Uciekł do Rosji, udawał Włocha. Wpadł po 25 latach od brutalnej zbrodni
Uciekł do Rosji i udawał Włocha - wpadł po 25 latach. Mirosław Ż. został właśnie nieprawomocnie skazany za wyjątkowo brutalny gwałt i morderstwo 22-letniej studentki z Łodzi. Mężczyźnie udało się ukrywać przed wymiarem sprawiedliwości przez ćwierć wieku. Podszywał się pod informatyka. Przełom nastąpił niespodziewanie.
Hanna Skowrońska miała 22 lata. Pochodziła z Czarnocina – małej wsi w województwie podlaskim. Była cichą i spokojną dziewczyną. Nie miała wrogów. Studiowała prawo na uniwersytecie w Łodzi.
Jest 16 czerwca 1995 roku. Tego wieczoru Hanna postanawia pójść ze znajomymi do dyskoteki. Całą paczką bawią się w jednym z klubów studenckich. Jako ochroniarz pracuje tam 31-letni Mirosław Ż.
- Był starszy od Hani, był raz karany. Z tego, co wiem, dotyczyło to przestępstwa rozboju - mówi Wojciech Woźniacki, pełnomocnik rodziny Hanny.
Ciężkie powikłania po małoinwazyjnym zabiegu
Około trzeciej w nocy impreza przenosi się do pobliskiego akademika. Razem ze studentami idzie tam też Mirosław Ż. W trakcie zabawy Hanna wychodzi i idzie do swojego pokoju spać. To jest ostatni moment, kiedy ktokolwiek widzi ją żywą.
- Impreza skończyła się gdzieś około 6 rano, ale on wyszedł z niej ze znajomymi. Około godziny 8 w akademiku pojawił się znowu, natomiast tym razem już sam – relacjonuje Patryk Szulc, dziennikarz kryminalny, autor kanału Podejrzani.
Jak ustaliła prokuratura, Mirosław Ż. szukał po pokojach 22-letniej Hanny i w końcu ją odnalazł.
- Pojechał na szóste piętro, wszedł tam i - jak twierdzi - położył się na łóżku obok. To straszne, co zrobiono z tą dziewczyną – zaznacza oficer operacyjny KWP w Łodzi.
Za wypadek wypłacono 160 tys. zł. Pieniędzy nie zobaczył
- Dosyć długo wykonuję ten zawód, ale z tak makabryczną zbrodnią i z takim przebiegiem spotykam się po raz pierwszy. Jej ostatnie 10-15 minut życia było potwornie bolesne, zakończone uduszeniem. Miała zmasakrowane narządy rodne, posługiwał się przedmiotami typu butelka, coś ostrego – opowiada Wojciech Woźniacki, pełnomocnik rodziny zamordowanej Hanny.
Kilka godzin później okaleczone zwłoki Hanny odnajdują inni studenci. Policja rozpoczyna śledztwo. Przesłuchuje niemal wszystkich uczestników nocnej imprezy. Kiedy śledczy chcą porozmawiać z Mirosławem Ż., okazuje się że… mężczyzna zniknął. Nie ma go w domu. Policjanci odnajdują tam jednak jego zakrwawione ubranie.
- Na spodniach oskarżonego znajdowały się ślady krwi o profilu zgodnym z profilem ofiary – informuje Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Tylko obietnice. Żadnego remontu po pożarze w kamienicy
Śledząc Ż. policja ustaliła, że był m.in. w Niemczech, Grecji i Rosji.
- Nie wierzyłam już, że się uda go złapać. Nie było żadnych na to widoków – przyznaje Maria Skowrońska, matka zamordowanej Hanny.
Poszukiwania Mirosława Ż. trwały aż 25 lat. Przełom nastąpił… w Rosji. W marcu 2020 roku, na posterunek milicji w Iwanowie zgłosiła się wówczas kobieta, którą pobił jej partner. Po sprawdzeniu w bazie jego odcisków palców okazało się, że jest to poszukiwany Mirosław Ż.
Zamienili remizę na dom dla uchodźców z Ukrainy
- Twierdził, że jest informatykiem, przebywał na terenie Rosji pod zmienioną tożsamością. Przedstawiał się jako obywatel Włoch – opowiada Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
- Wiemy, że miał kobietę w Iwanowie i syna. Tylko też się dziwimy, że w tym kraju można było przez tyle lat się ukrywać pod fałszywymi danymi – przyznaje oficer operacyjny KWP w Łodzi.
Według policji mężczyzna nie był zaskoczony, że ponownie znalazł się w Polsce i tym, co go może spotkać.
- Zimna twarz, pozbawiona jakiejkolwiek refleksji – ocenia Wojciech Woźniacki, pełnomocnik rodziny Hanny.
Mirosław Ż. usłyszał zarzut zabójstwa i gwałtu ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznał się do winy. Kilka tygodni temu w sprawie zapadł pierwszy wyrok. Sąd uznał go winnym i skazał na 25 lat więzienia. Jego obrońcy najprawdopodobniej będą jednak odwoływali się od wyroku.