner będą znowu mogli żyć spokojnie i wychowywać swoje dzieci.