Mają dopłacić do ciepła, a tego w mieszkaniach nie ma
Śpią ubrani, pod kołdrami i kocami, docieplają się grzejnikami elektrycznymi i na gaz, bo twierdzą, że kaloryfery w ich mieszkaniach są ledwo letnie, mimo rozpoczęcia sezonu grzewczego. To problemy mieszkańców budynków komunalnych w Sieniawce koło Bogatyni. Ich frustrację spotęgowały ostatnie wezwania do dopłat do ciepła, którego przecież nie ma.
Sieniawka to niewielka miejscowość niedaleko Bogatyni na Dolnym Śląsku. W budynkach należących kiedyś do szpitala psychiatrycznego dziś są lokale komunalne. Mieszka tu ponad 100 osób. Od lat zgłaszają problemy z ogrzewaniem. Pani Ewelina Zych wprowadziła się tu pięć lat temu.
- Pięć lat temu też były problemy z ogrzewaniem, też były chłodne zimy, chłodne grzejniki. Ale to był moment, że opłata za ogrzewanie była dużo niższa i mogłam sobie pozwolić, żeby dogrzewać chociaż jeden pokój – wspomina.
ZOBACZ: Zmarła na sepsę. Wdowiec walczy o prawdę
Teraz opłaty wzrosły, a problem pozostał.
- Ja cały czas dzwonię do MZGK, oczywiście zgłaszam, że mi grzejniki nie grzeją, jest zimno i słyszę za każdym razem, że niemożliwe, bo nikt jeszcze nie zgłaszał. Albo przychodzą pracownicy po moim wezwaniu telefonicznym, dotykają grzejnik i mówią: no faktycznie, jest zimny. Od września jest zgłaszane w tym roku i nic nie ruszyło, nic nie zrobili – tłumaczy Ewelina Zych.
Kobieta pokazuje nam najzimniejszy pokój w mieszkaniu.
- Najniższa temperatura jaką zanotowałam, to było 12,3 stopnia. Godziny wieczorne, kiedy powinno być właśnie wtedy w domu ciepło – zaznacza.
Mieszkania ogrzewa znajdująca się obok kotłownia. Od lat nie była remontowana i w tym mieszkańcy upatrują przyczyny problemów z ciepłem. A te powodują, że w mieszkaniach jest wilgotno i pojawia się grzyb.
- Ja już takie dostałam praktycznie to mieszkanie. Próbowałam likwidować pleśń jakimiś swoimi sposobami, bo nie stać mnie było, żeby to co roku remontować – pokazuje nam pleśń w swoim mieszkaniu pani Bożena. - Nie ma wentylacji, nie było centralnego, wszystko było zimne, z sufitu kapała woda – dodaje.
- My już swego czasu mieliśmy nawet i 10 stopni w mieszkaniu, w tym roku – zaznaczają Anna i Paweł, kolejni mieszkańcy osiedla w Sieniawce.
ZOBACZ: Musiał zabrać syna od matki. Teraz walczy o niego w sądzie
Kilka tygodni temu mieszkańcy spotkali się z burmistrzem. Chcieli powołania biegłego, który zbadałby, czy instalacja w budynkach nie powoduje ubytków ciepła. Dowiedzieli się, że mogą to zrobić na własny koszt. Według władz miasta, za zimne mieszkania odpowiadają też sami mieszkańcy, którzy w okresie grzewczym otwierają okna w lokalach.
- A więc ja oficjalnie pytam pana burmistrza, czy pan burmistrz w okresie sezonu grzewczego nie wietrzy mieszkania? A co mają powiedzieć ci, co mają wilgoć? – pyta pani Anna.
Czarę goryczy przelały niedopłaty za dostawy energii cieplnej, które mieszkańcy dostali w październiku: od kilkuset do ponad tysiąca złotych na jeden lokal.
- Ja za 57 metrów płacę 500 złotych miesięcznie za ogrzewanie przez cały rok. I jeszcze miałam 1200 złotych dopłaty, po korekcie 900 złotych. Płacę za coś, czego nie mam – zaznacza pani Anna.
ZOBACZ: Urzędnicy chcą przenieść 80-latkę. Walczą o nią przyjaciele
Jak udało nam się dowiedzieć, budynki przed laty były własnością Starostwa Powiatowego. Gdy przekazywano je gminie, ta otrzymała 3 miliony złotych na ich modernizację, ale instalacji grzewczej nie wyremontowano. Co więcej - w świetle przepisów pomieszczenia na terenie byłego szpitala to nie są lokale mieszkalne. Dlaczego więc kwaterowano tam ludzi?
- To pytanie należałoby zadać do wcześniejszych włodarzy. Rozumiem sytuację mieszkańców i działam, żeby tę sytuację zmienić – mówi Wojciech Dobrołowicz, burmistrz miasta i gminy Bogatynia.
Zapytany o niedopłaty na kontach lokatorów, tłumaczy:
- W 2005 roku została ustalona stawka za centralne ogrzewanie w tych budynkach przez wcześniejszego właściciela i było to 2,90 zł za metr kwadratowy powierzchni mieszkania. Narastały ogromne koszty, ogromne niedopłaty, które ponosili wszyscy mieszkańcy Bogatyni. Nie może być zgody ogólnospołecznej, żeby preferować jedną grupę mieszkańców i im dopłacać do ogrzewania.
- Najgorsze, że na noc zakładamy dwa razy spodnie, dwa razy bluzki, koce, kołdry, a dzieci marzną, choć płacę ponad 650 złotych za ogrzewanie, co miesiąc – mówi pani Joanna, mieszkanka osiedla w Sieniawce.