Zimno w mieszkaniach. Grzeją po trzy godziny na dobę
Dramat mieszkańców dwóch bloków w miejscowości Miłobędzyn na Mazowszu. Choć płacą wysokie rachunki, to ich mieszkania są ogrzewane tylko przez niecałe trzy godziny na dobę. Nie ma szans, by było w nich ciepło. Problem nie powstał wraz ze światowym kryzysem energetycznym, trwa od lat.
- Regularnie płacimy rachunki, a mamy zimno w mieszkaniu. Są takie dni, że nie jest w ogóle palone, są takie dni, że jest późno rozpalane, nie można wykąpać dzieci - tłumaczy Małgorzata Bentlejewska.
- Żyje się bardzo źle. Mam wnuczki w wieku 2 i 5 lat. Są co dwa tygodnie chore, ja też jestem ciągle przeziębiona. Mam taką kamizelkę na miśku, grubą. Nie ma mowy, by się w mieszkaniu rozebrać - opowiada kolejna mieszkanka Urszula Okońska.
- Trzeba kocem się okryć i siedzieć. Do kąpania włączamy dzieciom piecyk elektryczny, później szybko się je ubiera i buch do łóżka - dodaje Hanna Czarnomska.
ZOBACZ: Brutalne morderstwo Polki. Rodzina wyznaczyła nagrodę
Kolejna lokatorka, Ilona Domagalska, zauważa, że w takich warunkach nie można wysuszyć prania. - Wszystko kiśnie – mówi.
- Dodajmy, że nie mamy ciepłej wody. Musimy ją sobie sami zapewnić. Niektórzy mają jakieś tam elektryczne podgrzewacze wody, niektórzy mają piecyki gazowe i tak to wygląda. Za prąd płacę 400 zł, 500 zł - zależy. To wszystko trwa już z pięć lat - mówi z kolei Małgorzata Bentlejewska.
- Zimno jest. Jak przychodzimy płacić, to prosimy: pani grzeje, bo jest zimno. Zawsze obiecuje, że będzie grzała - opowiada Danuta Lipińska.
ZOBACZ: Rolnicy z Pomorza bez pieniędzy za kukurydzę
Mieszkańcy co miesiąc płacą wysokie rachunki za ogrzewanie swoich lokali, jednak zdaniem administratorki są to wciąż kwoty niewystarczające. Kotłownia więc w ciągu doby pracuje tak krótko, że nie ma szans na ogrzanie mieszkań.
- Mam 64 metry, to 680 zł płacę. Jeżeli jednak jest niepalone, to i rachunek powinnam mieć mniejszy - podkreśla Ilona Domagalska.
- W dzień to tak palą, że nawet nie czuć, a nad ranem już jest zimno i ja płacę 740 zł - mówi kolejna mieszkanka pani Joanna.
Henryk Rakowski również płaci około 700 zł, a jak mówi, ma chłodno w mieszkaniu.
ZOBACZ: Chcieli niższych rachunków za ogrzewanie i prąd. Zostali oszukani
Tak problemy tłumaczy administratorka bloków:
- Nie mam za co węgla kupić. Mieszkańcy krzyczą, że 40 proc. podwyżki mają, a gdzie nie ma podwyżek? Ja mieszkam w Sierpcu i kilka razy w tym roku już miałam. Nie jedną. Tydzień temu byłam, to mi powiedzieli, że ich nie interesuje cena miału. Czym mam zapłacić za awarię? Ich to nie interesuje, to jest mój problem - tłumaczy.
Mieszkańcy narzekają, że nie wiedzą, na co idą ich pieniądze, bo administratorka nie chce im pokazać żadnych faktur.
- Jeśli ja robię zebranie i ustalam koszty i rada decyduje o stawkach, to na zebranie takie zapraszani są członkowie osiedlowej spółdzielni mieszkaniowej i rada nadzorcza, a nie wspólnoty - mówi administratorka.
ZOBACZ: Walczy o dzieci. Druzgocząca decyzja sądu
Mieszkańcy pytali i próbowali rozmawiać z administratorką, lecz bezskutecznie. Jak twierdzą - taka sytuacja trwa już od przeszło pięciu lat.
- Tu by się płaciło i trzy razy w miesiącu, jakbyśmy mieli takie dochody. To jest worek bez dna. Gdzieś te pieniądze idą, ale gdzie, to my nie wiemy. Do tej pani to nie dociera. Tak jakbym rzuciła kamieniem w płot i odbił się. Co tydzień się chodzi i woła się o zebranie - komentuje Urszula Okońska, mieszkanka bloku.