Pomoc okazała się chwilowa. Groźba wyprowadzki

Dzięki widzom udało się wyremontować mieszkanie dla niepełnosprawnego Adriana, i jego babci. Wcześniej żyli oni w klitce, odcięci od świata przez schody. Zaledwie rok po tym, kiedy rodzina zamieszkała w wyremontowanym lokum, urzędnicy przekazali, że część mieszkań w budynku zostaje przeznaczona na sprzedaż i namawiają rodzinę do wykupu swojego. Niestety kwota jest absolutnie poza zasięgiem Adriana i jego babci.

Dwa lata temu prezentowaliśmy w Interwencji historię Adriana Bystrka z Grudziądza i jego babci. Znaleźli się oni wówczas w bardzo trudnej sytuacji mieszkaniowej.

- Wilgoć była tu już kilka razy: w szafach, wszędzie. Jak otwieram szafy, żeby Adrianowi wyciągnąć rzeczy do szkoły, to muszę wpierw wyprać, z dwa dni naprzód. A żeby Adriana znieść na dół po schodach, muszę ludzi prosić. Przeważnie proszę dwa razy dziennie – opowiadała wówczas babcia Ewa Babińska.

- Rano do szkoły idę, a po południu wracam – dodawał Adrian Bystrek.

Pruszków. Bronili starych drzew, interweniowała policja

Mieszkanie jest tak małe, że babcia z wnukiem spali na jednym łóżku.

- A gdzie tu wstawić drugie? Było piętrowe z biurkiem, ale się zawaliło przez wilgoć. Jak się zawaliło, to ja jeszcze spałam na materacu, ale korzonki… Niestety musiałam iść do niego spać – tłumaczyła pani Ewa.

Lokal nie dość, że był zniszczony, to jeszcze zadłużony na kwotę prawie 13 tys. zł. Sąd wydał wówczas nakaz eksmisji, a miasto dla rodziny wyznaczyło lokal socjalny, który wymagał kapitalnego remontu. Jego koszt to około 55 tys. zł. Pani Ewa nie dysponowała taką kwotą.

Pociągi towarowe przyspieszyły. Aż trzęsą się domy!

Po naszym reportażu znalazło się bardzo wielu darczyńców, z których pomocą udało się zebrać przeszło 70 tys. zł. Niespełna rok temu Adrian i jego babcia mogli zamieszkać w świeżo wyremontowanym i przystosowanym do potrzeb osób niepełnosprawnych mieszkaniu.

- Utworzyłem zbiórkę i to przyniosło efekt, a później jeszcze bardziej przyniosło efekt, jak przyjechał Polsat, Interwencja – opowiada Adrian.

- Zebraliśmy 72 tys. zł i to prawie wszystko poszło na remont. Byłam bardzo szczęśliwa, aż popłakałam się. Kazałam Adrianowi przez internet dziękować wszystkim. Aż mnie do dzisiaj łzy biorą, jak sobie wspomnę, że tylu ludzi pomogło. A teraz chcą nam zabrać – dodaje pani Ewa.
W czerwcu, zaledwie niespełna rok po tym, kiedy rodzina zamieszkała w nowym lokum, z urzędu miasta przyszło pismo. Urzędnicy poinformowali w nim, że budynek został przeznaczony na sprzedaż i że rodzina ma prawo pierwokupu mieszkania. Niestety kwota wykupu - ponad 160 tys. zł - jest absolutnie poza jej finansowym zasięgiem.

Poszkodowani przez aplikację Hulala. Jak piramida finansowa

- Pani Babińska 26 maja otrzymała pismo zaczynające się od słów: Zawiadomienie o przeznaczeniu lokalu mieszkalnego do sprzedaży. Pismo wysłane ze spółki jest pismem standardowym, wysyłanym do naszych mieszkańców przy przeznaczeniu nieruchomości do zbycia. Spółka tworząc wspólnotę mieszkaniową ma zamiar sprzedać lokale – pustostany, które są w naszym zasobie - tłumaczy Jagoda Szczerbowska z Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Nieruchomościami w Grudziądzu.

Skąd więc podejrzenie, że cały budynek Sikorskiego 26/28 ma zostać sprzedany?

Jagoda Szczerbowska tłumaczy, że może chodzi o słowo „nieruchomość”. - Nieruchomością też są pojedyncze lokale - zaznacza.

- Na początku czerwca przysłali nam pismo, że mamy wykupić mieszkanie albo je sprzedadzą. Tłumaczyłam, że nie mam za co, że nas nie stać, to powiedzieli, że mam wziąć kredyt albo pisać do nich pismo, żeby rozłożyli to na parę rat. Ja mam 980 zł renty po mężu no i Adrian ma 1200 zł renty socjalnej – mówi Ewa Babińska.

- Całej nieruchomości nie chcemy sprzedawać, sprzedajemy pojedyncze lokale - zapewnia Jagoda Szczerbowska z Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Nieruchomościami w Grudziądzu.
Reporter: A co jeżeli pani Babińska nie wykupi tego lokalu?
Szczerbowska: Pozostaje na takich samych warunkach jak dotychczas.
Reporter: Dopóki nie zechcecie go sprzedać?
Szczerbowska: Raczej nie będziemy go sprzedawać.

Gdyby nie babcia, trafiłyby do domu dziecka. Liczy na pomoc

Mimo zapewnień urzędników w piśmie przesłanym do pani Ewy jest wyraźnie zaznaczone, iż MPGN może w każdej chwili podjąć działania w zakresie sprzedaży nieruchomości wraz z lokatorami.

Kobieta jest u kresu wytrzymałości. Twierdzi, że przy wycenie wartości mieszkania nie wzięto pod uwagę nakładów, które rodzina już poniosła przy remoncie.

- Powiedzieli, że wyceniając je, przyjmują około 3 tys. zł za metr kwadratowy. A metrów jest tu 54. Oni twierdzą, że nas nie wyrzucą stąd, ale jak sprzedadzą mieszkanie, no to co będzie? Przyjdzie nowy właściciel, podniesie czynsz i sami się wyprowadzimy, bo nie będzie nas stać. Ja już mam przeszło 70 lat, to już mnie nie chodzi o mnie, ale o tego chłopaka – komentuje pani Ewa.

- Oni powiedzieli, że zaproponują mieszkanie, mogą nawet połączyć mieszkania. No ale chwilę… znowu do remontu? I kto ich zasponsoruje drugi raz, skoro oni ledwo żyją z tych pieniędzy? – pyta Maria Platz, przyjaciółka pani Ewy.

Jeżeli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z redakcją 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX