Stracili pieniądze w tartaku. Wielu oszukanych
Grupa oszukanych przez właściciela tartaku spod Rzeszowa walczy o ukaranie Mariusza I. Mężczyzna pobiera pokaźne zaliczki, ale nie wywiązuje się z umów. Nie buduje domów, dachów, nie dostarcza drewna. Poszkodowani stracili od 10 do prawie 50 tysięcy złotych.
Pan Artur i pani Katarzyna to dwie obce dla siebie osoby, które mieszkają na Śląsku. Obecnie łączy ich to, że podpisali umowy z 41-letnim Mariuszem I. - właścicielem tartaku spod Rzeszowa. Na poczet budowy domów szkieletowych wpłacili mu pokaźne zaliczki – po około 35 tysięcy zł.
- Trafiłem na niego przez grupy na portalu społecznościowym, na których ogłaszają się różni podwykonawcy, wykonawcy domów szkieletowych. Ten pan odpowiedział na mój anons. Przed przelaniem mu pieniędzy sprawdzałem w bazach BIK, w bazach KRD, czy jego firma nie widnieje jako jakiś dłużnik. Wszystko było czyste. Po przelaniu pieniędzy jak grzyby po deszczu pojawiły się wpisy, by z nim nie współpracować, że to oszust, że wyłudził pieniądze. Nie niestety było już trochę za późno – opowiada Artur Maciukiewicz.
- Do końca jesieni zeszłego roku miał być postawiony dom szkieletowy, a nie ma. Wpłaciliśmy mu zaliczkę, miał postawić szkielet, zrobić dach, obić to płytami, w ogóle miał dostarczyć drewno. No i ani zaliczki, ani pana, ani domu, ani materiału – dodaje Katarzyna Burszczyk.
ZOBACZ: Czwarty rok w areszcie. Nie mają dowodów?
Umowę z Mariuszem I. miała również 62-letnia pani Krystyna, która mieszka zaledwie 30 kilometrów od jego tartaku. Rok temu kobieta i jej mąż stracili w pożarze cały dorobek swojego życia. Nie poddali się jednak i rozpoczęli odbudowę. Aby móc zapłacić za wykonanie dachu, starsze małżeństwo wzięło kredyt.
- Zamówiłam u Mariusza I. całą konstrukcje dachu i pokrycie blachą, za które zapłaciłam 42 tys. zł Wykonał prace na około 20 tysięcy – opowiada Krystyna Potoczna.
Kobieta zażądała od Mariusza I. zwrotu 11 tysięcy złotych. Niestety do dziś czeka na pieniądze, podobnie jak pani Agnieszka i pan Paweł z Ełku. Małżeństwo początkowo miało podpisaną umowę z wujem Mariusza I.
- Były dwa pogrzeby w rodzinie, urlopy pracowników, 60 procent materiału zostało zniszczonych, rzekomo z naszej winy. Zapłaciliśmy mu 47 tysięcy zł, a około 150 tysięcy jesteśmy stratni w tym momencie. Materiały budowlane bardzo poszły do góry, ceny są dwukrotnie wyższe. Dom mąż sam buduje, nie jesteśmy w stanie zatrudnić teraz jakiejkolwiek ekipy, bo po prostu nas na to nie stać – mówi Agnieszka Jurga.
ZOBACZ: Auta nie ma, raty musi płacić. Policja umarza sprawę
Odwiedzamy tartak Mariusza I., ale go nie zastajemy.
- Proszę panią, jest sprawa w sądzie, więc poczekamy na rozstrzygnięcie sądu, czy te pieniądze są im należne czy nie - mówi Mariusz I. podczas rozmowy telefonicznej.
W trakcie realizacji reportażu dowiedzieliśmy się, że 6 października zapadł wyrok nakazowy. Mariusz I. ma zwrócić pieniądze siedmiu osobom – łącznie ponad 200 tysięcy złotych. Sąd skazał go również na karę dwóch lat ograniczenia wolności i prace społeczne. Wyrok jest nieprawomocny. Klienci Mariusza I. uważają, że zasługuje on na bardziej dotkliwą karę.
- W ostatnim czasie zobaczyliśmy ogłoszenie na Facebooku o sprzedaży domu przez państwo I. i o tym, że żona pana I. jest zainteresowana kupnem domu za gotówkę, bez pośredników do 600 tysięcy złotych. Bardzo nas to zdenerwowało z tego względu, że wiem, że to też są nasze pieniądze. Póki możemy, będziemy walczyć o sprawiedliwość i mam nadzieję, że ta sprawiedliwość ich dosięgnie - mówi Agnieszka Jurga.
- Małżonka tego pana jest radcą prawnym, więc jak to idzie w parze? Czy ta pani, mieszkając z nim pod jednym dachem, mając rozdzielczość majątkową, nie wie o tym, co robi jej mąż? Wychodzi do pracy, nie na osiem godzin, przynosi ogromne kwoty pieniędzy i ta pani nie wie skąd? – pyta Artur Maciukiewicz, który stracił 36 tysięcy złotych.