Stracili syna. Teraz walczą o zdrowie drugiego dziecka

Pani Magdalena i pan Krzysztof Stąporowski mieszkają w Białogardzkie niedaleko Koszalina. Rodzinę pięć lat temu dotknęła tragedia - stracili syna. Chłopiec utopił się w niezabezpieczonej studzience. Rodzice doszukiwali się winy miasta, które powinno dbać o bezpieczeństwo mieszkańców. Postępowania sądowe trwają do dziś. To nie jedyny problem tej rodziny. Drugi syn pary urodził się nieuleczalnie chory.

Pani Magdalena i pan Krzysztof Stąporowski mieszkają w Białogardzkie niedaleko Koszalina. Rodzinę pięć lat temu dotknęła tragedia. Stracili syna i do dziś z tą traumą trudno im się pogodzić.    

- Bardzo pragnąłem dziecka, długo na nie czekałem i nagle zostało mi to odebrane. Świat się zatrzymał wtedy - mówi pan Krzysztof.

Rodzinę odwiedziliśmy z kamerą po tragicznym wypadku. Opowiedzieli  nam o śmierci pięcioletniego syna Szymona, który utopił się w niezabezpieczonej studzience. I to tuż obok domu.    

- Za stopy go chwyciłem i wyciągnąłem na powierzchnię, starałem się jak najszybciej go wydostać. Prowadziłem non stop reanimację, ale przyjechała karetka, próbowali go ratować i stwierdzili zgon, już było za późno - relacjonuje ojciec chłopca.

ZOBACZ: Urzędnicy chcą przenieść 80-latkę. Walczą o nią przyjaciele

Rodzice Szymona doszukiwali się winy miasta, które powinno dbać o bezpieczeństwo mieszkańców. Burmistrz twierdził jednak, że nikt nie zgłaszał kradzieży włazu do studzienki. Do dziś niestety postępowania sądowe wciąż trwają. Rodzina walczy o odszkodowanie - 200 tysięcy złotych. 

To nie jedyny problem rodziny. Kilka miesięcy po śmierci Szymona  urodził się drugi syn, Adrian. Niestety okazało się, że chłopiec choruje na nieuleczalną chorobę. Rybią łuskę.

- Ból świeży po jednej tragedii, to spotkało nas kolejne - zmaganie się z ciężka chorobą. Żyliśmy w strachu, że możemy stracić kolejne dziecko - mówi pan Krzysztof.

Rodzice robią wszystko, by leczyć chłopca. Nie jest jednak łatwo, bo dziecko wymaga sterylnych warunków, a ich dom wymaga całkowitego remontu.

- Bardzo by się przydała łazienka dla niego, gdzie mógłby być kąpany w głębszym brodziku, a nie w wanience, ale i pokój - mówi pani Magdalena.

ZOBACZ: Sąsiedzki spór o wodę, bramę, płot...

Państwa Stąporkowskich zaczęli wspierać wolontariusze. Wsparcie w remoncie obiecał także starosta. Potrzeby są jednak ogromne. To także leczenie i rehabilitacja Adriana. Bez wsparcia ludzi dobrej woli państwo Stąporowscy nie poradzą sobie.

- Moim marzeniem jest, żeby nadszedł taki dzień, żeby Adrian wyzdrowieje całkowicie i ta choroba się cofnie, że się wyleczy, że będę mógł po prostu swoje jedyne dziecko zaprowadzić do szkoły, uczestniczyć w komunii, może ślubie, bo wcześniej zostało mi to wszystko zabrane - mówi pan Krzysztof.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX