Ciężkie powikłania po małoinwazyjnym zabiegu
28-letni Przemysław Całka z Mazowsza zdecydował się na operację antyrefluksową, podczas której doszło do przecięcia aorty i masywnego krwotoku. Lekarze przez kilka godzin walczyli o życie, a skutki komplikacji mężczyzna odczuwa do dziś. - Poszedłem do szpitala na własnych nogach, a wróciłem w ciężkim stanie – mówi.
Był młodym, wysportowanym mężczyzną, teraz walczy o każdy krok. 28-letni Przemysław Całka z Krzywdy koło Siedlec cztery lata temu zdecydował się na operację antyrefluksową. Nie sądził, że ta decyzja zmieni jego życie już na zawsze.
- Leczyłem się tabletkami, które nie pomagały, dieta nie pomagała, a dolegliwości były bardzo silne. Kaszel, wracająca treść żołądkowa. Dlatego zdecydowałem się na operację, która miała mi pomóc – wspomina.
Tylko obietnice. Żadnego remontu po pożarze w kamienicy
Matka mężczyzny - Grażyna Całka - mówi, że „miał to być zwykły zabieg, a z chwilą operacji wszystko się zmieniło”. - Miał wrócić do domu, a zadzwonili już wieczorem, że syn leży na OIOM-ie. Zaraz szybko żeśmy pojechali, to oni nie bardzo dawali nadzieję, że przeżyje. Długo nie mógł odzyskać świadomości.
- Początek zabiegu był prawidłowy. Bez żadnych problemów. Wykonywałem go, jak każdy inny dotychczas. Natomiast podczas tej operacji doszło do bardzo dużego krwotoku w wyniku uszkodzenia aorty i doszło do tego niestety z powodu odmienności anatomicznej pacjenta. Powikłanie przy tej operacji bardzo, bardzo, bardzo rzadko się zdarza. Natomiast tutaj doszło do tego z powodu tej odmienności anatomicznej u tego chorego – twierdzi dr n. med. Naser Dib, specjalista, który wykonał zabieg.
Zamienili remizę na dom dla uchodźców z Ukrainy
Pan Przemysław przez pierwsze miesiące po operacji miał porażenie kończyn dolnych. Cały czas zmaga się ze skutkami niedokrwienia mózgu i rdzenia kręgowego. Ma uszkodzone płuco i porusza się o kulach. Jak mówi, czuje się ofiarą błędu medycznego, choć ocena prokuratury jest zupełnie inna.
- W ocenie biegłych w sprawie tej mieliśmy do czynienia z powikłaniami. Powikłania z kolei należy przyjmować jako działania niepożądane będące skutkiem przypadku, ale jednocześnie wpisane w ryzyko konkretnej procedury medycznej. W ocenie biegłych operacja laparoskopowa niosła ze sobą ryzyko takich powikłań jak uszkodzenie dużych naczyń krwionośnych, a to z uwagi na bliskość położenia tych naczyń z tymi organami, które były preparowane chirurgicznie w czasie zabiegu – informuje Krystyna Gołąbek z Prokuratury Okręgowej w Siedlcach.
- Stwierdzili rzadkie powikłanie występujące w piśmiennictwie. Czyli takie powikłanie, które nie wiem, na ile przypadków może to się zdarzyć, że zrzucono winę jakby na mnie, że ja się na to decydowałem, że było ryzyko operacji. To tamto. Nikt nie stanął w mojej obronie – komentuje pan Przemysław.
Czują się oszukani przez miasto. Nie taka była umowa
Adwokat Ewelina Miller podkreśla, że „standardem jest to, że prokuratura umarza takie postępowania właśnie z uwagi na brak znamion czynu zabronionego, ale umorzenie postepowania przygotowawczego nie oznacza wcale, że rezygnujemy”. Jak dodaje, „istnieją inne drogi, jak możliwość wykazywania błędu medycznego na drodze postepowania cywilnego”.
Pan Przemysław poddawać się nie zamierza. Od operacji nie pracuje, a koszty rehabilitacji są ogromne. Dlatego prosi o wsparcie.
- Koszt mojej tygodniowej rehabilitacji wynosił 2,5 tys. zł. Głównie rehabilituję się na podwórku i w domu. Na górze mam materac. Mam piłkę – mówi.
Jeżeli chcą Państwo wesprzeć pana Przemysława, prosimy o kontakt z redakcją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl