Koszmarne drogi. Pogotowie nie dojechało, małżeństwo zmarło

Mieszkańcy Ząbrowca, niewielkiej wisi w woj. warmińsko-mazurskim mają dość fatalnych dróg w miejscowości. Są domy, do których dojechać można tylko traktorem i to nie zawsze. Problem pojawia się wiosną i jesienią, przy deszczach. W grudniu ubiegłego roku do rodziców jednego z bohaterów reportażu nie dotarło pogotowie. Małżeństwo zmarło.

Ząbrowiec leży w gminie Godkowo. Okoliczni mieszkańcy zaalarmowali naszą redakcję, że zły stan dróg uniemożliwia niektórym z nich dojazd do własnych domów. Jedną z takich osób jest pan Sebastian Stolica. Z nim wybieramy się na przejażdżkę po gminie.

- Samochodem dalej sobie nie poradzimy. Musi być terenowy albo ciągnik rolniczy – opowiada.

Bywa, że jesienią i wiosną dojechać nie da się również do pani Marii Kot. To starsza kobieta, która w Ząbrowcu mieszka z synem. Gospodarstwo nie ma podłączonego wodociągu, więc po wodę trzeba jeździć. Nie zawsze jest to możliwe.

- Najgorzej jest, jak pada i pada. Najgorsza wiosna i jesień. Wówczas traktorem się tylko przejedzie, koniem by się przejechało, ale samochodem nie ma mowy. Kiedyś to my mieliśmy konia, ja sobie pojechałam, zakupy zrobiłam. Bez żadnej łaski. A teraz jak córka przyjedzie do mnie, to przywiezie. A jak już nie może dojechać, to syn wyjedzie ciągnikiem i zakupy zabiera. Bo inaczej nie da rady – tłumaczy pani Maria.

Kobieta prosiła o pomoc wójta.
- Chyba dwa razy pisałam podanie, żeby tę drogę zrobić. Było: dobrze pani Kotowa, zrobię, zrobię… – dodaje.

Do pana Andrzeja, którego dom rodzinny i gospodarstwo jest jeszcze dalej niż dom pani Marii, droga gminna jest już tylko na mapie. Żeby dojechać w miejsce, gdzie się kończy, musieliśmy przesiąść się do ciągnika, a i to nie pomogło.

W pewnym momencie nie sposób było przejść drogą pieszo. Dlatego pan Andrzej, żeby dojechać w miejsce, gdzie prowadzi gospodarstwo, musi korzystać z drogi wytyczonej przez pole sąsiadki. A i tam przejechać można tylko ciągnikiem, co miało swoje tragiczne konsekwencje. Gdy w grudniu ubiegłego roku rodzice pana Andrzeja potrzebowali pomocy medycznej, ta nie dotarła na czas.

- Zginęli moi rodzice... Umarli, po prostu. Mama dzwoniła po tatę, ja powiedziałem, że z wioski przyjadę, zabiorę do domu i tu karetka przyjedzie, jego zabiorą. Przyjechałem, zacząłem go ubierać i on po prostu mi na rękach zemdlał. Potem sztuczne oddychanie, przez telefon mi mówili, ja go na boku ułożyłem i oddech powrócił. No to wtedy musiałem do szosy jechać po ratowników. Nawet nie było szans, żeby tu dojechali. Przywiozłem ratowników, to już tata nie żył – wspomina Andrzej Senyszyn.

Ale na tym tragiczna historia się nie kończy.

- Z powrotem odwiozłem ratowników, później wróciłem i jeszcze raz musiałem jechać, żeby lekarza przywieźć, który stwierdza zgon. Jak wracałem, to już mama przy tacie leżała nieżywa. Serce nie wytrzymało. Ktoś może by był na miejscu, to by ją uratował. Ale ja musiałem jeździć tam i z powrotem – dodaje pan Andrzej.

O sytuacji w gminie porozmawialiśmy z jej władzami. Wójt Andrzej Bondaruk odpowiedzialnością za zły stan dróg obarcza niewielki gminny budżet. Środków wystarcza tylko na niewielkie poprawki, gdy drogi nie są już przejezdne.

Wójt: No właśnie, a rodzina pani Marii mieszka w Elblągu…
Reporter: A jakie to ma znaczenie?
- No takie ma znaczenie, że też mogliby panią Marię przechować w pewien sposób.
- Ale to dlatego, że pani Maria nie ma drogi, to ona musi opuścić swój dom?
- Nie.
- A pan zapewne zna sytuację rodziny pana Senyszyna? Tam pogotowie nie dojechało i dwoje ludzi zmarło.
- Tak.
- To ile jeszcze osób musi nie doczekać pomocy, żeby coś zrobić z tematem tej drogi?
- No tak proszę pana, tylko powiem szczerze, że mam ograniczoną liczbę środków. Deklaruję, że będziemy starać się doraźnie remonty bieżące wykonywać i starać się w jak najlepszej przejezdności utrzymać ten odcinek.

- Pisze się do gminy o drogę i otrzymuje się odpowiedź, że teraz to warunki pogodowe nie sprzyjają, droga zostanie poprawiona, gdy pozwolą na to warunki. I potem co jest? Puszczają równareczkę, jak jest lato i latem po co komu droga, jak jest równo, jak jest sucho? A na jesieni jest ten sam problem. Droga do pierwszego deszczu – mówi Sebastian Stolica, mieszkaniec gminy.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX