Niepełnosprawni skazani na izolację Problem dotyczy całej Polski
Po 25. roku życia osoby niepełnosprawne skazywane są na wegetację w czterech ścianach swoich domów - alarmują ich opiekunowie. Po ukończeniu zajęć edukacyjnych, zostają specjalistyczne ośrodki, w których jest zdecydowanie za mało miejsc. - Tu chodzi tylko o to, żeby moje dziecko nie zasiadło się w domu, żeby miało kontakt z rówieśnikami – mówi Ewa Surma, wychowująca niepełnosprawnego Kamila.
Pani Ewa Surma jest matką samotnie wychowującą 26-letniego Kamila. W identycznej sytuacji jest pani Barbara Nasta – matka 29-letniego Konrada. Ich synowie są głęboko upośledzeni umysłowo. Obie mieszkają w Rydułtowach, w województwie śląskim.
- Kamil beze mnie sobie nie poradzi, ja bez niego też nie. Ile razy tak leżę na łóżku, to sobie myślę: Boże, dobrze, że ten Kamil jest taki, a nie inny, bo co bym wtedy robiła? Człowiek nie układa życia według siebie, tylko według tej osoby niepełnosprawnej – mówi Ewa Surma.
- To jest wtedy życie pod tego człowieka, pod to dziecko. Rezygnacja ze swojego życia, ze swoich planów, żeby jakoś ten los temu dziecku ułatwić – opowiada Barbara Nasta.
ZOBACZ: Czwarty rok w areszcie. Nie mają dowodów?
Żadna z tych matek nie skarży się na swój los. Obie podkreślają, jak ważne dla nich było, że do ukończenia 25 lat ich synowie uczyli się w szkole życia. To było ustawowo zagwarantowane.
- Kiedy on wyjeżdżał i tam był pod opieką te kilka godzin, to ja w tym czasie mogłam zrobić cokolwiek: iść do lekarza czy zająć się jakimiś swoimi sprawami. On wolał też towarzystwo swoich kolegów, koleżanek, z którymi przez tyle lat był związany – zaznacza Barbara Nasta.
- Dzieci w szkole życie uczą się samodzielności, uczą się malowania, uczą się żyć. Jednak skończył się ten okres życia Kamila w szkole życia w Rybniku. Po 25. roku życia nie mamy co z tymi dziećmi zrobić. Musiałyby siedzieć w domu na kanapie i patrzeć cały czas w telewizor, bo dla takich dzieci, z głębokim upośledzeniem, niestety, nie ma miejsc - mówi Ewa Surma.
ZOBACZ: Stracili pieniądze w tartaku. Wielu oszukanych
- Ustawodawca zaopiekował się niepełnosprawnymi dziećmi i młodzieżą do 25. roku życia w zależności od niepełnosprawności. A później są ośrodki, ale miejsc w ośrodkach jest zbyt mało – zaznacza Barbara Wojciechowska ze Stowarzyszenia Rodzin i Osób Niepełnosprawnych w Rydułtowach.
- Jest u nas DPS, ale tam jest lista oczekujących, która wydłuża się do ośmiu lat – tłumaczy Ewa Surma.
I tu zaczyna się dramat. Obydwie matki usłyszały, że muszą czekać. Jak długo? Nie wiadomo. Pani Ewa znalazła jedno miejsce dla syna. Problem polega na tym, że ośrodek jest w sąsiedniej gminie. A tu w grę wchodzą sprawy finansowe między gminami.
- To jest problem ogólnopolski. Problem polega na tym, że gdyby samorządy na szczeblu gminy dysponowały większymi środkami, to na pewno by stwarzały takie możliwości wsparcia rodziców osób niepełnosprawnych. Środki rozdzielają struktury rządowe - mówi Mariola Bolisęga, zastępca burmistrza miasta Rydułtowy.
- Zadzwonili do mnie, że jednak tego porozumienia gmin nie będzie, bo nie ma na to pieniędzy. Zaproponowałam, że może będziemy to na pół płacić, ten pobyt, ale tego też nie wzięto pod uwagę – opowiada Ewa Surma.
ZOBACZ: Kupili nowy dom, woda leje się nawet z kontaktów
Mariola Bolisęga, zastępca burmistrza miasta Rydułtowy: Po rozmowie z panią dyrektor dowiedziałam się, że jedno miejsce będzie dostępne od stycznia.
Reporter: Ale dalej zostaje tylko to jedno miejsce.
Pani Burmistrz: Dokładnie. Kwestia podpisania porozumienia z sąsiednią gminą nie rozwiąże problemu pozostałych rodziców, którzy mają dzieci w swojej jurysdykcji i nie będą mieli gdzie, po prostu, znaleźć miejsca i ośrodków, które mogłyby się zaopiekować.
- Jak te sępy będziemy się czaić na wolne miejsce, które zwolni się, jeżeli ktoś zrezygnuje albo komuś coś się stanie. Jest tyle jakichś górnolotnych słów o przeciwdziałaniu izolacji, żeby ci ludzie byli między rówieśnikami, a nie zamknięci w domach, w czterech ścianach. To się wszystko rozbija na hasłach – podsumowuje Barbara Nasta.