Wyłudziła na nią 200 tys. zł. Ofiara nie ma z czego żyć
Maria Opiela z Sosnowca czuje się oszukana przez znajomą, która w czasie pandemii miała jej pomóc w uzyskaniu dotacji z tarczy antykryzysowej. Kobieta podała swój numer konta i wyłudziła z urzędu 200 tys. zł. na dane pani Marii. Ofiara oszustwa nie ma z czego żyć.
55-letnia Maria Opiela z Sosnowca od 17 lat prowadzi działalność gospodarczą usługi sprzątające. Sprząta klatki schodowe i otoczenie wokół bloku. Podczas pandemii chciała skorzystać z tarczy COVID-19 i otrzymać dotację z urzędu pracy. W formalnościach miała jej pomóc znajoma.
- Pierwsze co to chciała 5 tys. zł za tę usługę. Twierdziła, że wie jak pisać, żeby otrzymać dotację, porobiła zdjęcia spisywała z dowodu, potem się pyta mnie o login i hasło. Ja miałam jedno konto firmowe i osobiste w banku, jedno konto posiadałam – mówi Maria Opiela.
- Moja klientka jest osobą, która nie jest biegła w posługiwaniu się internetem, nie ma wiedzy, nigdy nie korzystała z tego typu świadczeń – zaznacza Konrad Szpadel, adwokat pani Marii.
- Dostałam dotację. Przyszły trzy razy wypłaty po 19 tys. zł. Niedługo po tym czasie zaczęły przychodzić pisma – dodaje Maria Opiela.
ZOBACZ: Zbyt "zdrowa" na 500+ dla niepełnosprawnych
Według dokumentów złożonych w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Katowicach pani Maria miała otrzymać ponad 200 tys. zł dotacji. Kobieta twierdzi, że o tych pieniądzach nawet nie wiedziała.
- Ona zrobiła swój profil zaufany, ale na moje nazwisko i ponad 200 tys. zł wzięła – opowiada Maria Opiela.
- Podczas weryfikacji oświadczeń, już na etapie rozliczania otrzymanego wsparcia przez panią Marię Opielę, okazało się, że ZUS nie potwierdził nam zatrudniania przez panią Marię Opiela pracowników – tłumaczy Tomasz Kaźmierczak z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach.
- To było w CBŚP, poszliśmy i ona tam się do wszystkiego przyznała: podpisała, że sfałszowała – dodaje pani Maria.
ZOBACZ: Walka o pieniądze po zderzeniu z kombajnem. Pomogliśmy panu Piotrowi
Wojewódzki Urząd Pracy wystąpił do sądu o zwrot świadczenia covidowego, chodziło o dwie transze po 100 tys. zł, które trafiły na konto oszustki. Sąd nakazał zwrot świadczenia. Wtedy na konto pani Marii weszło dwóch komorników i zajęli wszystkie pieniądze.
- W przypadku działalności gospodarczej prawo bankowe mówi, że podlega egzekucji cała kwota zgromadzona na rachunku bankowym. O ile mi wiadomo jest dwóch wierzycieli: jednym jest sąd, bo są bodajże koszty sądowe, a drugim wierzycielem jest Urząd Pracy. Komornik nie ma takiej mocy sprawczej, żeby sam z siebie mógł odblokować teraz rachunek bankowy – wyjaśnia Piotr Sikorski z Izby Komorniczej w Katowicach.
- To w żaden sposób nie zwalnia komornika od tego, żeby pozostawił pani Marii kwotę potrzebną do przeżycia – ocenia adwokat Konrad Szpadel.
- Pani powódka powinna wpłacić 1500 zł, żeby ta sprawa ruszyła, co więcej - i to jest chyba ważniejsza rzecz - Prokuratura Okręgowa, która prowadzi postępowanie karne przeciwko sprawcy tego wyłudzenia, powinna przesłać sądowi, który rozpoznaje wniosek powódki, jakąś informację odnośnie prowadzonego postępowania karnego, bo do tej pory, pomimo próśb, ani akta sprawy, ani informacja dotycząca przebiegu tego postępowania karnego nie wpłynęła. Mimo że sąd zadał konkretne pytania w tej sprawie prokuraturze – podkreśla Grzegorz Gałczyński z Sądu Okręgowego w Sosnowcu.
ZOBACZ: Natalia straciła nogę. Przez biegłą dwa lata czekała na odszkodowanie
Interwencja ustaliła, że Prokuratura Okręgowa prowadzi duże śledztwo w sprawie wyłudzeń dotacji covidowych. Sprawa pani Marii dotyczy wątku zawarcia trzech umów, w dwóch kobieta ma status osoby pokrzywdzonej, co do trzeciej umowy śledczy sprawdzają okoliczności jej zawarcia.
- Jeżeli będziemy mieć taką informację, że pani Opiela ma status osoby pokrzywdzonej w tym postępowaniu, to na pewno dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach podejmie odpowiednie kroki do tego, żeby pomóc – zapewnia Tomasz Kaźmierczak z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach.
- Zwróciliśmy się do was, ponieważ już nie mogliśmy znaleźć żadnego, innego wyjścia. Nikt nam nie chciał pomóc, każdy nas odsyła z kwitkiem, więc ostatnią deską ratunku była telewizja – mówi pani Kamila, siostrzenica pani Marii.