Kamieniarz zniknął z pieniędzmi, pomników nie wykonał
Marcin M. brał pieniądze za wykonanie pomników na cmentarzu i ich nie wykonał. Klientów potrafił zdobyć nawet w firmie pogrzebowej, w której został zatrudniony. Poszkodowanych jest co najmniej kilka osób. Właściciel zakładu pogrzebowego twierdzi, że nie wiedział o całym procederze. Zaoferował jednak pomoc klientom Marcina M.
Żaneta Urbaniak mieszka w Gnieźnie. Kobieta w sierpniu 2020 roku straciła ojca. Niespełna rok później wraz z mamą i siostrami podpisała umowę z firmą Justyny M. – dokładnie z jej mężem Marcinem M. Mężczyzna dodatkowo jest pracownikiem jednego z gnieźnieńskich zakładów pogrzebowych i to tam często przyjmował swoich klientów.
- Wpłaciliśmy trzy tysiące złotych, czyli połowę wartości pomnika. Ostateczny termin wykonania usługi był do 5 sierpnia 2021 roku, pomnik miał stanąć na pierwszą rocznicę śmierci taty. Na początku były problemy ze znalezieniem kamienia, jakiego my oczekiwaliśmy - opowiada Żaneta Urbaniak.
ZOBACZ: Bezdomny szokuje! Myje się w fontannie, fekaliami brudzi domy
Marcin M. stwierdził, że jest za mało miejsca na postawienie nagrobka. Poinformował o tym fakcie zarządcę cmentarza. To sprawiło, że budowa pomnika została wstrzymana.
- To jest trochę odrębny temat, wykorzystany przez pana Marcina, jak na to patrzę z perspektywy. Powstał spór, gdyż grobowiec sąsiadujący z grobem mojego taty został tak wyremontowany, że wychodził poza swoje granice - tłumaczy pani Żaneta
- Na początku kwietnia przywróciliśmy pozwolenie na postawienie tego nagrobka, o czym został on poinformowany osobiście, w obecności mojego pracownika. Poprosił to na piśmie, więc powiedziałem, że od razu może to otrzymać, w biurze. Mówił, że się zgłosi i w zasadzie do tej pory się nie zgłosił - relacjonuje Przemysław Piechocki, administrator cmentarza.
ZOBACZ: "Największa samowola budowlana w Polsce". Nad samym morzem!
Pani Żaneta straciła nadzieję, że pomnik kiedykolwiek powstanie. Wysłała pocztą rozwiązanie umowy, ale korespondencja nie trafiła do odbiorcy. Ostatecznie, żeby odzyskać wpłacone pieniądze, udała się do zakładu pogrzebowego, w którym zatrudniony jest Marcin. M.
- Ja żądam swoich pieniędzy
- No, to proszę na komendę, żegnam.
- Trzy tysiące wziąłeś i sobie życie ułożyłeś? Na wakacje?
- Ch** cię obchodzi, gdzie ja pojechałem.
- Za moje pieniądze
- Za twoje, k****
- I tak wszystkich robisz, bo wiem, że nie jestem jedna.
Poszukując siedziby firmy należącej do żony Justyn M. udajemy się pod adres podany do korespondencji.
- Od roku tutaj nikogo nie było. Listy tu trafiają i to wszystko - mówi mężczyzna zastany pod sąsiednim adresem.
ZOBACZ: Ukrywa się z dzieckiem. Boi się porwania
Kolejną osobą czekającą na postawienie nagrobka przez Marcina M. jest pani Maria. Kobieta przez kilka miesięcy odkładała pieniądze ze skromnej emerytury, aby postawić pomnik bratu, który zmarł dwa lata temu.
- Poszłam do firmy Kryskowiaka, bo była kartka wywieszona, że można zamówić nagrobki - mówi pani Maria.
- Nie miał żadnej zgody na prowadzenie takiego interesu, żeby sprzedawać tutaj, w biurze nagrobki. Nie czuję się winny, ponieważ nie brałem tych pieniędzy. Zobowiązuje się wyłożyć na prawnika, jakiego ci ludzie sobie wybiorą, żeby dociekli tych pieniędzy. Ja też czuję się poszkodowany - twierdzi Jakub Kryskowiak, właściciel firmy pogrzebowej, który zatrudnia Marcina M.
Gdy pytamy, dlaczego nie zwolnił mężczyzny, odpowiada że nie może, ponieważ ten przebywa na świadczeniu chorobowym. - Ja tego pracownika nie chcę, dlatego jak skończy mu się świadczenie chorobowe, z automatu my go zwolnimy. Ja to tym rodzinom gwarantuje, że on u mnie dnia nie przepracuje, nawet godziny, nawet minuty - zapewnia.