Proces ws. zabicia i oskórowania studentki. Co wiadomo?

Zabójstwo i oskórowanie 23-letniej studentki z Krakowa to jedna z najsłynniejszych, najbardziej tajemniczych zbrodni w historii Polski. Sprawca najprawdopodobniej wzorował się na Hannibalu Lecterze z „Milczenia Owiec”. Wykazał się specjalistyczną wiedzą, zdejmując skórę z korpusu ofiary, bez przecinania jej. Czy dokonał tego oskarżony Robert J.? Za kilka tygodni najprawdopodobniej zapadnie długo wyczekiwany wyrok ws. morderstwa.

Robert J. ma 56 lat. Mieszka na krakowskim Kazimierzu. Jest synem miejscowego poety. Nie pracuje, utrzymuje się z niewielkiej renty. Od prawie pięciu lat jest podejrzany o dokonanie najsłynniejszej zbrodni w historii Polski.

- Robert J., to jest osoba, która ma problemy psychiczne. I zresztą też był z tego znany, że był człowiekiem, którego postrzegano jako takiego dziwaka – opowiada Mateusz Baczyński z portalu Onet.pl, a pracownica apteki, do której przychodził Robert J., wspomina, że „miał lepsze i gorsze tygodnie”. Jej zdaniem mężczyzna byłby zdolny do zbrodni, za którą jest sądzony. – Miał szaleństwo w oczach – tłumaczy.

- Słyszał głosy i nieraz mu się wydawało, że ktoś go podsłuchuje. Tak, to jest prawda – potwierdza ojciec Roberta J. Gdy pytamy, czy prawdą jest też, że nie lubił kobiet, odpowiada: - Są ludzie, którzy mają umiejętność życia w zespole. Zdolność adaptacji. A ten człowiek nie bardzo. Taki bardziej zamknięty jest w sobie.

ZOBACZ: Samotnie wychowuje niepełnosprawnego syna. Nie dostanie świadczenia

- Były na niego skargi od jednej z sąsiadek, która wręcz wyprowadziła się z pobliskiej kamienicy, bo miała dosyć nękania jej przez Roberta. Obserwował, podglądał, chodził za nią... Bała się go – mówi Grzegorz Krzywak z Radia Kraków.

Dzieciństwo

- W jego rodzinie były w zasadzie dwie rzeczy: przemoc oraz religia – uważa Grzegorz Krzywak z Radia Kraków.

- Dwa razy dostał lanie, na tym się skończyło – mówi ojciec Roberta J. - Ale dosyć tego! Co to znaczy: czy dotkliwe został pobity? Lanie, pas... Jest powiedziane, że Chrystus, który szedł z laską, jeden koniec jest po to, żeby nawet bić, a drugi zagięty, żeby przyciągać ku sobie. Ku miłości. W dawnych czasach inaczej wychowywali. Inaczej. Ludzie byli twardzi. Wytrzymali – dodaje.

Zbrodnia

Jest 7 stycznia 1999 roku. Załoga jednej z barek przez przypadek znajduje w Wiśle ludzką skórę. Po badaniach okazuje się że to szczątki zaginionej dwa miesiące wcześniej Katarzyny Z. Morderca oskórował ją z chirurgiczną precyzją.

- Byłem tam, kierowałem pracą oględzinową, pamiętam, że miałem takie pierwsze spostrzeżenie, że mamy scenę z filmu „Milczenie Owiec”. Konsultant z FBI na Europę był zaskoczony, stwierdził, że w cywilizowanym świecie takiego przypadku FBI nie odnotowało – wspomina oficer Archiwum X Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

- Przypadek „Milczenia Owiec” jest przypadkiem o niższym gatunku sprawstwa niż ten przypadek. Ten sprawca usunął całą skórę z korpusu ofiary. Bez jej przecinania. Niewykluczone, że chciał być lepszy. Lepszy od Hannibala Lectera i dlatego to zrobił – zaznacza Piotr Krupiński z Prokuratury Krajowej w Krakowie. Zapytany, czy kobieta żyła, gdy oprawca zdejmował z niej skórę, przyznaje: - Mogę powiedzieć tylko tyle, że zgromadzony materiał dowodowy wskazuje na zażyciowość.

ZOBACZ: Chcieli wydać książki. Stracili pieniądze

- To był taki „płaszcz” zrobiony z ludzkiej skóry mniej więcej od pasa aż do szyi, gdzie, z tego co mi wiadomo, śledczy ustalili, że były próby zakładania tej skóry na siebie – dodaje Dawid Serafin, dziennikarz portalu Interia.pl.

W październiku 2017 roku, po 19 latach od zbrodni, Robert J. został zatrzymany. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyzna nie przyznał się do winy.

- Dwie jakieś dziewczyny, jej koleżanki, mówiły, że ją widziały z nim. On twierdzi, że jej nie znał, że nigdy z nią nie rozmawiał. Z drugiej strony mówi nam, że on to wszystko zrobił z żalu i z tego wszystkiego, że ona tak cierpiała, itd. To wszystko bardzo dziwne. I dlatego, po prostu, ja siedzę i czekam, co z tego wyniknie – tłumaczy ojciec Roberta J.

Dziennikarz Dawid Serafin z Interii przypomina, że Robert J. na przełomie lat 80. i 90. pracował w budynku prosektorium i mógł wówczas nauczyć się preparowania skóry. - Na pewno jest to osoba bardzo inteligentna, bardzo szybko się ucząca, więc śmiało mógł się tego nauczyć – ocenia.

ZOBACZ: Drzewo spadło na samochód. Kobiety mogły zginąć, winnych brak

- OK, pracował w prosektorium, ale czym on się tym zajmował? Czy ktokolwiek sprawdził, czy on rzeczywiście miał umiejętności pozwalające na przeprowadzenie czegoś takiego, i przede wszystkim to, że ktoś pracował w prosektorium, to też nie znaczy od razu, że jest mordercą. Nie znaleziono żadnych dowodów na to, że Robert J. znał się z Katarzyną, że w ogóle kiedykolwiek z nią się spotkał – zaznacza Mateusz Baczyński z portalu Onet.pl.

- Bywał na jej grobie po śmierci i pisał do niej listy. Był to pewnie jeden z powodów, dla którego Robert został zatrzymany i postawiono mu zarzuty – podkreśla Grzegorz Krzywak z Radia Kraków.

Robert J. nie przyznał się do winy, ale sąd podjął decyzję o jego tymczasowym aresztowaniu. Kilka dni później policjanci z Archiwum X bardzo dokładnie przeszukali też jego mieszkanie.

- Nigdy nie udało się ustalić, gdzie Katarzyna była przetrzymywana, w jaki dokładnie sposób doszło do tego morderstwa, nigdy nie znaleziono żadnych dowodów, mimo że szukano ich naprawdę bardzo skrupulatnie – akcentuje Mateusz Baczyński z Onetu.

Czy policja dysponuje twardymi dowodami w sprawie Roberta J.?

- Nie ma czegoś takiego, jak twardy dowód, jest swobodna ocena dowodów – odpowiada oficer operacyjny krakowskiego Archiwum X. - Gdybym nie był przekonany, naprawdę nie przyłożyłbym ręki do zatrzymania – podkreśla.

- Nie zagraliby va banque nie mając ani jednej karty. To by była spektakularna klęska, która zaprzepaściłaby tę markę, którą Archiwum X wyrobiło sobie przez tyle lat – uważa Grzegorz Krzywak, dziennikarz Radio Kraków.

ZOBACZ: 22-letnia Marcelina walczy o życie. Co tak naprawdę wydarzyło si w Turcji?

Mateusz Baczyński z Onetu wymienia jednak kolejne znaki zapytania: - Nie wiemy w zasadzie, jak by miał ją zabić, gdzie by miał zabić, kiedy by miał zabić, gdzie miałby przetrzymywać tę osobę... W procesie poszlakowym dowody muszą tworzyć razem pewien łańcuch, a ja tutaj go nie widzę.

Kara

Proces Roberta J. w całości utajniono. Trwa już prawie pięć lat. Akta sprawy liczą ponad czterysta tomów. Za kilka tygodni najprawdopodobniej zapadnie długo wyczekiwany wyrok. Nikt nie potrafi jednak przewidzieć, czy Robert J. naprawdę zostanie skazany.

- Jeżeli chcemy w tak poważnej sprawie skazać człowieka na dożywocie, to czy dowody w takiej postaci, że pracował w prosektorium, to są wystarczające przesłanki? No, mam tutaj wątpliwości co do tego – mówi Mateusz Baczyński z Onetu.

ZOBACZ: Parkingowy absurd. Stracił samochód, bo był rzadko używany

- Ludzie to hieny, sępy i tyle! Już mnie określili jako ojca mordercy! W swoim życiu zachowywałem się jak należy, nigdy nie zrobiłem nikomu krzywdy. Nigdy. Co ja mam zrobić? Czy ja go tego uczyłem? Czy ja go źle wychowywałem? Czy myśmy nie chodzili do kościoła? Zawsze na mszę świętą, itd., itd… Czy ja mu mówiłem to czy tamto? – zaznacza ojciec Roberta J.

- Nie wiem, czy chciałabym mu spojrzeć w oczy. Teraz myślę, że nie miałabym sił, a potem, to nie wiem, ile jeszcze może we mnie być nienawiści – podsumowuje matka zamordowanej Katarzyny Z.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX