Wielodzietna rodzina spędzi pierwsze święta w nowym domu
Los nie oszczędzał 49-letniej Doroty Góry. Matkę siedmiorga dzieci najpierw dotknęła śmierć męża, a potem syna. Ale nigdy się nie poddała, a jej trud i poświęcenie zostały wynagrodzone. Po naszym pierwszym reportażu w Interwencji znalazły się osoby, które postanowiły odmienić los kochającej się rodziny.
Ostatnie lata nie były łatwe dla 46-letniej Doroty Góry. Najpierw długo opiekowała się chorym mężem, który umarł. Później musiała pochować też syna. Od trzech lat kobieta samotnie wychowuje siedmioro dzieci.
- Zostałam tylko ja dla nich. I musze je wychować, żeby miały dobry przykład. Żeby wyszły na mądrych i uczciwych ludzi - mówi Dorota Góra.
ZOBACZ: Śmierć synka, choroba kolejnego. Odzew po reportażu
Problemem były warunki mieszkaniowe. Ośmioosobowa rodzina mieszkała w 50-metrowym domu. Budynek wymagał gruntownego remontu. Dzieci spały w niewielkim pokoju. Po naszym reportażu zgłosili się ludzie, którzy postanowili odmienić los kochającej się rodziny. Najpierw Górowie pojechali na wymarzone wakacje.
- Udało nam się pojechać do Sopotu. Mogliśmy być tam razem. Byliśmy w oceanarium, płynęliśmy - wspomina pani Dorota.
- To były pierwsze nasze wakacje. I jeszcze do nas nie dotarło, że byliśmy nad morzem - dodaje.
- Mi się najbardziej podobało morze i jak zbierałem muszelki. Myślałem, że nie jest takie duże. Byliśmy w restauracji, na molo byliśmy. Byliśmy na plaży, potem na placu zabaw - wylicza Krzysztof, syn pani Doroty.
Po powrocie z wakacji rozpoczęła się budowa nowego domu.
- Tak szybko to ruszyło. Nikt się nie spodziewał, że w tak szybkim tempie stanie ten dom - mówi pani Dorota.
ZOBACZ: Rodzeństwo straciło rodziców. Ruszyliśmy z pomocą
- Jak zaczęliśmy budowę, nie podejrzewałam, że to będzie miało taki olbrzymi wydźwięk. Teraz dom już stoi i czeka, żeby zacząć prace wykończeniowe - opisuje Anna Pych, która zorganizowała pomoc dla rodziny.
- Wierzę, że ludzie są dobrzy. Mam nadzieję, że to dobro kiedyś do nich wróci - mówi pani Dorota.
Po ponad roku wymarzony dom jest gotowy. Dzieci mają w nim swoje pokoje i przestrzeń, której w poprzednim im brakowało. Są szczęśliwe.
- Jest komfort, jest ogrzewanie. Wchodzi się do domu i jest ciepło. I więcej tego miejsca jest dla każdego - tłumaczy pani Dorota.
- Nastawienie dzieci się zmieniło. Mają swoje pokoje. Mają swoją przestrzeń, w której mogą usiąść i odrobić lekcje - dodaje.
- Jest dużo miejsca. I mam przynajmniej swój pokój. W poprzednim domu nawet nie miałem miejsca na odrobienie lekcji - opisuje Krzysztof, syn pani Doroty.
ZOBACZ: Ojciec nie pomógł, więc mieszkał w kurniku. Pomogła obca osoba
- Ja do końca nie wierzyłem, że tak będzie. Ale potem zrozumiałem, że to może się stać - dodaje.
- Mam swoje wymarzone łózko, mam swoje miejsce. Mam swój kąt do zabawy. Czasami się też bawię z moimi siostrami tutaj. I lubię też zabawki - mówi Justyna, córka pani Doroty.
- Mogę mieć swój własny kąt, w którym mogę sobie w ciszy odpocząć - dodaje Joanna, córka pani Doroty.
Pani Dorota jest wdzięczna wszystkim, którzy spełnili ich marzenie. Już rozpoczęła przygotowania do pierwszych świąt w nowym domu.
- Chciałam, żebyśmy siedli wszyscy razem przy stole i zjedli kolację wigilijną, zaśpiewali kolędę - mówi.
- Czy mam marzenia? Ja bym chciała tylko, żeby dzieci wychować. Żeby widzieć, że są szczęśliwe, co tam więcej człowiekowi potrzeba - kończy pani Dorota.