Związkowiec kontra Uniwersytet. Wyrzucili go z pracy

Władze Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie po 15 latach zwolnili z pracy Andrzeja Adamowicza, wcześniej strażnika, a obecnie portiera uczelni. Mężczyzna idzie do sądu, bo z racji przedemerytalnego wieku jest w okresie chronionym, w dodatku pełni funkcję przewodniczącego związku zawodowego pracowników uniwersytetu. - Nikt nie lubi ludzi, którzy patrzą władzy na ręce - komentuje.

Pan Andrzej Adamowicz ma 61 lat i od 2007 roku pracuje na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Początkowo mężczyzna był dowódcą zmiany w straży uniwersyteckiej. Obecnie pełni na uczelni inną, jak sam mówi, spokojniejszą funkcję.

- Jestem pracownikiem obsługi obiektów w tym uniwersytecie. Moje stanowisko to portier w bibliotece. Moja praca to dbanie o bezpieczeństwo, odbieranie kluczy, dbanie o porządek. Takie prozaiczne rzeczy - opowiada.

Oprócz tego pan Andrzej jest przewodniczącym Niezależnego Związku Zawodowego Pracowników "Prawda". Organizacja działa na uniwersytecie od sześciu lat i liczy obecnie stu dwóch członków.

- Zajmujemy się obroną ludzi, którzy są zwalniani. Bardzo mocno się w to angażujemy. Cały czas mamy pod górkę, stwarzane są nam problemy w funkcjonowaniu. Nasze istnienie jest jakby cały czas na zasadzie prowadzenia wojny. Jesteśmy niestety związkiem, z którym pracodawca nie chce rozmawiać - uważa pan Andrzej.

- Nie nazwałbym tego otwartą wojną. W ogóle nie nazwałbym tego wojną. Są to po prostu sprawy, które zdarzają się w tak dużej instytucji, jaką jest uczelnia - mówi Łukasz Staniszewski, rzecznik prasowy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Ale te sprawy, o których mówi rzecznik uniwersytetu, zaszły dość daleko. W czerwcu tego roku pan Andrzej został zwolniony z pracy na uczelni z trzymiesięcznym wypowiedzeniem. Mężczyzna jest oskarżany m. in. o nielojalne zachowanie wobec pracodawcy i utrudnianie funkcjonowania uczelni. Pan Andrzej uważa zarzuty za bezpodstawne i skierował sprawę do sądu pracy.

- Są pewne rzeczy, które gdzieś tam sprawiają jakąś trudność władzom uczelni, na przykład różnego rodzaju żądania dotyczące spraw sprzed dziesięciu lat, którymi jesteśmy zasypywani, chodzi o informacje publiczne - mówi rzecznik Łukasz Staniszewski.

- Wiadomo, jak to w zakładzie pracy bywa. Nikt nie lubi ludzi, którzy patrzą władzy na ręce. Ja to rozumiem, ale no niestety, skoro mówimy, że mamy w Polsce demokrację, to korzystamy z tych praw - tłumaczy pan Andrzej.

- Tutaj to są tylko i wyłącznie aspekty związane z działalnością związkową. A nasza działalność związkowa polega na bronieniu ludzi, obronie ich praw pracowniczych i od tego nie ma żadnego odwrotu - dodaje prof. Jerzy Gielecki, wiceprzewodniczący NZZP UWM "Prawda".

- Oto wielka uczelnia, która kształci prawników, łamie dwa najświętsze przepisy ochronne. Pierwszy przepis, o tak zwanej ochronie przedemerytalnej, a więc czteroletniej, gdzie nie można wypowiedzieć umowy o pracę i drugi przepis, o ochronie członków zarządu, a tutaj mamy do czynienia z przewodniczącym zarządu związku zawodowego, legalnie działającego na uczelni - dodaje Lech Obara, radca prawny reprezentujący pana Andrzeja.

- Mamy swoje argumenty, których niestety dzisiaj nie mogę przytoczyć, ze względu na postępowanie sądowe. Sprawa była analizowana i decyzja nie była podjęta pochopnie. Mamy powody do takiej decyzji, ale dopóki jest postępowanie sądowe, to nie będziemy o tym mówić - odpowiada rzecznik uczelni Łukasz Staniszewski.

Małżeństwo Państwa Świtałów przepracowało ponad dwadzieścia lat na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Mimo to pożegnania z uczelnią nie wspominają dobrze. Z panią Zdzisławą władze nie przedłużyły umowy, a pan Krzysztof został zwolniony z pracy i oskarżony o kradzież własności uniwersytetu. Sprawa trafiła do sądu, gdzie mężczyzna został uniewinniony.

- Pan Andrzej Adamowicz udzielił mi takowego wsparcia, że stawił się na rozprawie sądowej, sąd zezwolił mu na zabranie głosu, zadawał mu pytania, powołał go w ogóle jako świadka. Z tego co pamiętam, był dwukrotnie na rozprawie. Władza na tym uniwersytecie nie bardzo lubi jak ktoś ma inne zdanie - mówi Krzysztof Świtała.

- Nie ma rozmowy, nie ma wymiany myśli i nie ma rozumowania, że uniwersytet to nie tylko profesor i student, ale również ten "szary" pracownik, który stanowi o jakości pracy na uniwersytecie - uważa Zdzisława Świtała.

Pan Andrzej zapowiada walkę o swoje prawa do końca. Bo jak sam mówi, w tej sprawie nie chodzi już tylko o jego stanowisko.

- To moje zwolnienie to jest właśnie pokazanie pracownikom: "słuchajcie, zrobię z wami co chcę, skoro mogę zwolnić człowieka, który jest jakby potrójnie chroniony, to z wami wszystko zrobię" - ocenia.

- Pan Adamowicz, z racji sprawowanej funkcji, miał i obowiązek i chęć zadawania kłopotliwych pytań. Jeżeli nie ma wzajemnej relacji, nie szanuje się drugiego człowieka, nie jest się ciekawym drugiego człowieka i jego poglądów, to się go najzwyczajniej w świecie wyrzuca - podsumowuje Zdzisława Świtała.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX