Ciotka zabroniła jej widywać ojca. Mężczyzna jest w śpiączce
Sytuacja 13-letniej Julianny szokuje. Po tym, jak jej ojciec zapadł w śpiączkę po wypadku, wraz z mamą musiała wyprowadzić się z domu. Budynek należy również do rodzeństwa mężczyzny i ci zażądali 1000 zł opłat. To jednak nie koniec problemów. Niedawno ciotka zabroniła Juliannie… odwiedzać tatę w ośrodku pielęgnacyjno-opiekuńczym. Kobieta jest jego jedynym opiekunem prawnym.
Po raz pierwszy historię tego dramatu pokazywaliśmy dwa lata temu.
- Jakąś nadzieję na zmianę po reportażu miałam, ale nic się nie zmieniło – mówi Julianna.
Banie Mazurskie to wieś w województwie warmińsko-mazurskim. Pani Teresa Trochim mieszka tu od dzieciństwa. Po sąsiedzku mieszkał pan Edward. Siedemnaście lat temu połączyła ich miłość, której owocem jest Julianna.
- Bardzo ją kochał, nad życie – mówi Teresa Trochim.
- Zawsze przed pracą przychodził do mnie i mówił, że mnie kocha. Zawsze mi pomagał, jak coś tam w pracy domowej nie rozumiałam – wspomina Julianna.
Wojna rodziców o dzieci. Oskarżenia o bicie i głodzenie
Rodzina po śmierci rodziców pana Edwarda zamieszkała w domu rodzinnym mężczyzny. Ponieważ pan Edward ma siostrę i brata, to rodzeństwo sądownie podzieliło dom między siebie.
- Edek nie chciał, żeby ten dom opustoszał, bo oczywiście nikt nie chciał się nim zająć. Tam wszystko Edek robił: centralne, łazienki, wszystko on. Pomagał wówczas swojej mamie i tacie – mówiła nam dwa lata temu Teresa Trochim.
- Wszystko nabywali razem, kupowali razem. Ładnie było zrobione, okna nowe. Edek to złota rączka – opowiadali Daniela i Jerzy Trochimowie, rodzice pani Teresy.
Był 25 sierpnia 2019 roku. Pan Edward chciał wyczyścić dmuchany basen, który był ulubionym miejscem zabaw jego córki. To, co się stało, na zawsze zmieniło życie pani Teresy i Julianny.
- Pompa była podłączona do przedłużacza i jak on wziął ten przedłużacz, nie wiem, może nogi miał mokre. Chwycił przedłużacz i chciał wyciągnąć i po prostu jak go podniosło, to tak z tym przedłużaczem – wspominała pani Teresa.
Znika z pieniędzmi na budowę domów. Rzesza oszukanych
Pan Edward przeżył wypadek, ale zapadł w śpiączkę. Trafił do specjalistycznego ośrodka w Toruniu. Dramat matki i córki stał się początkiem koszmaru, który zgotowali im siostra i brat pana Edwarda.
- Po tym wypadku już zaczęli się czepiać. No po prostu chcieli, żeby wyszła z domu. Nie patrzyli, że to Edwarda córka, żeby pomóc jakoś, nie, nie było tego – opowiadali rodzice pani Teresy, którzy przyjęli córkę i wnuczkę pod swój dach.
- Ona mi wysyłała od swojego adwokata pogróżki takie, żebym z nią umowę jak najszybciej zawarła, że korzystam z wszystkiego i żebym poniosła koszty za to: 1000 zł. Po prostu chce czynszu takiego, więc postanowiłam wyjść i już – tłumaczyła pani Teresa.
Pożar w garażu bloku. Od siedmiu miesięcy nie mogą wrócić do mieszkań
Julianna z mamą opuściły dom, w którym przez kilka lat mieszkały. Często odwiedzały pana Edwarda w ośrodku w Toruniu.
Reporter: Dla Julianki to były bardzo ważne wizyty. Prawda?
Pani Teresa: Tak. Siedziałyśmy przy nim, rozmawiałyśmy ze sobą tak, żeby on słyszał. Ja opowiadałam co się dzieje, jak jest, o Juliance. On reagował bardzo na nią.
Reporter: Kto płacił za ten ośrodek ?
Pani Teresa: Płaciłam ja, bo tak było umówione. I tak płaciłam pół roku.
Reporter: Ile ten ośrodek kosztował?
Pani Teresa: 2250 zł, ale widziałam, że już od stycznia 2020 roku po prostu coś nie gra między mną a jego siostrą.
Reporter: Ale co nie grało?
Pani Teresa: Zaczęła stronić ode mnie. Zbiórkę taką utworzyła w internecie i po prostu zbierała tam pieniądze.
Reporter: Dużo pieniędzy ludzie tam wpłacili?
Pani Teresa: Sporo było.
Reporter: Na ile lat w tym lepszym ośrodku wystarczyłyby zebrane pieniądze?
Pani Teresa: Przynajmniej na pięć lat.
Reporter: A ile był?
Pani Teresa: Dwa lata. Powiedziała w ten sposób do mnie: „ja go ubezwłasnowolnię, a ciebie wyp*** z domu”. To są jej słowa. No i tak uczyniła.
Siostra ojca Julianny proces o ubezwłasnowolnienie brata wygrała. Jest teraz jego opiekunem prawnym. Ponad rok temu przeniosła brata do publicznego ośrodka opieki. Ale największym i przykrym zaskoczeniem dla Julianny i jej matki był zakaz odwiedzin chorego.
- Pani dyrektor powiedziała, że to muszę właśnie z siostrą rozmawiać, bo to jest prawny opiekun. Tłumaczyła, że upoważniony do odwiedzin jest tylko brat i ona. Jak się wypełnia dokumenty do tego ośrodka, to się wpisuje tam osoby, które po prostu mogą jego odwiedzać, dzwonić, pytać o jego zdrowie. Nas nie wpisano – tłumaczy Teresa Trochim.
Sąsiedzki spór o grób. Konflikt narasta
Reporter: Wiesz, że mamie i tobie zabroniła ciotka odwiedzin taty?
Julianna: Tak.
Reporter: Mieści ci się to w głowie?
Julianna: Nie.
Reporter: A próbowałaś ciotkę zapytać: ciociu, to jest mój tata. On cały czas żyje...
Julianna: Nie. Ja nie chcę z nią rozmawiać w ogóle.
- Nie będę z panią na ten temat dyskutować, bo pani nie jest dla mnie żadną stroną w tej sprawie. Dziękuję bardzo, do widzenia – ucięła rozmowę na temat zakazu odwiedzin ciotka Julianny.
Teresa Trochim uważa, że powodem przenosin ojca Julianny do państwowego ośrodka była chęć uniknięcia opłat.
Emerytowani nauczyciele kontra szkoła. Spór o mieszkania
Pani Teresa złożyła do sądu sprawę o alimenty dla córki pana Edwarda, ale ją przegrała. Wyrok jest jeszcze nieprawomocny.
- Tłumaczyła w sądzie, że musi dokupować kosmetyki, takie chusteczki i stwierdziła właśnie, że jej wszystkie te pieniądze Edwarda to pochłania. Ważniejsze były kosmetyki i wymiana okien. Na górze to są jej okna, to niech sobie wymienia za swoje pieniądze – mówi pani Teresa.
Reporter: To ma być z pieniędzy pana Edwarda?
Pani Teresa: No chyba tak. Tak brzmiało, że ona z tego właśnie chce robić. No to jednak jej zostaje i chyba chce na to przeznaczyć te pieniądze. Mówiła, że chciała opał kupić. No to niech sobie kupuje za swoje pieniądze, a nie za Edka. Po co takie rzeczy mówić?
Reporter: I sąd spokoje wysłuchiwał tego?
Pani Teresa: Tak, wysłuchał to, oczywiście, że tak. I chyba bardziej wziął pod uwagę właśnie to mieszkanie, że musi utrzymać, że musi opalić niż córkę. Dla córki widocznie się nic nie należy.
W nadesłanym przez sąd oświadczeniu czytamy:
„Środki, które przysługują z renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, nie są wystarczające, aby zaspokoić z jednej strony potrzeby związane z pokryciem kosztów pobytu ubezwłasnowolnionego w zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym oraz niezbędne wydatki związane z dostarczaniem mu środków higienicznych. Opiekun prawny nie może podejmować bez zgody sądu opiekuńczego żadnych czynności przekraczających zakres zwykłego zarządu majątkiem ubezwłasnowolnionego.”
Pani Teresa stanowczo podkreśla, że nie o pieniądze w tym wszystkim chodzi. Dla niej najważniejszy jest dramat, który przezywa ona, a przede wszystkim Julianna, która nie może widywać się z tatą.