Nie płacą i nie chcą się wyprowadzić. Cały blok ma ich dość
Para z trojgiem dzieci od ponad sześciu lat nie płaci za mieszkanie, które wynajęła w Małdytach w województwie warmińsko-mazurskim. Jej długi pokrywać muszą pozostali lokatorzy bloku, co rodzi napięcia. Z kolei właściciel mieszkania chciałby je pilnie odzyskać, bo stracił lokal po ojcu i teraz musi mieszkać u znajomych.
Mieszkańcy bloku w Małdytach poprosili naszą redakcję o pomoc. Pan Zbigniew Oleszczuk jest właścicielem jednego z mieszkań. Wynajął je wyremontowane w 2016 roku.
- Mieszkanie stało puste. Była taka potrzeba, to je wynająłem. Po prostu zrobiło mi się szkoda tych ludzi. Zdawałem sobie sprawę, że mają troje dzieci, dlatego wynająłem im to mieszkanie. Dobrze było może z pół roku. Później zaczęły się przeciągania w sensie finansowym, a później z miesiąca na miesiąc dług się powiększał. Nie spłacają długu, nie mają zamiaru spłacać i nie będą spłacać. To są zwykłe pasożyty, bo tak nazywam tych ludzi – opowiada Zbigniew Oleszczuk.
- Lokatorzy, którzy wynajęli mieszkanie od pana Zbyszka, nie płacą już od kilku lat i my uiszczamy opłaty za nich. Z naszych pieniędzy wspólnych, które uiszczamy do wspólnoty, są robione opłaty za to mieszkanie. Za tych mieszkańców. W tej chwili za ścieki w gminie zalegają 5238 zł, a w zarządzie w Morągu jest 29 743 zł. – zauważa pani Justyna, mieszkanka bloku.
ZOBACZ: Drążą tunele. Zagrożone kamienice w Łodzi
Najemcy nie zgodzili się na oficjalną wypowiedź przed kamerą. Nas zapewnili, że płacą za mieszkanie. Na dowód pokazali nam potwierdzenie jednej z wpłat.
- Ci najemcy perfidnie kłamią. Płacić mogą albo nam, wiedząc że to idzie na konto opłat właścicieli, albo właścicielom. Z mojej wiedzy wynika, że panu Zbyszkowi nie płacą ani grosza. Nam prawie w ogóle nie płacą. Przez pięć lat, kiedy powinni wnosić opłaty, wnieśli 967 zł w sytuacjach mocno wrażliwych dla nich. Kiedy myśmy mocno naciskali – informuje Bogusław Safijański, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Zarządzania Nieruchomościami w Morągu.
- To są aspołeczne jednostki, które po prostu mówią jedno, robią drugie. A tak naprawdę to jest w ogóle kosmos, co sobą reprezentują – ocenia Zbigniew Oleszczuk, właściciel mieszkania.
ZOBACZ: Zadławiła się i zmarła. Obwiniają załogę pogotowia
Jak się okazuje, nie jest to pierwsze zadłużone przez rodzinę mieszkanie. Podobnie postąpiła w innej miejscowości.
- Około dwóch lat u mnie mieszkali. Na początku wielkiego problemu nie było - jeszcze płacili wszystko. Nawet jak się spóźniali, to potem regulowali. Ale potem zaczęły się schody. Zaczęli zalegać z opłatami. Ciężko było wyciągnąć od nich te pieniądze. Podjęłam kroki konkretne, że poszłam do adwokata, by sytuację rozwiązać. Oni po prostu są bezwzględni. Nie mają skrupułów, śmieją się ludziom w twarz, że nikt im nic nie zrobi, bo są na prawie – twierdzi pani Lidia i dodaje, że na wynajmie straciła około 2,5 tys. zł.
- Chciałbym odzyskać swoje mieszkanie, bo na dzisiaj jestem osobą bezdomną. Obecnie mieszkam u znajomych – podkreśla Zbigniew Oleszczuk.
- Zaczęliśmy walczyć. Poszliśmy do radcy prawnego, poszliśmy do wspólnoty, na policję. Poszliśmy nawet już do sądu. W tej chwili czekamy na rozprawę – mówi pani Justyna, mieszkanka bloku.
ZOBACZ: Rolnicy są wściekli. Gigantyczne straty przez przetwórcę
Ogromne zadłużenie mieszkania pana Zbigniewa to nie jedyny problem wspólnoty mieszkaniowej. Drugi to strach przed najemcami lokalu. Mieszkańcy bloku twierdzą, że dochodzi do awantur, w trakcie których są obrażani i wyzywani. Przekazali nam nagrania, na których zarejestrowano część osobliwych zachowań pary.
Kilkukrotnie próbowaliśmy porozmawiać z najemcami mieszkania pana Zbigniewa. Bezskutecznie. Zrozpaczony mężczyzna zadzwonił po policję.
Policjantka: W 2016 roku pan wynajął to lokum tym państwu znając ich osobiście?
Pan Zbigniew: Nie, nie znałem ich osobiście.
Policjantka: Nie znał ich pan osobiście. Gdzie przebywał pan w momencie, kiedy pan im wynajął to mieszkanie?
Pan Zbigniew: Wtedy miałem drugie mieszkanie. Jeszce ojciec żył, później ojciec zmarł, mieszkanie zostało sprzedane.
Policjantka: 2016 rok, jak wyglądała współpraca z tymi osobami, które zamieszkują?
Pan Zbigniew: Normalnie, tak jak powinno to wyglądać. Zepsuło się pół roku później, bo przestali płacić.
ZOBACZ: Kupili segmenty, część terenu zabiorą drogowcy
Policjanci w obecności mieszkańców podjęli próbę mediacji z zadłużonymi lokatorami:
Policjantka: Dobry wieczór. Chcemy, żebyście państwo nas posłuchali. Pan Dariusz też.
Mężczyzna: Banda się zebrała i...
Policjant: Nie banda. Chcą porozmawiać, to trzeba porozmawiać.
Policjantka: Ale słuchajcie państwo, czy w naszej obecności boicie się spojrzeć im w oczy?
Kobieta: O czym mamy rozmawiać, pani redaktor, pani powie. Jak ja wyjdę z tymi ludźmi porozmawiać, to oni jutro pójdą na policję i powiedzą, że ja ich zaatakowałam.
Reporterka: Ale policja przyjeżdża tutaj wiele razy i, jak widać po pani policjantce, spokojnie chce negocjować.
Policjantka: My jesteśmy tutaj, żeby wam pomóc. Rozmawiałam z panią wielokrotnie na temat tej sytuacji.
Kobieta: Proszę zabrać to towarzystwo spod tych drzwi, bo boi się moje dziecko. I sobie nie życzę, żeby oni tu stali. Niech sobie zejdą niżej i niech sobie gadają, co chcą. Do momentu wyprowadzki ja chcę mieć spokój.
Reporterka: Skoro jest wam tutaj tak tragicznie źle, to proszę się wyprowadzić.
Kobieta: Wyprowadzimy się. Ale dlaczego my mamy z dnia na dzień uciekać?
Reporterka: Jak to: uciekać?
Policjantka: Nie chcecie rozmawiać?
Mężczyzna: Nie chcemy rozmawiać, nie chcemy.