Wojna w Ukrainie. Dramatyczne sceny we Lwowie

Siódmy dzień Ukraina stawia opór Rosji. Coraz bardziej napięta jest sytuacja we Lwowie, położonym 70 km od naszej granicy. Tamtejszy dworzec kolejowy jest pełen kobiet i dzieci, które w dramatycznych warunkach czekają na pociąg do Polski. W drugą stronę kierują się mężczyźni, gotowi bronić ojczyzny. W Ukrainie sią reporterzy Polsatu, oto nasz relacja.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że we Lwowie nic złego się nie dzieje. Ludzie chodzą do pracy, działa komunikacja miejska, w sklepach niczego nie brakuje. Są jednak małe szczegóły, które zdradzają panujące tu nastroje. Spotkać można ludzi czekających w długich kolejkach m.in. do banków.

- Stoję tu, bo w bankomatach nie ma gotówki. Chcę wypłacić emeryturę, ale gdziekolwiek poszłam, to nie ma gotówki – opowiada jedna z kobiet.

Nie brakuje za to żołnierzy przeczesujących ulice w poszukiwaniu rosyjskich dywersantów. Przed naszą kamerą doszło do zatrzymania podejrzanej osoby. Kto to był? To już pozostaje tajemnicą służb.

Ukraina-Rosja. On przyjechał do Polski, jego syn ruszył walczyć z Rosją. Dramat wojny

Jednym z miejsc we Lwowie, które po ataku Rosji całkowicie zmieniło swój charakter, jest centrum kulturalno-gastronomiczne. Teraz zamiast imprezowiczów przychodzą tu ochotnicy.

- Mamy tu taki ośrodek, w którym pomagamy. Zbieramy i koordynujemy wszystko, co możemy zrobić w tej wojnie. Teraz jest taki czas, że każdy robi, co umie najlepiej. Albo uczy się czegoś nowego, by stanąć w obronie – tłumaczy nam koordynator w ośrodku.

I tak - jedni uczą się, jak robić koktajle mołotowa z butelek, które podarował Lwowski Browar, inni szkolą się do służby na punktach kontrolnych.  

- Wasz karabin powinien być zawsze w pozycji bojowej i skierowany na kontrolowane auto – słychać prowadzącego szkolenie Jurija.

- Przychodzą tutaj bardzo różni ludzie. Wszyscy, którzy rozumieją, że obecne niebezpieczeństwo zagraża nam wszystkim tutaj. I jeśli człowiek stoi bezczynnie, to nic dobrego z tego nie będzie – opowiada nam.

Miał go pobić lekarz. Konieczna była rekonstrukcja nosa

Odwiedzamy też Katedrę Łacińską, jeden z najstarszych kościołów w mieście, w którym codziennie odbywają się msze w języku polskim. Msze, które dla Polaków we Lwowie teraz są szczególnie ważne.

- Bardzo dobrze, że jest taka katedra i ludzie przychodzą. Bo teraz takie ciężkie czasy… Ja modlę się, żeby ta wojna wreszcie się skończyła, bo ludzie są już wymęczeni. Najpierw tym koronawirusem, teraz tą wojną. To naprawdę ciężkie czasy. Ten Putin… Czy on ma leki, czy on chory psychicznie? On jak Hitler – mówi Leonia Butryj, parafianka.

- Właśnie takie trudne sytuacje pokazują, jak bardzo jesteśmy potrzebni. To z jednej strony jest ta właśnie obawa odnośnie wojny, a z drugiej to nadanie głębszego sensu naszemu kapłaństwu – mówi ks. Jan Nikiel, proboszcz Katedry Lwowskiej.

Dodaje, że „w każdym człowieku napadniętym pojawia się problem wybaczania”.  - Problem tego, żeby serce nie stwardniało w nienawiści do wrogów. To jest tak trudne w tej chwili, że skutki tego będziemy odczuwać wiele, wiele lat – ocenia.

Wojna Rosja-Ukraina. Ukraińcy utknęli w korkach przed polską granicą

Z kolei skutki natychmiastowe rosyjskiego ataku widoczne są na dworcu kolejowym we Lwowie. Mężczyźni chcą jechać stamtąd na front, kobiety i dzieci do Polski, której są wdzięczni.

- Chcę zwrócić się do wszystkich ukraińskich mężczyzn, którzy są teraz w Polsce. Chłopaki! Wstępujcie do armii, przyjeżdżajcie, nie siedźcie w Polsce! Ja sam przyjechałem tu w sobotę, rzuciłem pracę. Teraz jadę do Kijowa, a potem do Mariupola. I będę walczyć. Proszę was, chłopaki, pokażmy Rosji, że wracamy tutaj i walczymy, bardzo was proszę – mówi Igor.

 - Ja nie wybieram się do Polski. Nie mogę po prostu porzucić mojego państwa w takiej trudnej chwili. Pozostaję tutaj. Mamy taką informację, że Unia Europejska przekazuje pomoc. Ta pomoc może być skierowana najpierw do Lwowa, a potem pojedzie dalej na Ukrainę. I Lwów może być przez to celem pocisków rosyjskich – tłumaczy Jewhienij.

- Zgłosiłem się do armii na ochotnika, oprócz tego pomagam w ramach wolontariatu. Nie mogę powiedzieć, gdzie stacjonuje mój batalion. Wiem, dokąd mam jechać i co mam robić, co kupić i co przygotować – opowiada Arsenij.

Gdy pytamy, jak zareagowała jego matka, odpowiada, że był tym zaskoczony: - Mama mnie pobłogosławiła na wojnę. Powiedziała: takie jest życie. Wracaj do domu żywy.

Na dworcu jesteśmy do późnego wieczorna. Pociąg ze Lwowa do Przemyśla przeżywa prawdziwe oblężenie. Kilkaset osób czeka wiele godzin stłoczonych w podziemnym przejściu, aż nadejdzie ich kolej, by przedostać się najpierw na peron, a potem do pociągu. To przede wszystkim kobiety i dzieci.

- Dzisiaj przyjechaliśmy, parę godzin już tu stoimy i czekamy. Jeden pociąg odwołali… Boję się o swoje dzieci, są małe – mówi pani Ludmiła.

Reporterzy: Igor Sokołowski, Leszek Dawidowicz