Wojna sąsiadów. Wyzwiska, demolki i bójki

- Oni zgotowali nam piekło na ziemi. Podpalają, biją nas, wyzywają, niszczą – mówi Stanisław Socha, który od lat toczy spór z sąsiadami o skrawek ziemi leżący przy drodze dojazdowej do jednej z posesji. Emocje są tak duże, że w ruch idą pięści, a nawet narzędzia rolnicze! Na nagraniach słychać wyzwiska oraz groźby, widać niszczenie mienia, bójki i obsceniczne gesty.

Rodzina państwa Sochów z Kawęczyna w województwie lubelskim od lat toczy konflikt z sąsiadami. Rzecz rozbija się o kawałek działki, który przed laty Sochowie chcieli oddać sąsiadom, żeby ci mogli poszerzyć drogę dojazdową do domu.

- Problem się zaczął w 2007 roku. Zniosłem współwłasność z sąsiadami, kuzynami. Ale naszym sąsiadom się to nie spodobało, bo oni roszczą sobie prawo, że chcą z tej działki korzystać. Była sprawa w sądzie i sędzia powiedziała: ludzie, zróbcie sobie rozgraniczenie i okaże się. Gmina znalazła biegłego, geodetę z uprawnieniami. Okazało się, że płot, który kazali nam usuwać, stoi 1,5 metra w naszej działce – mówi Stanisław Socha.

W 2012 roku geodeta wytyczył punkty graniczne działki. I jak wynika z nagrania zarejestrowanego tego dnia - rodzina Sochów rzeczywiście chciała oddać sporny kawałek ziemi, zabrakło podpisu sąsiadki.

- Sąsiadka tego nie podpisała, choć dwie jej siostry już tak. My chcieliśmy im to oddać, nakłaniałem, mówiłem: Maryśka, bo jak pójdziemy do sądu, to już nie oddam. Ale później ten młodszy syn przybiegł, tam gdzieś z ojcem rozmawiał i powiedział: matka, jak podpiszesz tę ugodę, to ojciec cię zaj***, bo mało Sochy nam dają – twierdzi Stanisław Socha.

W związku z tym, że do ugody nie doszło, państwo Sochowie nie oddali ziemi, a granica została wytyczona według punktów określonych przez geodetę. Następnie dokumenty trafiły do gminy. Tam urzędnicy mieli tego samego dnia wydać dwie sprzeczne decyzje: o zatwierdzeniu podziału i odrzuceniu go.

- Urzędnik powiedział nam, że decyzja o zatwierdzeniu jest prawomocna, bo strony nie odwołały się, więc mój mąż zaczął stawiać płot. Doszło do takiej tragedii, że Mariusz, syn pani Marii, połamał mojej córce palec. Od tego czasu zaczęło się niszczenie naszego mienia, grożenie, że nas spali, przebijanie opon. Jednego dnia mój mąż płot poprawiał, następnego dnia płot był zniszczony. Tak cały czas – mówi pani Anna, żona pana Stanisława.

- Wyroków pan H. ma chyba z 45 – dodaje pan Stanisław.

I tak spór o kawałek ziemi zaczął narastać. Sąsiedzi zwrócili się do sądu o ustanowienie drogi koniecznej. Podnosili, że część działki, która im przypadła, jest zbyt mała, żeby mogła stanowić dojazd do posesji. Dodatkową przeszkodą był postawiony przez rodzinę Sochów płot. A skoro stanowił przeszkodę, to był wielokrotnie niszczony. Bohaterowie reportażu twierdzą, że sąsiedzi ich zastraszają, niszczą ich mienie i są agresywni. Na dowód pokazują nagrania pełne wyzwisk i rękoczynów. Na jednym z nich widać, jak sąsiad Mariusz H. pluje na panią Annę, na innym atakuje motyką.

Wersji zdarzeń rodziny H. nie znamy. Odmawia wypowiedzi przed kamerą.

Sąd Rejonowy w Zamościu w pierwszej sprawie o ustanowienie drogi koniecznej przyznał rację sąsiadom. Sochowie mieli usunąć płot, ale później apelację na ich korzyść rozpatrzył Sąd Okręgowy. Parę lat temu sąsiedzi znów zwrócili się z wnioskiem o zabezpieczenie drogi koniecznej i tym razem obie instancje przyznały im rację. Z tym orzeczeniem nie zgadza się rodzina państwa Sochów, a konflikt trwa w najlepsze.

W maju ubiegłego roku między obiema stronami doszło do bójki. Państwo Sochowie twierdzą, że zostali zaatakowani przez sąsiadów.

- Złożyliśmy 24 maja do prokuratury zawiadomienie, że żonę pobito, mnie napadnięto i pobito, na naszej działce – mówi Stanisław Socha.

- A za jakiś czas przychodzi pismo, że ja jestem oskarżona, ale o co? Przecież mojego męża kopali. Ja nikogo, ani nie uderzyłam ani nie szarpałam. Chciałam pomocy – zaznacza Anna Socha.

- W sprawie tego zdarzenia zawiadomienie złożyła zarówno jedna strona, jak i druga strona. Zebrany materiał dowodowy dał podstawy do tego, żeby przedstawić zarzuty takie same, po równo wszystkim tym uczestnikom – słyszymy od policjantki z Komendy Miejskiej Policji w Zamościu.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX