Dzicy lokatorzy. Dom zamieniają w ruderę
42-letni pan Marcin walczy o odzyskanie domu, który wynajął dziesięć miesięcy temu nieuczciwym najemcom. Lokatorzy zapłacili tylko za pierwszy miesiąc pobytu. Teraz nie reagują na wezwania i ani myślą się wyprowadzić. Zamiast tego, zniszczyli nieruchomość, rozbierając cenniejsze rzeczy.
Pan Marcin mieszka obecnie w małym, wynajmowanym pokoju w Pile, w województwie wielkopolskim. Po śmierci rodziców postanowił, że wynajmie rodzinny dom, w którym się wychowywał. Dla samotnego mężczyzny był zbyt duży. Zamieścił ogłoszenie na portalu internetowym. W listopadzie ubiegłego roku wynajął dom za 800 zł.
- Umowę wynajmu podpisałem z Krzysztofem X. Wiedziałem, że ma partnerkę, czwórkę dzieci, z których jedno jest chore na raka. I tłumaczył się tym, że to by pasowało, bo to dziecko nie może przebywać na wspólnych placach zabaw. Nie może się kontaktować z innymi dziećmi, żeby po prostu się nie zarażało innymi chorobami. Zlitowałem się - jak ma tyle dzieci, to może akurat jest dobrym człowiekiem – opowiada pan Marcin.
Najemcy zapłacili panu Marcinowi tylko za jeden miesiąc. To były jedyne pieniądze, które otrzymał. Żadne prośby, pisma wzywające do zapłaty nie odnosiły skutku. Wypowiedzenie umowy najmu też okazało się bezskuteczne. Poprosił naszą redakcję o pomoc.
ZOBACZ: Walczą z chirurgiem plastycznym
- Ostatnio jak byłem tam, to nie widziałem tego pana Krzysztofa. Był inny pan z tą samą panią. Oni nie mają żadnej umowy ze mną – zauważa właściciel domu.
Inaczej twierdzą lokatorzy budynku.
Reporterka: Macie umowę tutaj?
Pani Agnieszka: Mamy umowę.
Reporterka: Proszę pokazać umowę. Na pana Krzysztofa, którego tutaj nie ma.
Pani Agnieszka: Jak nie ma? Jest.
Reporterka: Gdzie jest?
Partner pani Agnieszki: W więzieniu siedzi.
Reporterka: A pan tutaj jest na podstawie jakiej umowy?
Partner pani Agnieszki: Na takiej umowie, że pilnuję dzieci.
Reporterka: Czyli to są nie dzieci pana Krzysztofa. Czy to pana dzieci?
Partner pani Agnieszki: Książkę pani pisze, tytułu brak? Czy jaki ch***? Proszę
wyp***!
ZOBACZ: Toksyczny dym nad okolicą. Wokół agroturystyka i ekologiczne uprawy
- Szyby powybijane, komina nie ma, szopę sobie rozebrali. Były dwa orzechy, był bukszpan piękny, 3-metrowej wysokości. Wszystko wycięli. Z tyłu nie ma ogrodzenia. Zdemontowane jest – wylicza na posesji pan Marcin.
Zanim kobieta z czworgiem dzieci zamieszkała w domu pana Marcina, wynajmowała mieszkanie od pana Grzegorza z Piły. Mieszkanie również było wystawione na portalu internetowym. Pan Grzegorz zlitował się nad samotną matką z dziećmi. Kobieta nie zapłaciła za wynajem ani złotówki. Po kilku miesiącach panu Grzegorzowi udało się mieszkanie odzyskać.
- Po odzyskaniu tego mieszkania okazało się, że ono zostało kompletnie splądrowane. Naszych mebli nie było, telewizora, nie było sterownika od pieca gazowego, wyposażenia kuchni. Wszystko, co nadawało się i było w miarę dobre, zostało wyniesione. Została jakaś taka stara szafka i masa, masa śmieci – opowiada pan Grzegorz.
- Wszystko, co metalowe, jest zniszczone, sprzedane. Nawet komin rozebrali z tego budynku, a tutaj były metalowe schody z poręczami, zielone. Też zniknęły. Ogrodzenie zdemontowali, bo tak chcieli. U góry wisiała antena od radiowego internetu i też jej nie ma. Tu jest po prostu jeden wielki śmietnik – mówi pan Marcin.
ZOBACZ: Najpierw zmarł ojciec, potem matka. Siostra chce adoptować rodzeństwo
Mężczyzna podjął kolejną próbę odzyskania domu i wezwał na miejsce policję. Niestety, bezskutecznie.
- Policja przekazała, że mogę jedynie skierować sprawę do sadu i na drodze cywilno-prawnej załatwić to w sądzie. Do tego czasu mogą mieszkać. Aż się płakać chce – podsumowuje pan Marcin.