Guzy wciąż odrastają. Lekarze nie potrafią pomóc
Na nodze 39-letniego Pawła Kitlasa z Białegostoku rosną ogromne, dochodzące nawet do 27 kilogramów guzy. Gdy lekarze je wycinają, odrastają kolejne. Mężczyzna nie może już pracować i z trudem się porusza. Razem z żoną ma nadzieję, że po emisji reportażu znajdzie się w końcu lekarz, który postawi diagnozę i podejmie się leczenia.
Państwo Kitlasowie z Białegostoku są małżeństwem od 9 lat. Żyli spokojnie i radośnie. Z czasem pan Paweł zaczął uskarżać się na ból stóp. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że jego życie zmieni się w koszmar.
- Zaczęło się od tego, że zaczęły mi puchnąć stopy, palce. Pracowałem wtedy w sklepach, w ochronie. Później zaczął rosnąć guz, w ciągu tygodnia to ważył już ze 3 kilogramy. Tylko, że ten guz pierwszy mnie nie bolał, nie chodziłem o kulach, jeszcze pracowałem. Praktycznie do 2017 pracowałem z tym guzem. Lekarze nie chcieli na początku mnie leczyć, bo byłem osobą bardzo otyłą i tak mnie zostawili, twierdząc, że to od otyłości – opowiada Paweł Kitlas.
- Zastanawiamy się skąd to się wzięło, nikt z lekarzy po prostu tego nie wie. Każdy tylko rozkłada ręce – mówi żona Alina Kitlas.
Pił i groził. W końcu brutalnie zaatakował siekierą
Guz rósł. Praca stała się dla pana Pawła już niemożliwa. W 2018 roku lekarze zdecydowali, że konieczna jest operacja usunięcia tej narośli.
- Pierwszy guz miał prawie 15 kilo wagi, więc jak wycinali, to dwóch młodych lekarzy nie mogło tego podnieść. A on około 250 cm szerokości miał – opowiada pan Paweł.
- Po tej pierwszej operacji, jak zaczęło to odrastać, to sprawiało mu bardzo duży ból – dodaje pani Alina.
Rok później pan Paweł ponownie był operowany. Tym razem wycięto guza, który ważył 27 kilogramów. Niestety nowe guzy stale rosną. Problem w tym, że do tej pory mężczyzna nie ma postawianej diagnozy.
Fetor, robactwo i awantury. Uciążliwy lokator z Wyszkowa
- Nikt nic nie wie, nie mam stwierdzonej diagnozy, a mnie boli, kłuje, piecze, bo guz na guzie rośnie teraz. Staram się nie poddawać, robić wszystko, ale już chorobowo nie wytrzymuję. Liczę na to, żeby znalazł się lekarz, który da mi choć 5 proc. szans, że on zajmie się tym i będzie szukał. A nie otworzy drzwi: „dobra dziękuje, naprawdę współczuje panu, ale proszę więcej nie przychodzić”. Bo tak też słyszałem ostatnio - tłumaczy pan Paweł.