Pobicia, rozboje, wyroki. Kilkadziesiąt interwencji policji
Mieszkańcy wsi Rykaczewo na Mazowszu czują się sterroryzowani przez rodzinę państwa L. Mówią o groźbach, rozbojach, a nawet pobiciach i wyrokach. Do części mieszkańców L. mają sądowy zakaz zbliżania. W ostatnich latach policja interweniowała w Rykaczewie kilkadziesiąt razy, ale problem pozostał.
We wrześniu zeszłego roku ofiarą rodziny L. padła pani Monika.
- To była gdzieś godzina 17. Nadeszła rodzina L., gnała krowy. Miał trzonek w ręku, uderzył mnie nim w twarz i rozciął mi wargę. Jego syn uderzył mnie z pięści w tył głowy, przewróciłam się, w tym samym momencie zerwał mi łańcuszek. Inny wyrwał mi telefon z ręki. Zostawili mnie w takiej sytuacji, z płaczącym dzieckiem w wózku – wspomina pani Monika.
- Ojciec z trzema synami. Dokonują rozboju na jej osobie, bijąc ją jakimiś narzędziami. Godzinę przed napaścią pobili mężczyznę. Sprawcy już wielokrotnie byli karani, posiadają wyroki w zawieszeniu. Cały czas wobec nich toczą się postępowania – opowiada Hubert Szczyciński, partner pani Moniki.
Potwierdzają to inni mieszkańcy wsi. Przed naszą kamerą opowiadają o groźbach, pobiciach czy obrzucaniu petardami.
- Biją wszystkich we wsi, ojca mojego trzy lata temu pobili przy sklepie, była wezwana policja, był świadek, ale został przez państwa L. zastraszony i nie złożył żadnych zeznań – twierdzi Iwona Muczyńska, sołtys wsi.
- Zajechał do mnie jako kolega, ja się do niego uśmiecham, a ten podszedł do mnie i dostałem, jak to mówią, w czaszkę, aż się zachwiałem. Drugi zaraz, syn jego wyleciał i zaczęli mnie okładać. Złożyłem zawiadomienie do policji, sprawa się odbyła, dostali zawiasy. Z policjantami była strzelanina na podwórku, bo była napaść na policjantów z widłami – mówi inny mieszkaniec Dariusz Humięcki.
- Policjanci podczas interwencji u tych mieszańców byli zmuszeni do wykorzystania broni, oddali strzał ostrzegawczy z broni służbowej – potwierdza Jolanta Bym z policji w Ciechanowie.
- Karol L., ten który rzucał petardy, to jeszcze po tej akcji podszedł i jakimś młotem tak walnął w płot, że się rozsypał. Betonowy płot, a się rozsypało – mówi jedna z mieszkanek.
Inna opowiada, że rodzina złośliwie potrafi zdjąć mieszkańcom bramy z zawiasów.
- Tylko słyszałam takie zgrzytnięcia, wyszłam i zobaczyłam, że brama leży. Z naszą zdjęli trzy takie bramy. Nie wiadomo dlaczego, byli wypici i potrzebowali atrakcji – tłumaczy.
Idziemy do rodziny L. z kamerą. Otwiera mam matka braci L.
- Dzień dobry, Michał Bebło, z Polsatu jesteśmy. Szukamy panów L.
- Nie ma w tej chwili nikogo, o co chodzi?
- Był jeden…
- Tak, ale to nie jest żaden z L.
- Wydaje mi się, że tak, bo przed chwilą jechał na traktorze i powiedziano mi, że to on. Chcemy zapytać panów, dlaczego cała wieś się ich boi.
- Jak to się ich boi?
- No tak po prostu.
- Takiego czegoś to ja nie wiem…
- Mają wyroki za pobicia?
- Nie, nie mają.
- Nikogo nie pobili?
- Nikogo nie pobili.
- Nie ukradli telefonu nikomu?
- Nie będę z panem prowadzić żadnych dyskusji.
- Mojemu tacie grozili, mi tak samo, że wywiozą mnie do lasu, zabiją mnie, ale ja się ich nie boję. Szkoda mi tylko mamy, bo wyjeżdżamy do pracy, zostaje sama i co ona zrobi? – komentuje Paweł Nawrocki, kolejny mieszkaniec wsi.
To zapis kolejnej wizyty u państwa L. Tym razem to rozmowa z ojcem rodziny, Adamem L.
- Chcieliśmy zapytać, jak to się dzieje, że cała wieś się boi pana i pana synów?
- Są inne władze od tego, nie pan.
- Ja nie jestem żadną władzą, ja tylko chce usłyszeć dlaczego.
- A idź stąd.
- Dlaczego pan bije ludzi?
- Kogo?
- Wielu.
- Tak? To idź pan do nich.
Jolanta Bym z policji w Ciechanowie informuje, że w 2017 roku odnotowano dwa zgłoszenia dotyczące rodziny. - W 2018 roku nie odnotowaliśmy zgłoszeń, w 2019 doszło do 6 interwencji. Rok 2020 to już 22 interwencje, a 2021 to ponad 30 interwencji w związku z tymi mieszkańcami – przyznaje.
Prokuratura odmawia komentarza w tej sprawie, ale w długim mailu potwierdza, że wiele spraw z udziałem rodziny L. się toczyło. Były nawet wnioski o odwieszenie wcześniejszych kar, ale na to nie zgodził się sąd.
- Nie wiemy, co robić, kogo prosić o pomoc, dlatego zwróciliśmy się do państwa, bo jakby celowo ktoś to zamiatał sprawę pod dywan – tłumaczy Hubert Szczyciński, partner napadniętej pani Moniki.
- Są panami całej wsi, czują się bezkarni – dodaje mieszkanka Genowefa Makijenko.