Smród, alkohol i pluskwy. Mają dość uciążliwego lokatora
Awantury, libacje alkoholowe, wyzwiska, groźby, wulgaryzmy, fekalia i mocz na klatce schodowej - to codzienna rzeczywistość mieszkańców wrocławskiej kamienicy przy ul. Jedności Narodowe. Od kilkunastu lat są oni terroryzowani przez jednego, uciążliwego lokatora. Czy naprawdę nie da się rozwiązać problem
Pani Agnieszka od dwudziestu lat mieszka w poniemieckiej kamienicy w centrum Wrocławia. Jej zdaniem, mimo świetnej lokalizacji, życie w tym budynku pozostawia wiele do życzenia. Winą za to obarcza uciążliwego sąsiada.
- Czuję do niego odrazę, bo jest moim utrapieniem od 14 lat. Czujemy niewyobrażalny smród, na piętro chodzimy z chusteczkami nasączonymi perfumami. Nie możemy wejść na strych, by powiesić pranie, bo się boimy, różni ludzie przychodzą do niego. Wiadomo, ta sama półka społeczna - opowiada Agnieszka Dudonis.
Zarzuty pani Agnieszki potwierdzają inni mieszkańcy kamienicy. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, są zmęczeni ciągłymi problemami, za które odpowiedzialny jest mężczyzna.
- Od pierwszego dnia, jak się tutaj wprowadził, zaczęły się imprezy i kradzieże. Wchodził do ludzi do domów, kradł sobie na przykład zupę, z patelnią na przykład, kotleta sobie wziął. A ludzi e nie reagowali, bo się bali. Wie pan, jak on sąsiadce powiedział, ona miała wtedy małe dzieci, że ją podpali? - mówi pani Marta.
Niepełnosprawny mężczyzna zdaniem sąsiadów nie jest gościnny dla osób, które nie oferują mu alkoholu. Naszej ekipie udało się dostać do jego mieszkania, choć unoszący się fetor nie pozwalał na to, by zostać tam na dłużej. Lokator zapewnił nas, że jest abstynentem. Mimo że bez trudu zauważyliśmy u niego butelki i puszki po alkoholu.
- Ma problemy z poruszaniem się, z utrzymaniem higieny, bywa też agresywny. Sprowadza sobie towarzystwo pijące, więc ten krąg się powiększa. Są pewne też granice. Pan jest naprawdę potrzebujący pomocy, już teraz wiemy, że podgryzają go pluskwy. Pan Stefan nie mieszka na bezludnej wyspie. Ma sąsiadów, dla których jest bardzo uciążliwy - zaznacza pani Ewelina, kolejna sąsiadka.
- Jeżeli chodzi o te pluskwy, to już jest zagrożenie dla wszystkich, bo one się rozeszły i latają po tych klatkach schodowych. To jest nie do przyjęcia. Na razie to stanęło w miejscu. Oprócz tego, że my potrzebujemy pomocy ze strony urzędu miasta, to jeszcze pan Stefan potrzebuje tej pomocy - dodaje sąsiad, pan Igor.
- Próba wejścia w środowisko jest zaraz po tym jak pracownik otrzyma pismo, więc kilkakrotnie na koniec maja, w czerwcu, pracownik próbował wejść do mieszkania - informuje Dorota Sienkowska-Czyż z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu.
- Sprawa została skierowana na drogę postępowania sądowego o eksmisję. Niestety ze względu na obowiązujące przepisy prawa, nie jest to postępowanie bardzo szybkie - przyznaje Tomasz Bieńkowski z Urzędu Miejskiego we Wrocławiu.
Gdy pytamy, czy reakcja urzędu nie jest spóźniona, skoro MOPS pierwsze pismo w tej sprawie dostał pod koniec maja, Bieńkowski mówi: - Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie.
Pracownikom MOPS-u udało się wejść do mieszkania dopiero we wrześniu - tak się złożyło, że w podobnym czasie sprawą zainteresowała się nasza ekipa. Urzędnicy zobowiązali się przed kamerą Interwencji, że wezmą sprawy w swoje ręce.
- Będą to działania w kierunku zapewnienia panu usługi posprzątania w mieszkaniu, czyli wyniesienia rzeczy niepotrzebnych. Wiemy już, że w mieszkaniu odbyły się dwa etapy dezynsekcji i teraz należy te rzeczy jeszcze usunąć, które tam są. Pan wyraził na to zgodę - informuje Dorota Sienkowska-Czyż z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu.
- Podejmiemy ponowną próbę skierowania sprawy na drogę postępowania sądowego o eksmisję, aby jak najszybciej ją rozwiązać. Gdy będzie w końcu prawomocny wyrok eksmisyjny, będziemy się starali go jak najszybciej zrealizować - zapewnia Tomasz Bieńkowski z Urzędu Miejskiego we Wrocławiu.