Walka z urzędnikami o działkę
76-letni Bernard Cichy od urodzenia mieszka w Lesznie. Na jednej z działek ojciec mężczyzny prowadził warsztat samochodowy. Po jego śmierci matka pana Bernarda, a potem i on wybudowali budynek mieszkalny i kilka gospodarczych. Teraz rodzina może to wszystko stracić.
- Ojciec budował tu zakład samochodowy, a my mieszkaliśmy po drugiej stronie ulicy. Ojciec zmarł w 1952 roku. Mama została jako wdowa - tłumaczy pan Bernard.
W 1998 roku dwa lata po śmierci matki pana Bernarda urzędnicy zaproponowali mężczyźnie wykup nieruchomości. Zdziwiony pan Bernard nie zamierzał płacić za swoją działkę. Matka w testamencie zapisała mu cały majątek – działkę i wszystkie budynki. Rok później urzędnicy pod groźbą wysiedlenia zażądali od mężczyzny podpisania umowy dzierżawy.
- Zostałem zawezwany do urzędu. Dostałem propozycję, by zapłacić za działkę kwotę 26 tysięcy i 30 za budynki. Zdziwiłem bardzo, tłumaczyłem i urząd wiedział, że te budynki są nasze. Stwierdziłem, że ja tego nie zrealizuje - mówi pan Bernard.
- Przyszło pismo, że do sądu, że mamy podpisać umowę dzierżawy. Jeżeli ja jestem właścicielem, to po co mam jakąś dzierżawę podpisać? To raczej powinna być legalizacja tej działki. Ale podpisałem, bo byłem głupi. Bałem się, że mnie stąd wyrzucą - dodaje pan Bernard.
- To tak wyglądało, jakby nas zmusili. Byliśmy wtedy młodzi i w zasadzie zastraszeni - mówi pani Krystyna Cicha.Urzędnicy w momencie podpisania umowy obliczyli zadłużenie pana Bernarda z tytułu zajmowania miejskiej działki na kilka lat wstecz. Dziś dług wraz z odsetkami wynosi blisko 200 tysięcy złotych i w samym magistracie uważają, że jest nie do spłaty.
ZOBACZ: Wilgoć w mieszkaniach. Tak się nie da żyć
- Okazało się, że nie jest uregulowana sytuacja prawna tej działki. Ojciec jest właścicielem budynków, natomiast ziemia należy do miasta. Naliczane nam są zadłużenia z lat 90-tych. Non stop tylko płacimy odsetki, należność główna nie zmniejsza się. Ojciec musiałby żyć ze 130 lat, żeby to spłacić - a nawet gdybyśmy spłacili zadłużenie, to nie będziemy właścicielem tej działki - mówi pani Małgorzata Stróżyk, córka pana Bernarda.
- Jak zachorowałem i miałem udar, musiałem zlikwidować zakład. Syn wyjechał do Niemiec, żeby pomóc nam to spłacić. Skończyło się tak, że zmarł z przepracowania - mówi pan Bernard.
Podczas naszej wizyty w urzędzie okazało się, że miasto przejęło nieruchomość w 1991 roku w ramach komunalizacji majtków prywatnych. Niestety nikt, nigdy nie poinformował o tym pana Bernarda. Wtedy należałoby się rodzinie odszkodowanie. Teraz woleliby tę działkę zasiedzieć, co uniemożliwia umowa dzierżawy.
- Działka jest wpisana w księdze wieczystej na rzecz miasta Leszna. W 1991 r. nastąpiła komunalizacja, najprawdopodobniej na podstawie decyzji wojewody. Z tą datą miasto stało się właścicielem działki - tłumaczy Bernadetta Dziedzic, z wydziału gospodarki nieruchomościami w Lesznie.
- Nie ma pan prawa do zasiedzenia nieruchomości w złej lub dobrej wierze. W momencie, kiedy jest umowa dzierżawy, nie ma prawa do zasiedzenia - tłumaczy pani Małgorzata.
Pan Bernard od 24 lat walczy o rodzinny majątek. Według zapisów umowy dzierżawy powinna ona przestać obowiązywać wraz z uporządkowaniem spraw spadkowych. A te - wyrokiem sądu - zostały wyjaśnione w 2013 roku. Mimo to dzierżawa trwa. Niebawem sprawę będzie wyjaśniał sąd.*
*skrót materiału